.
Przy okazji publikacji "Solistek" dużo mówiło się o potrzebie rozróżnienia poezji kobiecej i poezji męskiej, a także o niedocenianiu tej pierwszej. Czy ten podział, po pierwsze, jest zasadny (wielu miało wątpliwości, iż ta "kobiecość" poezji funkcjonuje tylko jako usprawiedliwienie), a jeśli tak, to co by poezję kobiecą charakteryzowało?
Kobieta i mężczyzna są jak awers i rewers – dwa oblicza tego samego. Jak czerń i biel, jak dobro i zło, jedno bez drugiego nie istnieje. Idealne połączenie to takie, gdy następuje harmonia proporcji. Chcąc nie chcąc różnimy się, na poziomie fizycznym i mentalnym, dlatego możemy wzajemnie się uczyć. Różnice są dopingujące, inspirują. Nie może wiec być tak, że to co tworzymy, nie podlega różnicom. To ciekawe obserwować i doświadczać tych roznić. Poezja także może dawać wyraz temu postrzeganiu. A jednak jest też tak, że kobiety piszą tak jak mężczyźni, mężczyźni pisza tak jak kobiety, uważam bowiem, ze płec mieszka w mozgu, czyli jest identyfikowana gdzieś na poziomie mentalnym. Nie w materiale biologicznym Pt. ciało. Jednak uważam, że jest coś takiego, co zwykło się określać mianem poezji kobiecej. Jeśli kobieta, jako rodzaj postrzegana to: miękkość, intuicja, czułość, to poematy kobiece powinny nosić cechy przypisane do tego schematu. Męzczyzna, jako siła, działanie, fizyczność powinien zatem tworzyć powiedzmy "twarde’ wiersze. No wlasnie, kto tworzy? Umysł, niezależnie do płci, do ktorej został przypisany, płeć determinuje jedynie na poziomie interakcji. Odbiorca to ocenia.
Przemek Witkowski twierdzi, że poezja została zdegradowana do miana "uroczego hobby".
Że hobby to się zgodzę, ale czy urocze? Jak dla mnie to godzinożerne, emocjachłonne, rujnujące stabilność wewnętrzną doznanie. To jakiś rodzaj detonowania ego, które miast znikać, zwieksza swoją objętość. To błędne koło. Nie jest uroczym doświadczeniem chodzić z jakąś myślą, która cię prześladuje, zmusza byś ją zapisał, rozpisał i się z nią poprzedrzeźniał. Ulgę odczuwam, gdy mam w głowie pustkę, gdy nie muszę pisać. Do tego jeszcze jest druga strona – dla kogo piszę? Czy rzeczywiście nie możnaby poprzestać na szufladzie wlasnego biurka? Tak, w tym momencie detonacja ego moglaby wreszcie przynieść efekt. Bez odbiorcy nie ma sztuki. Sama dla siebie staje się nieznośnie niekonieczna. Jest tyle innych pasji przynoszących pozytywną energię, bo tylko ten efekt oddziaływania jest mi bliski. Na przykład malarstwo! Jednak ten rodzaj sztuki wymaga czegoś więcej, niż tylko myślenia połączonego z biegłością stukania w klawisze. Tu oprocz wiedzy, intuicji, wyobraźni trzeba mieć jeszcze technikę. A do tej artysta dochodzi latami. wiersz można napisac ad hoc, ok. może nie wiersz ale twór wierszopodbny. Dlatego tak dużo osób pisze i może dlatego też ja pisałam ( obecnie mam przerwę, poważną i zdecydowaną chwilę bez poezji, także jej nie czytam), bo jest jakaś łatwość – przynajmniej tak się na początku zdaje. Ale jak to w lesie – im dalej, tym ciemniej, można się zgubić, można się odnaleźć. Powroó jednak nie jest już możliwy.
Czy poezja jest raczej rodzajem "przyprawy", urozmaicającej codzienność, czy może być sposobem na życie? A jeśli tak, to czy to dobry sposób?
Sposob na Życie? Masz na mysli ewentualne zyski, dzieki którym można by egzystować bez konieczności podejmowania innych zajęć? Jeśli robisz to co lubisz, nie pracujesz, po prostu oddajesz się swoim pasjom, doświadczasz przyjemności. To byłoby ideałem, móc się utrzymywać z pisania. Myślę, że każdy piszący o tym marzy, ja także – przyznam się bez bicia ale jest też coś takiego, jak zdrowie myślenie, ja sobie je włączam dzięki czemu wiem, co jest utopią a co jest rzeczywistą możliwością doświadczenia. Znam też swoją wartość i racjonalnie oceniam swoje możliwości. Jestem daleka od samooszukiwania się, czy chociażby wiarę w cuda którą pielęgnuję od lat, bo wiele cudów zdarzyło się w moim życiu, więc te wiarę w cuda odpowiednio uziemiam. Chodzę z głową w chmurach – owszem, zdarza mi się – ale korzenie mam głęboko w ziemi. Nie widzę siebie jako poetki, literatki czy kogoś utrzymującego się z pisania. Mam inne zajęcia, którym się z pasją oddaję i które także przynoszą mi pieniądze. Reasumując – poezja, jako rodzaj przyprawy urozmaicającej codzienność – tak, to trafne stwierdzenie.
