poniedziałek, 28 czerwca 2010

Varia

BŁĄD PAMIĘCI


zakończenie wydarzeń w gruncie rzeczy jest sprawą przypadku i tylko zewnętrznie wiąże się ze słowami: dostrzegam i odtwarzam przekleństwo tajemniczego fatum, które z pokolenia na pokolenie wysysa z nas siły. A jednak nasze geny przetrwały biologiczną degenerację nie po to, by teraz poddać się duchowemu bankructwu, moralnemu skostnieniu, absolutnej i strasznej pustce wewnętrznej.


Pod zewnętrzną powłoką


przesuwa się sznur postaci, niczym ruchoma galeria kontrastów, przyziemnych namiętności; na wskroś prozaiczne, a niekiedy żałosne i odrażające upozowanie dramatu wzjaemnie zapładniających się myśli. [Obudźcie mnie!] I wszystko zlazło. został goły człowiek.

Dwa koła współśrodkowe zaczęły się przecinać nie nakładają się na siebie.

Filozofio indywidualizmu epatująca ideowym Oderwaniem, strzało pożądania w beztroskim dementi, lapsusie filantropijnego szastania słowem -

ukryć zło czy je upiększyć?



Z BENTALU


Istnieją ludzie uważający za swój obowiązek kreować działania, które wydają im się obrzydliwe. Popatrzcie: na ścianie wisi zegar. Zegar nie jest

halucynacją - wszyscy mogą go widzieć. Myślę więc odróżniam dobro i zło za pomocą uczuć, tak jak rozróżniam kolory niebieski i żółty widząc,

że są różne. Dlatego spowiadam się wam, bracia i siostry, zgrzeszyłam, bo napisałam książkę mnożąc byty niepotrzebne, ponieważ nie ma nic,

w tej książce nic, kompletnie nic ciekawego. Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina. I już osiem nóg diabla pełznie mi po grzbiecie,

ręka diabla do snu mnie kołysze, i szept, jakby z bentalu, w kółko powtarzany : poczucie winy to słabość, to choroba. Nie ma dobrego wyjścia.

Nie ma złego. Pies pożarł kluczyki. Biegnie tu, po ósmej tarczy nieba. Pies nie jest halucynacją, widzą go plejady gwiazd. I wy możecie widzieć.



SEN GŁOSZĄCEJ SŁAWĘ


Co słychać ? - zapytałam. - Nie pracuję już w przychodni - odpowiedział. - Co poza tym? – Flauta - westchnął i zostawił mi autograf

podpisując kwit zapłaty. Noszę go przy sobie, ale z dnia na dzień jest coraz mniej wyraźny. Mam na imię Klio ( dokładnie tak, przez „k”).

Jestem kelnerką w Greenwich, niedaleko parku, przez który biegnie południk zerowy – meridian szczególny, zwłaszcza dla poetów.

Mam kilka niezłych autografów, all correct, w zeszycie. Żal mi poety od flauty. Zrobił świetną prozę, a jednak przeszła bez echa.

Podobno ten jego bohater, to taki dziwkarz epicki (lubię takich!) - może dlatego tytuł sugeruje coś na przekór? Dziś Boże ciało –

czujesz? Feeria kwiatów, wstążek. "Zmiłuj się nad nami” – napis krzyczy ( do mnie? ). Ale to nie mój sen. Jestem Klio ( dokładnie tak,

przez „k”) – dziś wracam do domu. Odliczam kolejną stację. Świat rozmazuje się za oknem, ja przed. I jeszcze credo na oddalającym się

parkanie: jeśli sens istnienia sprowadza się do patrzenia to: czego nie widać, tego nie ma. Oglądam kwit zapłaty – Pluszka zniknął…



PLATFORMA TRENINGOWA


Coś na kształt szkatułki, wewnątrz niej drogowskaz z opuszczoną literą: B[]g, kierunek: synteza prawdy ( najbardziej pewne jest to, co niemożliwe). Dalej

fantazmat bramy, której strzegą koszmary ( strach wymykają się wszelkim opisom), a przed bramą ściany: stawania się, rodzenia, umierania, i rozpadu

( cztery kolejne progi doznawania zmienności) i sam początek: Słowo. Ponieważ przyszłość nie jest opcją, Słowo zapala się od słowa polując na obietnicę ( to,

co wymyka się wszelkim opisom nie istnieje), dopóki zjawiska bujają się swobodnie popychając się wzajemnie do wyjścia - chodzi tylko o wprawę w pożegnaniach.



RZECZY TAK SAMO WAŻNE


(…) jak ta zima, którą ostatecznie odczuwam w samym sobie, chłodny, mroźny spokój, uczucie, a nawet przekonanie, że wszystkie rzeczy są tak samo ważne. Jakaś mucha budzi się i brzęczy na szybie, zelówki odpadają… Jens Bjorneboe


Nic złego nie robi. Dobrego też nie. Chce żeby było lepiej i wie dlaczego lepiej nie jest. Żywioły go nie słuchają, ludzie nie traktują, rzeczy patrzą obojętnie. Mnóstwo jest takich ludzi, którzy patrzą na świat, a świat im się nie odwzajemnia.

Odwrócił się w moją stronę: A ty kim jesteś? - Nie czuć głodu. Żeby tylko nie czuć głodu! - Och, co za dekadencja! Mój biedny skarbie. Korzystaj ze swoich lęków. Stąd bierze się większość pasji. A teraz spójrz: co rozdeptujesz? Ślimak? Tak blisko,

tak blisko! Ale to tylko wyczarowana przez maga breja mięsa. Niewinna i piękna. Zmiażdż ją, a cała rzecz zacznie się od nowa. Za sprawą chimery głodu, iluzji, fantazji. - Co z tego, co z tego. Co z tego? Zimy tutaj są dobre. Pełne ciszy, spokoju. I starość.


Ową

iskrę rozpalającą płomień, krew z palca
ukłutego szpilką, sakramentalne: tak - tak
FORMALNE: nie – NIE? Ego –
istycznych, ponurych i zdecydowanych
inteligentów, teatralną rutynę, pryncypia-
lnych, wątpiących TEISTÓW, bujny
temperament. Śmiałe, silne, bohaterskie,
koty, koty, koty. Kapitał moralny
FACETÓW, potrzeby lokalne KOBIET.
Opatrzność krzyczącą falsetem: OWA –
CJE !!!

Dla surogatów sztuki –

najwyższe uznanie. Obiad na stole. OWĄ
drogę kredową – niech Bóg wywyższy
we właściwym czasie. T y m c z a s e m
nie trzeba się żegnać

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz