poniedziałek, 28 czerwca 2010

nowe teksty - publikacje

ŚWIĘCI Z BOSTONU

w sześcioosobowym dormitorium
leżeli obok siebie i były to te momenty:
po pierwsze - było ciemno, po drugie -
drzwi byłe zamknięte, po trzecie - pod ścianą
stał rozgrzany piec telewizora. trzeba

być realistą odwołując się do praktyk
seksualnych, które uznano za tabu. i to jest
ten moment czwarty, kiedy się zwiększa
siła magnezu krypto - gejowskiej reklamy.
tymczasem aport moralny okazał się być
niewielki: przypadkowy seks

jest jak morderstwo w nieustającym poczuciu
niewinności. i dominanta: grzechem jest
tylko to co czyni komuś krzywdę . ad rem:
po pierwsze - krzywda, po drugie - norma,
ponieważ krzywda należy do normy, jest
falą per contra. i to jest właśnie owo "nic"
co robi krzywdę w poincie.

[wyróznienie w konkursie im. Jacka Bierezina, Łódź 2009]





A zdychać wcale nie trzeba


Gwoździe zdarzają się małe. A bywają i duże,
jak palec. Droga pisarza usiana gwoździami,
przeważnie dużych rozmiarów. Chodzić po nich
trzeba boso, krwi ubędzie dosyć
i z każdym rokiem będzie ciec obficiej.
Jeśli jesteś słaby, to kupią cię i sprzedadzą,
zahukają, uśpią, i uwiędniesz, udając,

że jesteś kwitnącym drzewem. Błogosławię cię za to,
że dasz sobie połamać żebra, by dostać się
w sam środek rikszy. Ugnieciesz swą twórczość
jak ciasto, po to tylko, by spotykając człowieka
z wyrwanym strzępem serducha stworzyć w nagrodę -
dla równowagi - na miarę uszyte kłamstwo,
pocieszający fałsz, np.:

że pierwszy szczebiot ptaka o świcie
jest piękny. (Jedna z panienek zdejmuje pończochy
i boso spaceruje po śniegu, żeby nabawić się
zapalenia płuc i wyzionąć ducha.) Cześć wam,
szaleńcy, co zapalacie złoty sen dla ludzkości,
nieszczęsnej. Cześć waszym zębom
dygoczącym z zimna.







Kuba Bogu


Dedykowany niewątpliwie Teu bę


Laska mówi - twarz twoja nikła w oddali,
czekałam, chciałam cię jakoś ocalić. - To
z German - mówię. - Ja tu przychodzę nie po to,
by reperować twarz, ani otrząsać z kurzu
duperele. Cha zresztą wie, po co się tak
wywnętrzać. Laska mówi - paralele

czekania. Ja mowie - liść czekania - rozłąka,
jak liść pożółkły leżała pomiędzy nami.

Zostań, gdzie jesteś - słyszę - prochów z siebie
nie otrząsaj, trupa z buta nie odwracaj. Och,
to już innego rodzaju gra. Sadzie jabłkowy
z niedopieszczoną ja - błonką, owocu do gnicia -
mówię ci, pamiętam. Mam w ręku kamień,

podrzucam kamień, kamień do mnie wraca.
Laska mówi - bumerang. Ja mówię - dobrze.







o świcie.


Ma w sobie coś pięknego ta chwila, gdy spojrzenie
przestaje być spojrzeniem. Gdy rozpada się

powłoka cywilizacji, przymusu & dyscypliny
odsłaniając dziką, spragnioną mordu bestię.

Może to zabrzmi dziwnie, ale uświadomienie sobie
tej prawdy dało mi pierwsze odczucie wolności

ARTERIE

==










Wieszając psy

A gdybyś umarł dziś w nocy - zapytałam - to
co by ludzie o tobie pomyśleli? Uśmiechnął się
z niedowierzaniem, a potem spoważniał - to,

co widać: oszczędny, trzeźwy, sprytny, społecznie
przystosowany - trwający, jak kula na wpół
wygasłego żaru - ani zimny, ani gorący, w gruncie

rzeczy chory, bo ani jeden dzień mojego życia
nie był mój własny, lecz był jedynie tym,
co otoczenie dla mnie wybrało. Tylko śmierć

czyni wielkie miary i normy śmiesznymi,
więc ktoś nas wytresował, byśmy się bali -
światła, przestrzeni, górskiej ściany, morza.

I tak nie możemy wyobrazić sobie najgorszego,
bo to, co nas spotka, będzie gorsze od tego,
czego można by się spodziewać - zaśmiał się.

Więc gdybym umarł dziś w nocy, pomyśleliby -
biedny, mały skurwysyn, samobójca. Boga
się nie bał. Niech gnije w spokoju. Pies z nim.







zapytałam, dlaczego to zrobił

bo ceni różnorodność - odpowiedział facet co zdradził
i zdradzi jeszcze nie raz. potem mówił o kulturze fiuta
i murzyńskich biodrach - dużych, przepastnych,
o których marzy Kuba B, bo:
demona murzyńskiej dupy nie wypędzi się z łba
czytając Spinozę czy Freuda - to instynkt

przeciwny skokowi. Siedzę w fotelu i czuję jakbym szła;
jakbym szła długą nocą - za nim, i po niego,
a przecież nikt nie jest taki specjalny.
odprysk Ducha
najwspanialsza rzecz, jaką wszyscy dzielimy.

- niech pani tak nie mówi, będę wył - powiedział
facet, który zdradził i zdradzi jeszcze nie raz.
Skąd ma wiedzieć dlaczego ten płacz?
Opanował się i wszystko jest ok -
trumna na swoim miejscu, i ładnie zamknięta;
Orkiestra dęta gra Marche funebre Chopina,
słońca nie ma - a życie jest.




RiataBaum

==







Złapać cień karalucha



1.

Zatrułam się brzoskwiniami. Takie były czyste i miękkie, może dlatego, że Klod rąbnął je dla mnie - jest lekkością mojego światła. Budząc ducha poranków przywraca mi spokój. Pozwolę mu kręcić kołami mojej spódnicy z tuzin jeszcze razy, aż łzy wedrą się w chłodny projekt naszych chichotów roztapiając stres. Przez godzinę będzie cisza, która, jak najpiękniejsza muzyka, spowoduje drętwienie palców, a potem wg jakiegoś kodu On znów przekręci kluczyk potrajając i czterokrotnie zmniejszając moją paranoję, i weźmie mnie, jako zakładnika, a ja się poddam. I będziemy włóczyć się nonszalancko w głąb naszego la la landu.



2.

podrap mój nos - powiedział czerwony od gniewu. bujasz w obłokach apatyczny złodzieju i przychodzisz pogrzebać wszystkie moje sprytne niespodzianki. a ja pragnę krwi. pozycja, jak uścisk tabasco: zasysać wschód słońca aż do kukurydzianej erekcji twojej pustej gadaniny. A na tyłach sceny bananowa twarz ględzi o złudzeniach własnego "ja" i śmieje się otwarcie z dużymi kawałkami mięsa w zębach. chociaż mnie to nie bawi, skusiło mnie pragnienie. teraz kroczę dumnie w rubinowej plamie południa, rzucając arystokratyczny cień ordynansa.



3.

Och! pomarańczowa ośmiorniczko! zabiłaś się prawie w moim łóżku - powiedziała niewolnica garów - kuzynka z piętra pod nami (usuwała kilka razy), rzucając takie samo spojrzenie jak wujek z portretu, zanim odrąbał jej śliczną stópkę rozmiar 37.

Potem zrobiła herbatę, bo było wpół do piątej - ti tajm cholera, ile sprzątania - stwierdziła odziana w prowokujące desu.



Obsługa hotelu powiedziała "nie" z powodu pogrzebu. Klod przypomniał przypadek Prosiaczka. - miał trochę więcej bekonu na brzegu talerza, a teraz tylko żwir, więc urżnął się na drugim krańcu pudła z pisakiem. - Przestań drapać krocze. Cóż, on to właśnie robił, naprawdę - powie mama oszczerczym głosem Marka Twaina, topiąc nas obydwoje w fasolowym piure z ziemniakami.





* * *




Zamienię ból.


Telefony, telefony.


dziwki, taksówki, uwielbiam cię nocy!

Roztapiamy się w tłumie, odnajdujemy się w pościeli. Tamten czy tamta, któryś wyskoczył . Rodzice zabrali tylko jajo faberże, zręczny falsyfikat.



W donicy mieszka pająk. Oko, które patrzy hipnotyzuje. obrywam muchom skrzydełka,



moja siostra targa włosy. Chciałam jej ci dać w pysk, z histerią trzeba po męsku. Tymczasem to ja leżę w kiblu. Leciałam chyba dwa metry. No dobra. Idziemy na spacer, w tym mieście są jeszcze mrówki, i trawa, znajomi. podanie ręki ?

gilotyna.



Ten trzeci cierpi jeszcze, ale ja tego nie czuje. wąskie łóżko, prześcieradło na oknie, pająk śpi na podłodze, poduszka śpi obok niego. Pierwszy dzień zmartwychwstania. Jeszcze się chwieje.



Wymawiam ci - krzyczy współlokator. Burdel cholera!. Ściany zarzygane sokiem z czarnej porzeczki, w kiblu cieknie woda, podłoga się klei.



Kocham cię - mruga oko i ciało tuli ducha, który jest gdzieś indziej. O duszę nie trzeba już walczyć.



Jesteś w takim stanie nieważkości że w ciemnych okularach i w ciemnym lokalu jest ci wszystko jedno. Dotykasz moich pleców wsuwając mi rękę pod bluzkę. Niczego nie czuję, ale wezmę wszystko, choć darowany koń wcale nie musi mieć zębów.



pod poduszką truchło pająka, lekkie jak piórko. Wyssała go sucz samica a teraz sypie trocinami maleńkich odwłoków. Świństwo pierwszego zamysłu twórczego. Tylko proszę,

bez egzaltacji, rozdepczę na miazgę.



Ostatnia noc. Siny pośladek nieba nade mną, prawo moralne

Ma się dobrze, beze mnie, wszystko jest kwestią rutyny.





Kartezjańscy



1. Zastanówmy się, zanim zacznie marzyć
bo jego marzenie może się spełnić. Spróbujmy
bez emocji: niewinny - prostoduszny - uczciwy - taki
jest - zrodzony, a nie stworzony - dziedziczy
zwłaszcza strach. Z profilu przypomina Byrona
albo Ballarda, w każdym razie kogoś wielkiego - smutny
potomek chichoczącej rodziny. Nie mówi.
2.Nic? Wyje /zabił niewinnego psa, bóg wie co jeszcze
może zrobić/ karetka. Kierunek: Choroszcz - raj
obłąkanych jaj. Da się wepchnąć do szafy i popłynie
statkiem w gównie, które jest metaforą
strasznych narodzin i niemożliwej śmierci.
3. Na ulicy śmiech, dłoń czyniąca znaki zaprasza
pod prysznic znosząc fikcję w bezczasowość.
4. - Uczciwe kobiety są głupie. - Nie!
Cierpliwe. Chamstwo nie załatwia sprawy,
ale ją ułatwia, biedny dupku, mamy na imię
Sabrina i przez odwrotność odległości jesteśmy
zwierzętami. Chodź, wydalimy strach
na gazetę - uciekając się do przesady: gdzie byłeś,
gdy zamykano za tobą drzwi? Pozwoliłeś
się wymazać z ciemności. Anuluję
prawdziwą historię. Żebyś mógł odsłonić światło
odcinam się od głosu. Dzień dobry, szafo,
5. przypomina mi się, jak się czułem
tego wieczora, kiedy zmarł tatuś, jak mnie dręczyła myśl,
co z nami będzie. Co my poczniemy. - Ciiii synku,
dzieci będą miały przez ciebie złe sny.



Tygiel Kultury

==





Żywo, żywiej!

Jechał z miasta na rowerze i, podwiózł mnie
na ramie. - Możemy się przewrócić - uprzedził.
Zastanawia mnie, czy ma poplamioną sutannę
od spodu, ale kręcimy dalej. - Istnieją takie
zdania, którym nie można przypisać żadnej
wartości logicznej, w gruncie rzeczy, widzimy

tylko to, co chcemy zobaczyć: miłość, przyjaźń,
pudełko. Puk, puk! Wyjął kanapkę z plecaka
i życząc mi smacznego kontynuował - nie,
nie ma bardziej szczerej miłości, niż miłość
do jedzenia. - Czy Pan jest Żydem? - zapytałam -
ma Pan takie czarne włosy. - Widzę po obca -

sikach, że nosi Pani rozmiar 39? Daleko Pani
do stópki japońskiej. Przypaliłam mu papierosa,
żeby jakoś nadrobić tę swoją niezręczność, a
on, wyrzucił nadgryzione jabłko i syknął przez
ramię: maniaczko kontrolowania, madonno la
kretino. Rodzisz na grobie, cierpisz

za miliony, dostajesz tylko tyle, o ile po -
prosisz!? Dlaczego nie prosisz o więcej?