Co sądzisz o wypowiedzi Tomka Pułki, jakoby nobel dla Szymborskiej był "najgorszym co mogło przydarzyć się polskiej poezji". Czy, jak chce Pułka, Szymborska jest - lekko mówiąc - przereklamowana?
Sadzę że Tomasz Pułka to wspaniała osobowość młodego pokolenia, która niczym kij w mrowisku robi zamieszanie oprócz tego, że pisze, że bywa poetą, w momentach bardzo dobrym. Jego zdanie, na temat nobla dla Szymborskiej jest mi calkowicie obce, niekonieczne, w porywach obojętne. Poezje Szymborskiej lubię, czytuję bardzo często, szczególnie te starsze utwory i te bardzo stare, do nowych nie mam przekonania, ale czy trzeba? Mnie wystarczy to, co Szymborska zrobila z poezja dawno temu. Poezja, którą stworzyła jest dla mnie wartością niepodważalną, przynajmniej w moim odczuciu była konieczna. Czy jest? Nie wiem, nowa twórczość noblistki jest moim zdaniem już tylko cieniem wielkiej gory. Dlatego jej nie czytam, a właściwie do niej nie wracam. I tyle. Daleka jestem jednak od wyglłszania haseł, wymachiwania sztandarami, epatowania specyficznym rodzajem odwagi. Cenie sobie spokoj ducha, spokoj umysłu, stawiam na indywidualne poszukiwanie piękna i prawdy – każdy wg własnej miary, na wlasne tu i teraz doświadczenie. Nagrody, gloryfikacje, tlumy oklaskujące są też potrzebne i uznaje ich konieczność w jednostkowych wypadkach. Szymborska jest dla mnie tym wyjątkiem, który zasłużył na splendor.
Jaka poezja, a jaka proza jest Tobie najbliższa?
Z naszego podwórka: Świetlicki, Pasewicz, Podgórnik, z tych bardziej odległych: Eliott, Tate, w zasadzie taki Misz masz. Cenie różnorodność.
W recenzji Twojego "panoptikonu" Marcin Sierszynski napisał "autorkę interesuje tylko to, co dzieje się z człowiekiem tu i teraz, bez metafizycznych odniesień". Jak sama byś scharakteryzowała swoja poezję?
To, co napisałam kilka lat temu a co obecnie zawiera się w dwoch wydanych przeze mnie książkach powiedzmy poetyckich, to rozważania rzeczywiście o człowieku, o jego naturze, wynaturzeniach, o umieraniu, o tym co jest i rzeczywiście; mogą te utwory sprawiać wrażenie obserwowania tego co jest, bez metafizycznych odniesień, jednak dla mnie metafizyka jest tu i teraz, w przyrodzie, w człowieku takim jakim go postrzegam, tym dobrym i tym złym, w ścieraniu się przeciwieństw tego swiata – chodzę twardo po ziemi z głową w chmurach, jak już wcześniej wspomniałam, chciałabym, by człowiek jako istota rozumna dal cząstkę zrozumienia wszechświata, w człowieku upatruje odpowiedzi, w sobie wreszcie szukam wiedzy. Wierzę, ze jest w nas iskra boża, niezależnie od tego, czy potrafimy nią władać, czy tylko egzystujemy tylko na poziomie zaspokojania elementarnych potrzeb. Dobro i zło pracują w jednej sprawie. Niebo i piekło są w tym samym punkcie, tylko droga przybycia jest inna. Więc moje pisanie, to taki rodzaj poszukiwania sensu istnienia i sensu nieistnienia. Człowiek jest mi najbliższy, w nim upatruję sens wszystkiego a także brak tego sensu. Jedno i drugie jest równie ciekawe.
Mamy w polsce kilku dobrych poetów wśród tekściarzy piosenek, wg mnie na pewno Kazik, Nosowska, czasami Rojek; Dawno jednak nikt nowy nie pojawił się na tej scenie. Ostatnio głosno było o Haartowym Restarcie Kina, którego jednym z głównych założeń była bliższa współpraca prozaików z reżyserami. Czy na podobnej zasadzie nie warto by zorganizować Restartu sceny muzycznej, poetów z bardzo "muzycznymi" tekstami w Polsce nie brakuje.
Dobre teksty muzyczne zawsze były w cenie. Próbowałam pisać teksty, to bardzo trudne zadanie – uchwycić sens, zamknąć go w formie i się w tym nie pogubić – nie udało mi się ale mysle, że jest wiele osób mających ten potencjał i będą nowi, kiedyś będą, ja w każdym razie mowie pas.
Dziękuję za rozmowę.
http://www.allarte.pl/MTIwNDM_df7239,kobieta-i-mezczyzna-sa-jak-awers-i-rewers---wywiad-z-poetka-aleksandra-zbierska.html
.
\.
.
.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz