sobota, 2 maja 2020

RESET

Ten rok wydaje się być zbyt długi. Negocjuję

głód uczuć, który czyni mnie swoją
ofiarą. To jedna z kar za odmowę uczestnictwa
w stanie bezczynności. Podobno

wystarczy się nie bać. Ale ten strach
nie rodzi się z troski o siebie...i nie jest też skutkiem
fantazji - kochane Ego.

To, czego oczekują od ciebie inni jest
niestotne. Ja Jestem twoim kierowcą. Ty jako pasażer
nie masz żadnego wpływu

ani na kierunek, ani na prędkość
jazdy. Nie nakrywaj głowy kołdrą. Utrudniasz mi
oddychanie.


.
.
.

wtorek, 28 kwietnia 2020

Strona główna  Recenzje  Andrzej Mozga i Ewa Bieńczycka o wierszach Aleksandry Zbierskiej

Andrzej Mozga i Ewa Bieńczycka o wierszach Aleksandry Zbierskiej

0
32


Andrzej Mozga
Strefa ruchu
biegnij azPo prawej stronie poetyckiej skali ustawmy poezję stricte językową. Grudy, zawijające się nawzajem taśmy i zamglony obraz człowieka stojącego za wersami. Nie wiemy, czy lubi piżamy, jeździ na pikniki polskiego radia, jaki jest jego status towarzyski i egzystencjalny. Grasuje w pewnej rzeczywistości językowej, której prawdopodobnie użyje przy wyplataniu swojej twardej wikliny, stąd od biedy można pokusić się o wróżenie z wersów, będzie to jednak czytanie niczym z czarnego ekranu, po którym suną losowe kombinaty znaków. Po lewej stronie wykresu musi znaleźć się w takim razie miejsce dla poezji realizowanej poprzez język przezroczysty, który niczym psiak ma wiernie służyć oddawanemu środowisku i światu, ma służyć do wylewania swojego doświadczenia lub gotowania fantazji.

„Biegnij” Aleksandry Zbierskiej wydaje się być w tym układzie gdzieś pośrodku – zakładając dodatkowo, że oś pionowa dotyczy poetyckiego rozgadania (góra wielkie gadanie – dół minimalizm), choć często autorska igła przesuwa się bardziej ku górze i prawej stronie: małe zwycięstwa mówienia nad milczeniem i języka nad światem, powiedzmy, że w stosunku 60 do 40.
Z tomiku wyłania się pewien świat, jest on jednak potasowany między różne postaci, chórki odgrywają, odśpiewują swoje role. Jest raczej miejsko: bruk, wnętrza, knajpy, kawiarnie, kamienice ze sztucznymi kwiatami w oknach; słońce przetacza się z wraz z ciemnością. Mimo gęstego wielogłosu, nie są to relacje bardzo od siebie oddalone, rzeczywistość wydaje się być podszyta podobną, autorską energią, rozedrganiem i afektywnością. Taki też jest język, który często bawi się sam ze sobą w zamkniętym pudełku, nitki buzują, puchną we wnętrzu i nie chcą lub nie mogą się wydostać. Głosy, pogłosy, koktajle skojarzeń, witalny językowy makaron, wszystko to sunie przez „Biegnij”, wprowadzając atmosferę wiecznego czasu teraźniejszego, wystrzału, ruchu, produktu chwili. Wiersze wydają się przychodzić Zbierskiej łatwo, ma się wrażenie, że autorka improwizuje, podłącza się pod ulotne fale mózgowe i kreśli piórem na kartce linie niczym sejsmograf czy wariograf, który twierdzi, że prawda zawsze jest po stronie ruchu, chwili i spontaniczności. Jest w tym także coś z wampiryzmu, podpinania się pod pasy transmisyjne rozmów, klimatów, książkowych strzępów. Wysyłane przez autorkę „podmiociki” wyłapują rzeczywistość, zasysają ją, są ciągle głodne, nienażarte, muszą pochłaniać kolejne obrazki, przestrzenie, kawalkady słów. Autorka, jawiąca się w tym kontekście niczym kleszcz na języku, nie działa, by dotrzeć do powtarzalnych wzorców, idei, wiecznego zrozumienia, ale raczej przepuszcza przez siebie ten całodobowy ruch wrażeń. A czyni to po to, aby dzięki temu normalnie funkcjonować.
Z języka wyłania się pewna rzeczywistość, pewne sytuacje, ale wydaje się, że nie ma tu przypisanych do nich „twardych” znaczeń. Fermentacja, rozbiórka sensów odbywa się w momencie przyjęcia musu, gdy paprochy słów, powiedzonek, pół-sytuacji lokują się u odbiorcy i od niego zależy, co zrobi z podanym na chochli czy przez kroplówkę płynem. Oczywiście, zdarzają się także puenty, próby podsumowań, szeregowania wrażeń w kategorie, ale „Biegnij” to raczej przemyt chwil, do których nie przylgnęły jeszcze żadne sensy, nie stworzona została struktura czy schemat poznawczy. Opisanie czegoś raz na zawsze jest gorsze od śmierci, zdaje się mówić autorka.
W 2012 roku wyszedł zbiór wierszy „Rzeczy R”, nieżyjącego już noworudzkiego poety, Zygmunta Krukowskiego. Autor tłumaczył, że dla niego życie jest synonimem witalności, energii, ruchu, rozedrgania, wibracji, co najlepiej oddawane jest w języku przez głoskę R. Patrząc w ten sposób można wiele zrozumieć z twórczości Zbierskiej, a tytuł jej poprzedniego tomiku, „Wibrujące ucho”, zdaje się być najlepszą egzemplifikacją filozofii ruchu. W polskim „biegnij” nie ma R, ale autorka dalej kumpluje się z drużyną wykrzykników, tańcem rzeczywistości i niechęcią do życiowej nudy. Baudrillard porównywał siedzenie przy ekranie do platońskiej jaskini –rusz się, odwróć, życie jest gdzie indziej. Właśnie to „gdzie indziej” pokazuje Zbierska.                                   
———————————————————————————————————————

Ewa Bieńczycka
Aleksandra Zbierska należy do tych poetek, które konsekwentnie wydobywają twórczością to, co w sobie noszą z determinacją wewnętrznej potrzeby, nawet jeśli obie strony, autor i czytelnik nie zdają sobie sprawy, co się w poezji tak wydobytej naprawdę dzieje.
Nie czytałam środkowego tomiku „Panoptikum”, natomiast znam pierwszy tomik „Wibrujące ucho” i wydaje mi się, że są to cały czas te same warianty tej samej historii opowiedziane tak jak w filmie „Biegnij Lola Biegnij”.
Trudno nie zorientować się, że klimat wierszy jest ciemny, mimo, że świat pokazany w nich jest barwny, kolaże są lekkie i nie wydumane, w najnowszym tomie wzbogacone o reminiscencje historyczne, dużo tu radzieckich wspomnień z komunistycznej szkoły: Tiereszkowa wyniesiona nawet nie tyle w kosmos, co pod sufit pokoju, tak jak na postmodernistyczną ironię przystało.
Wśród nieustannej gry skojarzeń, gdzie zawsze, w każdym wierszu jest jakieś główne przesłanie, niekoniecznie dla czytelnika czytelne, niemniej wyczuwa się drugie dno, odnaleźć można prawdziwe piękno, zapewne mimochodem, gdyż poetka wystrzega się płytkiego sentymentalizmu. I tak niebieskie róże z kiczu przeobrażają się w atrybut estetycznej wartości w proletariackiej kamienicy [Sztuczne kwiaty], włosy, być może i ich brak, zmieniają się w imponujące pukle [fryzjerczyk], modlitwa przeradza się w masochistyczną udrękę niekoniecznie bolesną [Medytacja].
W wierszach podmiotem lirycznym ciągle jest ktoś inny i dzięki temu mamy różne perspektywy świata, który właśnie się w wierszu objawia. I tak widzimy go oczami noworodka [okno życia], byłej prostytutki [Gdy miłość odchodzi], czy pijaka [Charakter].
Są też konwencjonalne obrazki z ulicy, najbardziej sugestywne w swojej prostocie, chociażby ten zawarty w według mnie w najpiękniejszym wierszu z tomiku zatytułowany „ I już”, gdzie Poznań jest przestrzenią o tyle bezpieczną, o ile nadwrażliwy bohater pokona toksyczność Drugiego, zarówno napotkanego znajomego, jak i anonimowego przechodnia i kogoś, z kim dzieli mieszkanie.
A kto nie jest nadwrażliwy? I o tym jest ta poezja, o panicznym uciekaniu od przeznaczenia, od losu, od Drugiego, od własnej nadwrażliwości.


Aleksandra Zbierska. Biegnij. Nowa Ruda : Wydawnictwo MaMiKo, 2017





WYWROTA - RECENZJA

Aleksandra Zbierska "Wibrujące ucho"

Autorka zniża się do poziomu trawy i nasłuchuje. Szumów trochę jest. Ważne jednak, by z tej mnogości nawiązań wyłaniała się całość, która ma ręce i nogi. Tak jest w tym przypadku.


Totalna mobilizacja szumu.

Z wiersza "Wibrujące ucho"



Aleksandra Zbierska jest osobą doskonale znaną bywalcom liternetu, szczególnie portalu nieszuflada.pl. Autorka czaiła się w necie dość długo, co pozwoliłoby teoretycznie przyzwyczaić się do jej stylu. No ale debiut książkowy to osobna całość i zabawa na trochę innym poziomie. No to się postanowiłem pobawić :)

Cechą Wibrującego ucha jest nakładanie się na siebie wielu równoległych rzeczywistości. Wiersz otwierający tomik kończy się pytaniem: Czy żyję, nie wiesz? Ten dylemat pojawia się w kilku innych wierszach. Czy on umarł? Czy tylko mu się śni, że umarł? A może przeciwnie - może śni mu się, że żyje? W wierszu W stronę hetero na równoległych planach występuje: heteroseksualny peel, kurew która temu peelowi mówi że jest homoseksualistą, oraz Charles Bukowski, który perfidnie z tego się naśmiewa. Zbierska wciela się, wchodzi w maski i interteksty. Sztandarowym numerem jest tutaj wiersz o Zbigniewie Macheju, który mógłby być Tymoteuszem Karpowiczem, ale nim nie jest, chociaż tak naprawdę mógłby robić sto innych różnych rzeczy. Zbierska lubi takie rozważania - nasłuchiwanie tak uważne i intensywne, by wejść w skórę, zamienić się rolami, poudawać. Pojawia się tu też pytanie kim jestem? Czy jestem pingwinem, czy też może pomysłowe białko zamieni mnie w coś innego (wiersz Ewolucyjna tęsknota pingwina).

Jak Zbierska to robi? Ano różnie. Generalnie lubi poezję efektowną. Żeby nie było, że piszę tę recenzję na klęczkach - nie zawsze ta efektowność Zbierskiej mnie przekonuje. Dobrze wybrzmiewa we W stronę hetero - z całej złożoności konstrukcyjnej tekstu wyjawia się sytuacja wiarygodna. Poza tym, wspominana już Ewolucyjna tęsknota pingwina - cytaty, gierki słowne i zabawa kontekstami tworzą całość wyjątkowo urokliwą i zgrabną: Nie sieje, nie orze, a żywi go Pan. Nie zrodzony, nie stworzony, nie współistotny ojcu. - Swimming in the sea is a great fun. Natomiast momentami wydaje mi się, że Zbierska z efektami przesadza, czy też nie do końca cokolwiek z nich wynika (zaznaczam - momentami). Stosuje dziwaczne zabiegi interpunkcyjne (no, może nie dziwaczne, ale nie kumam w jakim celu) typu pies wyje & wyje. To zabawny szczególik, który co prawda nie wpływa za bardzo na moją ocenę całości, ale dobrze obrazuje zamiłowanie autorki do błyskotek. Natomiast efekty i krzykliwość zarżnęły moim zdaniem wiersz pt. Miłość - dla mnie jedyny zdecydowany mankament tomiku, nie z powodu tzw. brzydkich wyrazów, mogących urazić nazbyt delikatne i pruderyjne uszęta, ale z tego powodu, że dużo w nim krzyku, z którego nie za wiele wynika.

Ciekawe natomiast są momenty, w których ten zgiełk sprowadzany jest przez Zbierską do parteru prościutkimi, a jakże udanymi konkluzjami. Z moich faworytów - Miał usta pełne pierza, a ja napad paraliżu. Brakuje mi zamknięcia. I nade wszystko - puenta całości: Orkiestra dęta gra Marche funebre Chopina. Słońca nie ma - a życie jest. Piękna puenta.

A więc co wyłapuje ucho Zbierskiej? Ano, wyłapuje mnóstwo. Autorka zniża się do poziomu trawy i nasłuchuje. Szumów trochę jest. Ważne jednak, by z tej mnogości nawiązań wyłaniała się całość, która ma ręce i nogi. Tak jest w tym przypadku.

Aleksandra Zbierska, Wibrujące ucho.
Brzeg 2009 (dostępne z nowym numerem czasopisma RED)


https://www.wywrota.pl/ksiazka/16577-aleksandra-zbierska-wibrujace-ucho.html

BABINIEC LITERACKI

Aleksandra Zbierska ‒ Wieszając psy

A gdybyś umarł dziś w nocy - zapytałam - to
co by ludzie o tobie pomyśleli? Uśmiechnął się
z niedowierzaniem, a potem spoważniał - to,
co widać: oszczędny, trzeźwy, sprytny, społecznie
przystosowany - trwający, jak kula na wpół
wygasłego żaru - ani zimny, ani gorący, w gruncie
rzeczy chory, bo ani jeden dzień mojego życia
nie był mój własny, lecz był jedynie tym,
co otoczenie dla mnie wybrało. Tylko śmierć
czyni wielkie miary i normy śmiesznymi,
więc ktoś nas wytresował, byśmy się bali -
światła, przestrzeni, górskiej ściany, morza.
I tak nie możemy wyobrazić sobie najgorszego,
bo to, co nas spotka, będzie gorsze od tego,
czego można by się spodziewać - zaśmiał się.
Więc gdybym umarł dziś w nocy, pomyśleliby -
biedny, mały skurwysyn, samobójca. Boga
się nie bał. Niech gnije w spokoju. Pies z nim.



Aleksandra Zbierska ‒ (ur. 1968) – absolwentka poznańskiego Studium Piosenki, występowała na deskach kabaretu Warsztat w Warszawie na Nowym Świecie. Laureatka wielu konkursów literackich, m.in. im. Jacka Bierezina Łódź 2008 (wyróżnienie honorowe), a także I konkursu na zbiór wierszy imienia SCHERFFERA VON CHERFERSTEINA Brzeg 2008, którego pokłosiem jest debiutancki tomik pt.: Wibrujące ucho. W 2009 roku zostaje wydany drugi tom poezji pt. Panoptikon (Wyd. Black Unicorn). W tym samym roku jej wiersze zostały zamieszczone w książce Solistki. Antologia poezji kobiet (1989–2009). Publikacje: „Odra”, „Pogranicza”, „Arterie”, „Rita Baum”, „Tygiel Kultury”, „Wakat”.

fot. Helikopter OPT

http://babiniecliteracki.blogspot.com/2019/04/lewicka-klucznik-schmidgall-wybodowska.html

WYWROTA

EPRAWDA

WITRYNA PP




WIERSZE PO POLSKU

TALENT OBLIGE

Poruszające się ciało powraca do spoczynku, jeżeli siła, która je popycha, przestaje działać. Arystoteles Są ludzie, którzy gdyby nie pisali, […]

UMRZEĆ WE ŚNIE. LEŻEĆ

jak żółw w przewróconym pancerzu cierpliwie znosząc śmiertelną niezgrabność – to głupie tak nie móc przestać o tym myśleć – […]

A JA MAM WŁAŚNIE NAPAD PARALIŻU

nie mogę oderwać oczu od zakonnicy obojętność wróbli świadczy o tym, że czerń nie jest cudem. w gruncie rzeczy więcej […]

EWOLUCYJNA TĘSKNOTA PINGWINA

śmierć przez utopienie lekka nie jest i to mu nie grozi, choć ciągle jest zdany na łaskę tlenu. –> nie […]

TAK JAK UŚMIECH STOJĄCYCH

obok, w kolejce. Niektórzy czytają gazety. Dwóch starszych panów siedzi w fotelu. Gospodyni przechadza się, tam i z powrotem ustalając […]

ELEGANCCY, ELOKWENTNI

a ja mam właśnie okres chrześcijański. w instynktownej piekarni siedzimy blisko siebie, gejzer gorącej klatki schodowej próbuje wywieźć w pole […]