Idąc po śladach

Gdy nie ma ciemności, nie istnieje światło -
pomyślałam przed zaśnięciem analizując
wszystkie swoje potknięcia. I Ezra Pound

uśmiechnął się do mnie. Wśród tylu podobnych
wybrał właśnie mnie. Powiem ci, co wiem -
szeptał - zbierałem wiatr, strumienie zapachów,

fluidy, kolory i przestrzeń. Myśli rodziły się
w locie, lecz nie umierały w odpowiedzi
na modlitwę. Nie mów nigdy więcej: nie chcę,

poddaję się. Stań naprzeciwko siebie i powiedz:
kocham cię, Ego. Postaraj się być dla mnie
prawdziwe, a zrobię to samo dla Ciebie. Jeśli

ta miłość jest trudna do zatrzymania, sprowadź
ją do druku. Potem powiedział jedno lub dwa
niezrozumiałe słowa i w jakiś sposób były one

bezwzględne. Jak białe strzałki narysowane kredą
na asfalcie - znajduję napis: odwróć Się ku niebu,
ale nie możesz oderwać się od ziemi.







Wątpiłam

Do mdlejącego ego ST. Germain mówi: pomyśl
o Czasie, kiedy twoje ciało będzie umierać,
o brzydocie martwych, martwych –

martwych! Przyjacielu. Nie uciekaj od tego.
Ja mówię: nie umiem. St. Germain mówi: Pomyśl

o gwiazdach i - dokąd one spieszą. I czy TO
jest prawdziwe? Odzyskaj moment "teraz".
Ja mówię: nie umiem. St. Germain mówi: Czas

jest systemem wiary. Potrząśnij Ego, podsuń mu
sole trzeźwiące pod nos i - nie wyrzucając siebie
z Siebie - idźcie po doświadczenie.










Duszo moja

Bruno powiedział: jest jeszcze kawa
i cukier z ektoplazmy. Weź
srebrną zastawę i pozytywkę, Marto,
choć nie jest to zupełne i bezpieczne zerknij
na zdjęcie chłopca. Odżi
jest Słowianinem, właśnie ściął włosy.

Niebieskie powietrze, mgła - tak ciemno jest
dziś w Sun Francisco, a my prujemy
czarnym bentleyem przez twój niespokojny
sen. Ponieważ go umiłowałem, zostanę z nim
aż do zderzenia. To taki malutki show,
Marto. Za chwilę wstanie Sun Zi.

It's very, very soon. Tak pięknie jest
teraz. Bądź dobrą mamą.









III


co u mnie? zdaje się, wszystko jak trzeba:
bity materii i dźwięku wprawiają w rezonans
białko, więc moje ego rości sobie pretensje

do kolejnego wcielenia, gdzie niebo z nieba,
kość z kości, i twoja świecka wątpliwość -
po co? cóż, spróbuję ci to prościej opisać :

do tego miejsca, w którym teraz jestem
z pewnością przypływów powraca głównie strach.
czy chcesz mnie taką zobaczyć? z głową

załamaną na poduszce, z zapadniętymi oczami,
osłabioną przez brak pragnień i czucia?
jest we mnie noc bez jednej gwiazdy, piękno

i terror szukających się oznak istnienia,
cichy slajd wspomnień, i wpół zatrzymany
wdech. cienie przechodzą w cienie, a wszystko

się dzieje za szybko. ale to nie przeminie.
czy to jest dla ciebie niespodzianką? a jednak
mam marzenia, i nadzieję, przyjacielu. a one

rosną, rosną, rosną, i smak powraca na język.
tymczasem, jak posąg - w zacienionej uliczce,
bez głosu i oczu - odpoczywam w barwach ziemi.









Horyzontalnie



jestem szczęśliwy - powiedział - kompletnie
szczęśliwy, ponieważ pozwoliłem, by opuściła mnie
wszelka nadzieja. sam dla siebie jestem teraz
kimś postronnym. to wielka siła, wiesz? ale trzeba
uważać - materia w istocie cała jest wybuchowa.

nie można kochać za mocno (jak to

się często zdarza ludziom chorym na żółć);
nie można żyć mocniej. niekiedy, ale tylko niekiedy,
warto jest żyć długo. ułożył mnie na kanapie,
żebym mogła przemyśleć sprawę dalszego leżenia,
bo z tej perspektywy nie ma sensu

planować spraw bardziej poważnych ( ktoś

tłucze kotlety za ścianą. z poręczy fotela
na podłogę zsunęły się pończochy. leżą tak bezładnie,
że jest mi ich żal). niech będzie, że ten współczynnik
empatii trochę kłamie. myślę, że nie boję się
tak leżeć. boję się...nie myśleć...

Pogranicza

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz