wtorek, 27 grudnia 2011
antologia doczesnych& feedback zza ekranu
Heretycy wierzą w oślepiający blask żarówki. Mary Jo Bang nie
wierzy, że dym po wybuchu fajerwerków jest różowy. Spinoza
uwierzył w zły temperament kobiety. Grzebalski ukrywa się
w naparstku cienia [ Cecko! Cecko!]. Sosnowski ma patent
na pantum i rondelki / odrębnie będą omówione oceany/.
Podgórnik niczego się już nie pozbędzie, jednak na epitafium
wciąż jej za wesoło. Muszyński jest odwrócony / podobno
wyjechał na Kajmany/. Sośnicki nosi w żołądku nieprzyjemny
kłąb - spróbował połknąć wacik? Niech mu go ktoś wyciągnie!
Świetlicki - nie śnij mi się! Nie śnij! Wencel wierzy nie
tylko w blask żarówki ale w na wieczi, wieczi w krzyżu.
Foks unosi trzy psy jedną ręką, chociaż sam nie wie po co.
/ Cecko! Cecko! - ty świnio woła większa do mniejszej -
przepraszam, czy tu piją?/ Honet każdego lata pali ziemię
i anyżkowe cząstki w oddechach kobiet /. Rok się przetoczył
miarowo i jest znów - ten sam?! MLB trafił w maciupeńki
kwadrat telewizora: puff! puff! - ożesz ty precyzjo!
Widemann w duszy nienawykłej do ukłonów, pozostał cielesno -
bolesny. Pióro ma komplet, którego nikt mu nie ukradnie -
za długo, jak na mój gust. Maliszewski o Zadurze: 'niczym
Sitonen przemierza pamięć szerokim, łyżwowym krokiem
poematu', a sam lepi figurkę na zboczu świętej góry,
która go pochłania. Gryko trawi w trzech najczęściej pożądanych
pozycjach - treść zostaje w ustach. Klejnocki podąża
za beztroskim śpiewem drozda (a jednak! a jednak!).
Lipszyc założył sztywny płaszcz logiki i powiesił na kołku
w przedpokoju Dionizosa. Muller dała się zwabić, jak mucha
na lep języka, a teraz zwabia innych w lingwistyczną pułapkę.
Kasprzyk zanimalizował telepatycznie teorię literatury,
byśmy wszyscy potrafili węszyć za tym samym - więc
najpierw katar na-sienny, potem kiełkowanie. Brzoska jest
od dawna drukowalny, ponieważ w przejściu podziemnym
literatury są pewne miejsca, w których sprzedaje się
przepustki - płynne / Widemann nie zaprzeczy? /. Pluszka
- bez -uszka - podchodzi do kobiety, jak do konia:
przede wszystkim ostrożnie i nie od tyłu, bo babcia kazała
przysiąc na kolorowe zdjęcie Jezusa, że będzie wypełniał
jej wolę. Rżany zaś sobie bije brawo, choć to obraz
cokolwiek nieśmieszny. Cyranowicz? Ogląda swoje książki,
gotuję fasolkę na fest i od rana ma ochotę na kino - pochwalam.
Jest praca twoich dłoniach. I czysto. Jak po nikim.
A ty? Czy należysz do osób, które wstydzą się zapytać
w aptece o lek na hemoroidy? W trosce o symetrię dodam,
że próżność jest potężniejsza od wstydu, a jej leże
tkwią w letargu nudy, więc cyrki odprawia. Otóż i ja.
Susan Candelario
niedziela, 25 grudnia 2011
BANG! BANG!
na końcu każdego łańcucha pokarmowego jest zawsze jakiś drapieżnik. no i tak: dochodzę do siebie - drugorzędny dupku - po tym, jak do mnie strzeliłeś z bliskiej odległości. - to nie boli, a nawet nikt nie zauważył - szeptałeś ściskając mi ramię. - nudna gra - odezwał się barman - po prostu dziecinna. -----------------------------------
siedziała obok, gładka, okrągła, o twarzy niczym księżyc, i, której tłuszcz poszedł w biodra / doniosłeś mi o tym ze wstrętem, więc niech ci bóg będzie świadkiem - to tylko minimum męskiej powinności, jeśli zważyć wszystko bezstronnie / - dziewczyna z kwiatkiem we włosach, z którą poszedłeś zatańczyć. ------------------------------------
winę nosimy w sobie, jak inne uczucia, którymi należy się dzielić - powiedziała szurając obcasikiem, I, kiedy podniosła twarz, wyglądała jak skazaniec, który modli się, by pochwycić ostatnie ludzkie spojrzenie kata i oprawcy. - co biodra? jakie biodra? - odezwał się barman, spokojnie dopalając papierosa. -------------------------
no i tak: dochodzę do siebie - drugorzędny dupku - po tym, jak mój gniew wzbierał, jak gorączka, co zwalcza infekcje w krwi, ponieważ myślałam o zemście. Ale teraz, kiedy tak nienaturalnie wyblakłeś - wyblakła nawet tamta chwila, kiedy cię traciłam - jak to skończyć? kim to skończyć ?
-----------------------------------------------------------------------II-----------------------------------
Dziewczyna przy barze odgarnia włosy do tyłu, odsłaniając węża wytatuowanego wokół szyi. Wpatruje się w twój nos, przechylając koleją porcję becherovki. Mógłbyś pójść za nią, bez zbędnych ceregieli, ale Murzyn, który śnił mi się
w nocy, nie daje ci spokoju. Powiedziałeś: idę zapalić. -------------------------
Wtedy ona podeszła do mnie i wyszeptała: jestem w ciąży. Rodzice kazali mi się wyskrobać, ale koleżanka poradziła, żebym przespała się z innym mężczyzną, wtedy jego sperma zabije tamtą. I czy pozwolę... ponieważ łączy nas tak zwane wielkie uczucie. Głupio zrobiłam opowiadając ci ------------------------------III ----
ten sen.
fot. May Barber
poniedziałek, 5 września 2011
Intelekt
Intelekt jest zimny. W czystej postaci jest nie do zniesienia. Spotykam gigantów intelektu. Drętwieję przy nich, obezwładniony martwą energią... -- Dariusz Dürschlag
Złudzenie mocy precyzyjnie zamknięte w czaszce,
niczym bakteria pod mikroskopem próbuje
wymierzać sprawiedliwość niewidzialnemu światu. Kocha -
to, co można objąć wzrokiem. Reszta, to p o j ę c i a.
fot. David Parker
Złudzenie mocy precyzyjnie zamknięte w czaszce,
niczym bakteria pod mikroskopem próbuje
wymierzać sprawiedliwość niewidzialnemu światu. Kocha -
to, co można objąć wzrokiem. Reszta, to p o j ę c i a.
fot. David Parker
środa, 31 sierpnia 2011
Skarga zegarka
Ptaku zbłąkany w rzeźni, spójrz, jak zwierzę w klatce zlęknione,
ofiarą prawa i serii upiera się przy fakcie istnienia. A oto
zwierzę na dwóch nogach – człowiek - o twarzy niczym drewno.
Od śmierci do śmierci powtarzanej co dzień, w mechanicznych
sekwencjach pomniejsza się doszczętnie. Nie czuje odoru krwi.
Nie słyszy tłumionych jęków, co w skowyt przechodzą straszny.
I wzroku nie opiera. Czy we śnie jest odkryty? Ptaku zbłąkany
w rzeźni, skieruj się w stronę światła, wzdłuż nici dźwięku,
co granicę świata widzialnego znaczy, poprzez wyłom w ścianie,
tam gdzie tynk spękany otwiera źrenicę okna - tamtędy odfruniesz.
Nim popadniemy w obłęd, zapamiętaj twarze, imiona, zapamiętaj
czyny, by wrócić mogły do źródła - litera za literą.
ofiarą prawa i serii upiera się przy fakcie istnienia. A oto
zwierzę na dwóch nogach – człowiek - o twarzy niczym drewno.
Od śmierci do śmierci powtarzanej co dzień, w mechanicznych
sekwencjach pomniejsza się doszczętnie. Nie czuje odoru krwi.
Nie słyszy tłumionych jęków, co w skowyt przechodzą straszny.
I wzroku nie opiera. Czy we śnie jest odkryty? Ptaku zbłąkany
w rzeźni, skieruj się w stronę światła, wzdłuż nici dźwięku,
co granicę świata widzialnego znaczy, poprzez wyłom w ścianie,
tam gdzie tynk spękany otwiera źrenicę okna - tamtędy odfruniesz.
Nim popadniemy w obłęd, zapamiętaj twarze, imiona, zapamiętaj
czyny, by wrócić mogły do źródła - litera za literą.
wtorek, 30 sierpnia 2011
Ziemianie
Zdarzają się ludzie okrutni ponad miarę,
w większości są jednak delikatni. Do tego stopnia,
że doznają uczucia odrazy, już na sam widok
sklepu rzeźnika z rozwieszonymi tuszami ubitych
zwierząt; w ogóle wzbraniają się
spożywać mięso.
Postanowienie szlachetnego członka cywilizowanego
spoleczenstwa w skórzanym płaszczu i butach,
nie wzbraniającego się przed użyciem
kosmetyków, które w większości są pro-du-kta-mi
pochodzenia zwierzęcego.
a jeśli nie, to i tak posiadają w sobie
zmagazynowane cierpienie zwierząt...
[Każdy ze współczesnych kosmetyków przechodzi
mało skomplikowane próby toksyczności, polegające na
wkraplaniu do oka zwierzęcia ( najczęściej
królika)określonej dawki kosmetyku -
stopień zniszczenia oka jest miernikiem przydatności.
Takiego istnienia śmierci w codziennym życiu człowieka
nie jesteśmy w stanie wyliczyć, a fakt niejedzenia
mięsa jest tylko drobnym tego wycinkiem.]
W rzeźni
Ściany pokrywa grzyb i wydzieliny, długie na 5 cm,
biegają karaluchy.[ Jakaś rodzina zje dziś wieczorem
hamburgery zawierające zmielone części łba,
a nawet kilku łbów pełnych rzygowin.[ Karaluch
będzie bonusem nadzwyczajnym]
Transport
Utuczony do idealnej wagi 540 kg - Samiec Bydła
upada łamiąc nogi i miednicę. Okaleczonego w ten sposób
w transporcie nazywa się zdołowanym.
fot. Fritz Liedtke
w większości są jednak delikatni. Do tego stopnia,
że doznają uczucia odrazy, już na sam widok
sklepu rzeźnika z rozwieszonymi tuszami ubitych
zwierząt; w ogóle wzbraniają się
spożywać mięso.
Postanowienie szlachetnego członka cywilizowanego
spoleczenstwa w skórzanym płaszczu i butach,
nie wzbraniającego się przed użyciem
kosmetyków, które w większości są pro-du-kta-mi
pochodzenia zwierzęcego.
a jeśli nie, to i tak posiadają w sobie
zmagazynowane cierpienie zwierząt...
[Każdy ze współczesnych kosmetyków przechodzi
mało skomplikowane próby toksyczności, polegające na
wkraplaniu do oka zwierzęcia ( najczęściej
królika)określonej dawki kosmetyku -
stopień zniszczenia oka jest miernikiem przydatności.
Takiego istnienia śmierci w codziennym życiu człowieka
nie jesteśmy w stanie wyliczyć, a fakt niejedzenia
mięsa jest tylko drobnym tego wycinkiem.]
W rzeźni
Ściany pokrywa grzyb i wydzieliny, długie na 5 cm,
biegają karaluchy.[ Jakaś rodzina zje dziś wieczorem
hamburgery zawierające zmielone części łba,
a nawet kilku łbów pełnych rzygowin.[ Karaluch
będzie bonusem nadzwyczajnym]
Transport
Utuczony do idealnej wagi 540 kg - Samiec Bydła
upada łamiąc nogi i miednicę. Okaleczonego w ten sposób
w transporcie nazywa się zdołowanym.
fot. Fritz Liedtke
Jest lirycznie
Rainer Maria Rilke
Samotność
Samotność jest jak deszcz.
Z morza powstaje, aby spotkać zmierzch;
z równin niezmiernie szerokich, dalekich,
w rozległe niebo nieustannie wrasta.
Dopiero z nieba opada na miasta.
Mży nieuchwytnie w godzinach przedświtu,
kiedy ulice biegną witać ranek,
i kiedy ciała, nie znalazłszy nic,
od siebie odsuwają się rozczarowane;
i kiedy ludzie, co się nienawidzą,
spać muszą razem - bardziej jeszcze sami:
samotność płynie całymi rzekami.
(tłum. Janina Brzostowska
fot. Misha Gordin
Samotność
Samotność jest jak deszcz.
Z morza powstaje, aby spotkać zmierzch;
z równin niezmiernie szerokich, dalekich,
w rozległe niebo nieustannie wrasta.
Dopiero z nieba opada na miasta.
Mży nieuchwytnie w godzinach przedświtu,
kiedy ulice biegną witać ranek,
i kiedy ciała, nie znalazłszy nic,
od siebie odsuwają się rozczarowane;
i kiedy ludzie, co się nienawidzą,
spać muszą razem - bardziej jeszcze sami:
samotność płynie całymi rzekami.
(tłum. Janina Brzostowska
fot. Misha Gordin
sobota, 13 sierpnia 2011
umrzeć we śnie. leżeć
jak żółw w przewróconym pancerzu cierpliwie znosząc śmiertelną niezgrabność
- to głupie tak nie móc przestać o tym myśleć - próbuję czytać:
"życie w Systemie jest, jak jazda po bezdrożach autokarem
kierowanym przez maniaka gnanego myślą o samobójstwie, choć właściwie,
facet jest sympatyczny - opowiada dowcipy przez głośniki"
skąd w mojej głowie usta pełne kurzu? obserwuję każde przymierzane słowo -
śmierć - mogłaby pojawić się w każdej chwili i mnie zaskoczyć; ponoć,
w chwili śmierci, staje przed oczami całe życie -
odurzający, odkurzony melodramat wielkich odruchów i małych draństw;
wracam do Pynchona : " Roger budzi się na moment, mruczy: "Kurwa, to obłęd"
i zapada z powrotem w sen" - sens śmiertelności?
poruszać się w jej objęciach, gdy wszystko wokół więdnie, paczy się, upada.
to głupie tak nie móc przestać o tym myśleć.
- to głupie tak nie móc przestać o tym myśleć - próbuję czytać:
"życie w Systemie jest, jak jazda po bezdrożach autokarem
kierowanym przez maniaka gnanego myślą o samobójstwie, choć właściwie,
facet jest sympatyczny - opowiada dowcipy przez głośniki"
skąd w mojej głowie usta pełne kurzu? obserwuję każde przymierzane słowo -
śmierć - mogłaby pojawić się w każdej chwili i mnie zaskoczyć; ponoć,
w chwili śmierci, staje przed oczami całe życie -
odurzający, odkurzony melodramat wielkich odruchów i małych draństw;
wracam do Pynchona : " Roger budzi się na moment, mruczy: "Kurwa, to obłęd"
i zapada z powrotem w sen" - sens śmiertelności?
poruszać się w jej objęciach, gdy wszystko wokół więdnie, paczy się, upada.
to głupie tak nie móc przestać o tym myśleć.
piątek, 12 sierpnia 2011
As! [ >-- wrzuta --<]
.
wiersz: Aleksandra Zbierska
melorecytacja: Krystyna Myszkiewicz
mix freagmentu utwory Lisy Gerrard - The Rite
.
autor grafiki: Marek Konecki
wiersz: Aleksandra Zbierska
melorecytacja: Krystyna Myszkiewicz
mix freagmentu utwory Lisy Gerrard - The Rite
.
autor grafiki: Marek Konecki
Off_Press Publishing [5]
Rzeczy tak samo ważne
(…) jak ta zima, którą ostatecznie odczuwam w samym sobie, chłodny, mroźny spokój, uczucie, a nawet przekonanie, że wszystkie rzeczy są tak samo ważne. Jakaś mucha budzi się i brzęczy na szybie, zelówki odpadają…
Jens Bjorneboe
Nic złego nie robi. Dobrego też nie. Chce żeby było lepiej i wie dlaczego lepiej nie jest. Żywioły go nie słuchają, ludzie nie traktują, rzeczy patrzą obojętnie. Mnóstwo jest takich ludzi, którzy patrzą na świat, a świat im się nie odwzajemnia.
Odwrócił się w moją stronę: A ty kim jesteś? - Nie czuć głodu. Żeby tylko nie czuć głodu! - Och, co za dekadencja! Mój biedny skarbie. Korzystaj ze swoich lęków. Stąd bierze się większość pasji. A teraz spójrz: co rozdeptujesz? Ślimak? Tak blisko,
tak blisko! Ale to tylko wyczarowana przez maga breja mięsa. Niewinna i piękna. Zmiażdż ją, a cała rzecz zacznie się od nowa. Za sprawą chimery głodu, iluzji, fantazji. - Co z tego, co z tego. Co z tego? Zimy tutaj są dobre. Pełne ciszy, spokoju. I starość.
Things just as important
(…) like that winter, which I forever feel inside myself, a cool, chill calm, the feeling, or perhaps even the certainty that all things are equally important. Some fly waking and buzzing against a window pane, the soles of shoes peeling off...
Jens Bjorneboe
He does nothing wrong. Nothing right either. He wants to make better and has no idea why it doesn’t get so. The elements ignore him, people don’t pay attention, things staring blankly. There are hordes of such people, they look upon the earth, but the earth does not reply in kind.
He turned towards me: And who might you be? - Do not feel hunger. Oh, just to not feel hunger! - Oh, what decadence is this! My poor precious. Do make use of your medication. This is what fuels most passions. And now look: what are you trampling? A slug? So close,
so close! But it’s only a magician’s conjuring of a mess of meat. Innocent and beautiful. Crush it, and all will start over again. For the cause of chimeric hunger, illusion, fantasy. - What of it What of it? Winters are good here. Full of silence, calm. And old age.
tłumaczenie Marek Kazmierki
Anthologia # 2 | Aleksandra Zbierska 268 | 269
(…) jak ta zima, którą ostatecznie odczuwam w samym sobie, chłodny, mroźny spokój, uczucie, a nawet przekonanie, że wszystkie rzeczy są tak samo ważne. Jakaś mucha budzi się i brzęczy na szybie, zelówki odpadają…
Jens Bjorneboe
Nic złego nie robi. Dobrego też nie. Chce żeby było lepiej i wie dlaczego lepiej nie jest. Żywioły go nie słuchają, ludzie nie traktują, rzeczy patrzą obojętnie. Mnóstwo jest takich ludzi, którzy patrzą na świat, a świat im się nie odwzajemnia.
Odwrócił się w moją stronę: A ty kim jesteś? - Nie czuć głodu. Żeby tylko nie czuć głodu! - Och, co za dekadencja! Mój biedny skarbie. Korzystaj ze swoich lęków. Stąd bierze się większość pasji. A teraz spójrz: co rozdeptujesz? Ślimak? Tak blisko,
tak blisko! Ale to tylko wyczarowana przez maga breja mięsa. Niewinna i piękna. Zmiażdż ją, a cała rzecz zacznie się od nowa. Za sprawą chimery głodu, iluzji, fantazji. - Co z tego, co z tego. Co z tego? Zimy tutaj są dobre. Pełne ciszy, spokoju. I starość.
Things just as important
(…) like that winter, which I forever feel inside myself, a cool, chill calm, the feeling, or perhaps even the certainty that all things are equally important. Some fly waking and buzzing against a window pane, the soles of shoes peeling off...
Jens Bjorneboe
He does nothing wrong. Nothing right either. He wants to make better and has no idea why it doesn’t get so. The elements ignore him, people don’t pay attention, things staring blankly. There are hordes of such people, they look upon the earth, but the earth does not reply in kind.
He turned towards me: And who might you be? - Do not feel hunger. Oh, just to not feel hunger! - Oh, what decadence is this! My poor precious. Do make use of your medication. This is what fuels most passions. And now look: what are you trampling? A slug? So close,
so close! But it’s only a magician’s conjuring of a mess of meat. Innocent and beautiful. Crush it, and all will start over again. For the cause of chimeric hunger, illusion, fantasy. - What of it What of it? Winters are good here. Full of silence, calm. And old age.
tłumaczenie Marek Kazmierki
Anthologia # 2 | Aleksandra Zbierska 268 | 269
czwartek, 11 sierpnia 2011
Off_Press Publishing [4]
Platforma treningowa
Coś na kształt szkatułki, a wewnątrz niej drogowskaz z opuszczoną literą: B[]g, kierunek: synteza prawdy ( najbardziej pewne jest to, co niemożliwe). Dalej
fantazmat bramy, której strzegą koszmary ( strach wymykają się wszelkim opisom), a przed bramą ściany: stawania się, rodzenia, umierania, i rozpadu
( cztery kolejne progi doznawania zmienności) i sam początek: Słowo. Ponieważ przyszłość nie jest opcją, Słowo zapala się od słowa polując na obietnicę ( to,
co wymyka się wszelkim opisom nie istnieje), dopóki zjawiska bujają się swobodnie popychając się wzajemnie do wyjścia - chodzi tylko o wprawę w pożegnaniach.
Training platform
Something shaped like a casket, a road sign inside it with a dropped letter: G[]d, direction: truth synthetic ( that which is impossible is most certain). Further on
a phantasmal gate, guarded by nightmares ( terror they evade all description), and before the gate walls: becoming, being born, dying and decaying
( the next four levels of experiencing volatility) and the very beginning: the Word. Because the future is not on, the Word fires off other words hunting a promise ( that,
which evades all description does not exist), not until phenomena swing freely pushing against one another towards the exit – all you need to practice is farewells.
tłumaczenie Marek Kazmierki
Anthologia # 2 | Aleksandra Zbierska 266 | 267
Coś na kształt szkatułki, a wewnątrz niej drogowskaz z opuszczoną literą: B[]g, kierunek: synteza prawdy ( najbardziej pewne jest to, co niemożliwe). Dalej
fantazmat bramy, której strzegą koszmary ( strach wymykają się wszelkim opisom), a przed bramą ściany: stawania się, rodzenia, umierania, i rozpadu
( cztery kolejne progi doznawania zmienności) i sam początek: Słowo. Ponieważ przyszłość nie jest opcją, Słowo zapala się od słowa polując na obietnicę ( to,
co wymyka się wszelkim opisom nie istnieje), dopóki zjawiska bujają się swobodnie popychając się wzajemnie do wyjścia - chodzi tylko o wprawę w pożegnaniach.
Training platform
Something shaped like a casket, a road sign inside it with a dropped letter: G[]d, direction: truth synthetic ( that which is impossible is most certain). Further on
a phantasmal gate, guarded by nightmares ( terror they evade all description), and before the gate walls: becoming, being born, dying and decaying
( the next four levels of experiencing volatility) and the very beginning: the Word. Because the future is not on, the Word fires off other words hunting a promise ( that,
which evades all description does not exist), not until phenomena swing freely pushing against one another towards the exit – all you need to practice is farewells.
tłumaczenie Marek Kazmierki
Anthologia # 2 | Aleksandra Zbierska 266 | 267
środa, 10 sierpnia 2011
Off_Press Publishing [3]
Sen gloszącej sławe
Co słychać ? - zapytałam. - Nie pracuję już w przychodni - odpowiedział. - Co poza tym? – Flauta - westchnął i zostawił mi autograf podpisując kwit zapłaty. Noszę go przy sobie, ale z dnia na dzień jest coraz mniej wyraźny. Mam na imię Klio ( dokładnie tak, przez „k”). Jestem kelnerką w Greenwich, niedaleko parku, przez który biegnie południk zerowy – meridian szczególny, zwłaszcza dla poetów. Mam kilka niezłych autografów, all correct, w zeszycie. Żal mi poety od flauty. Zrobił świetną prozę, a jednak przeszła bez echa. Podobno ten jego bohater, to taki dziwkarz epicki (lubię takich!) - może dlatego tytuł sugeruje coś na przekór? Dziś Boże ciało – czujesz? Feeria kwiatów, wstążek. “Zmiłuj się nad nami” – napis krzyczy ( do mnie? ). Ale to nie mój sen. Jestem Klio ( dokładnie tak, przez „k”) – dziś wracam do domu. Odliczam kolejną stację. Świat rozmazuje się za oknem, ja przed. I jeszcze credo na oddalającym się parkanie: jeśli sens istnienia sprowadza się do patrzenia to: czego nie widać, tego nie ma. Oglądam kwit zapłaty – Pluszka zniknął…
The Dream of one proclaiming fame
How are things? - I asked him. I no longer work at that clinic – he replied. - What else is happening? - Doldrums – he sighed and gave me his autograph signing the card receipt. I carry it around with me, but day after day it’s becoming ever more faint. My name is Klio (exactly as it is here, with a “k”). I am a waitress in Greenwich Village, not far from the park, the one the zero meridian runs through a rather special meridian, especially so for poets. I have a few half-decent autographs, all correct, folded neatly. I pity the doldrums poet. He wrote brilliant prose, and yet it all fell on deaf ears. They say one of his protagonists was a libertine on an epic scale (I like those!) - is this why its title suggests something spiteful? Corpus Christi today, see? All flowers and ribbons. “Have mercy upon us” - the sign screams (to me?). And yet the dream is not mine. I am Klio (exactly as it is here, with a “k”) - today, I am off home. Counting down the stations. The world blurred behind glass, me before it. And still the credo on a diminishing fence: if the meaning of existence comes down to seeing then: that which is unseen does not exist. I look at the card receipt – Pluszka has vanished...
tłumaczenie: Marek Kazmierski
Anthologia # 2 | Aleksandra Zbierska 264 | 265
Co słychać ? - zapytałam. - Nie pracuję już w przychodni - odpowiedział. - Co poza tym? – Flauta - westchnął i zostawił mi autograf podpisując kwit zapłaty. Noszę go przy sobie, ale z dnia na dzień jest coraz mniej wyraźny. Mam na imię Klio ( dokładnie tak, przez „k”). Jestem kelnerką w Greenwich, niedaleko parku, przez który biegnie południk zerowy – meridian szczególny, zwłaszcza dla poetów. Mam kilka niezłych autografów, all correct, w zeszycie. Żal mi poety od flauty. Zrobił świetną prozę, a jednak przeszła bez echa. Podobno ten jego bohater, to taki dziwkarz epicki (lubię takich!) - może dlatego tytuł sugeruje coś na przekór? Dziś Boże ciało – czujesz? Feeria kwiatów, wstążek. “Zmiłuj się nad nami” – napis krzyczy ( do mnie? ). Ale to nie mój sen. Jestem Klio ( dokładnie tak, przez „k”) – dziś wracam do domu. Odliczam kolejną stację. Świat rozmazuje się za oknem, ja przed. I jeszcze credo na oddalającym się parkanie: jeśli sens istnienia sprowadza się do patrzenia to: czego nie widać, tego nie ma. Oglądam kwit zapłaty – Pluszka zniknął…
The Dream of one proclaiming fame
How are things? - I asked him. I no longer work at that clinic – he replied. - What else is happening? - Doldrums – he sighed and gave me his autograph signing the card receipt. I carry it around with me, but day after day it’s becoming ever more faint. My name is Klio (exactly as it is here, with a “k”). I am a waitress in Greenwich Village, not far from the park, the one the zero meridian runs through a rather special meridian, especially so for poets. I have a few half-decent autographs, all correct, folded neatly. I pity the doldrums poet. He wrote brilliant prose, and yet it all fell on deaf ears. They say one of his protagonists was a libertine on an epic scale (I like those!) - is this why its title suggests something spiteful? Corpus Christi today, see? All flowers and ribbons. “Have mercy upon us” - the sign screams (to me?). And yet the dream is not mine. I am Klio (exactly as it is here, with a “k”) - today, I am off home. Counting down the stations. The world blurred behind glass, me before it. And still the credo on a diminishing fence: if the meaning of existence comes down to seeing then: that which is unseen does not exist. I look at the card receipt – Pluszka has vanished...
tłumaczenie: Marek Kazmierski
Anthologia # 2 | Aleksandra Zbierska 264 | 265
poniedziałek, 8 sierpnia 2011
Off_Press Publishing [2]
AWErs:
Istnieją ludzie uważający za swój obowiązek kreować działania, które wydają się być obrzydliwe. Popatrzcie: na ścianie wisi zegar. Zegar nie jest halucynacją - wszyscy mogą go widzieć. Myślę, więc odróżniam dobro i zło za pomocą uczuć, tak jak rozróżniam kolory, niebieski i żółty, widząc, że są różne. Dlatego spowiadam się wam, bracia i siostry, zgrzeszyłam, bo napisałam książkę mnożąc byty niepotrzebne, ponieważ nie ma nic, w tej książce nic, kompletnie nic ciekawego. Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina. I już osiem nóg diabla pełznie mi po grzbiecie, ręka diabla do snu mnie kołysze, i szept, jakby z bentalu, w kółko powtarzany : poczucie winy to słabość, to choroba. Nie ma dobrego wyjścia. Nie ma złego. Pies pożarł kluczyki. Biegnie tu, po ósmej tarczy nieba. Pies nie jest halucynacją, widzą go plejady gwiazd. I wy możecie widzieć.
AVErse:
Certain people believe they exist to carry out tasks which they consider isgusting. Look: there on the wall a clock. It is not a hallucination – everyone can see it. I think, therefore I split good and evil using feelings, same as I split colours, blue and yellow seeing seeing their otherness. And I confess, brothers and sisters, I’ve sinned, having written a book multiplying needless beings, for there is othing in this book, nothing of any interest whatsoever. My fault, it is my fault, my very very great fault. Now an eight-legged devil creeps down my back, its arm cradles me to sleep, and whispers, as if from the deep, repeating itself: feelings of guilt are weakness, illness. There is no right solution. All’s well. A dog has eaten the keys. Running here, along the eighth heavenly disc. It’s no hallucination, whole galaxies of stars can see it. As can all of you.
Tłumaczenie: Marek Kazmierski, London
Copyright © OFF_Press
fot. Andrzej Jenek
Istnieją ludzie uważający za swój obowiązek kreować działania, które wydają się być obrzydliwe. Popatrzcie: na ścianie wisi zegar. Zegar nie jest halucynacją - wszyscy mogą go widzieć. Myślę, więc odróżniam dobro i zło za pomocą uczuć, tak jak rozróżniam kolory, niebieski i żółty, widząc, że są różne. Dlatego spowiadam się wam, bracia i siostry, zgrzeszyłam, bo napisałam książkę mnożąc byty niepotrzebne, ponieważ nie ma nic, w tej książce nic, kompletnie nic ciekawego. Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina. I już osiem nóg diabla pełznie mi po grzbiecie, ręka diabla do snu mnie kołysze, i szept, jakby z bentalu, w kółko powtarzany : poczucie winy to słabość, to choroba. Nie ma dobrego wyjścia. Nie ma złego. Pies pożarł kluczyki. Biegnie tu, po ósmej tarczy nieba. Pies nie jest halucynacją, widzą go plejady gwiazd. I wy możecie widzieć.
AVErse:
Certain people believe they exist to carry out tasks which they consider isgusting. Look: there on the wall a clock. It is not a hallucination – everyone can see it. I think, therefore I split good and evil using feelings, same as I split colours, blue and yellow seeing seeing their otherness. And I confess, brothers and sisters, I’ve sinned, having written a book multiplying needless beings, for there is othing in this book, nothing of any interest whatsoever. My fault, it is my fault, my very very great fault. Now an eight-legged devil creeps down my back, its arm cradles me to sleep, and whispers, as if from the deep, repeating itself: feelings of guilt are weakness, illness. There is no right solution. All’s well. A dog has eaten the keys. Running here, along the eighth heavenly disc. It’s no hallucination, whole galaxies of stars can see it. As can all of you.
Tłumaczenie: Marek Kazmierski, London
Copyright © OFF_Press
fot. Andrzej Jenek
niedziela, 7 sierpnia 2011
Off_Press Publishing
Błąd Pamięci
zakończenie wydarzeń w gruncie rzeczy jest sprawą przypadku i tylko zewnętrznie wiąże się ze słowami: dostrzegam i odtwarzam przekleństwo tajemniczego fatum, które z pokolenia na pokolenie wysysa z nas siły. A jednak nasze geny przetrwały biologiczną degenerację nie po to, by teraz poddać się duchowemu bankructwu, moralnemu skostnieniu, absolutnej i strasznej pustce wewnętrznej.
Pod zewnętrzną powłoką
przesuwa się sznur postaci, niczym ruchoma galeria kontrastów, przyziemnych namiętności; na wskroś prozaiczne, a niekiedy żałosne i odrażające upozowanie dramatu wzajemnie zapładniających się myśli. [Obudźcie mnie!] I wszystko zlazło. został goły człowiek.
Dwa koła współśrodkowe zaczęły się przecinać nie nakładają się na siebie.
Filozofio indywidualizmu epatująca ideowym oderwaniem, strzało pożądania w beztroskim dementi, lapsusie filantropijnego szastania słowem -
ukryć zło czy je upiększyć?
Memory Crash
the end of events is at base a question of accident and only externally connected with words: I notice and repeat the curses of mysterious doom, which through generations suck the strength out of us. And yet our genes survived biological degradation not for us to now surrender to spiritual bankruptcy, moral rigor mortis, absolute and terrible inner emptiness.
Beneath the outer layer
a line of figures moves along, like a mobile gallery of contrasts, base desires; thoroughly prosaic, and at times pitiful and the disgusting drama pose of the mutually impregnating thoughts. [Wake me!] And it’s all off. Only the bare man left.
Two concentric circles have started to intersect without overlapping one another.
Oh, philosophy of individualism shocking with ideological detachment, oh arrow of desire in carefree dementia, oh, lapse in the philanthropic lavishing of words -
conceal evil or beautify it?
Anthologia # 2 | Aleksandra Zbierska 260 | 261
[tłumaczanie: Marek Kazimierski]
fot. Marta Sobczak
zakończenie wydarzeń w gruncie rzeczy jest sprawą przypadku i tylko zewnętrznie wiąże się ze słowami: dostrzegam i odtwarzam przekleństwo tajemniczego fatum, które z pokolenia na pokolenie wysysa z nas siły. A jednak nasze geny przetrwały biologiczną degenerację nie po to, by teraz poddać się duchowemu bankructwu, moralnemu skostnieniu, absolutnej i strasznej pustce wewnętrznej.
Pod zewnętrzną powłoką
przesuwa się sznur postaci, niczym ruchoma galeria kontrastów, przyziemnych namiętności; na wskroś prozaiczne, a niekiedy żałosne i odrażające upozowanie dramatu wzajemnie zapładniających się myśli. [Obudźcie mnie!] I wszystko zlazło. został goły człowiek.
Dwa koła współśrodkowe zaczęły się przecinać nie nakładają się na siebie.
Filozofio indywidualizmu epatująca ideowym oderwaniem, strzało pożądania w beztroskim dementi, lapsusie filantropijnego szastania słowem -
ukryć zło czy je upiększyć?
Memory Crash
the end of events is at base a question of accident and only externally connected with words: I notice and repeat the curses of mysterious doom, which through generations suck the strength out of us. And yet our genes survived biological degradation not for us to now surrender to spiritual bankruptcy, moral rigor mortis, absolute and terrible inner emptiness.
Beneath the outer layer
a line of figures moves along, like a mobile gallery of contrasts, base desires; thoroughly prosaic, and at times pitiful and the disgusting drama pose of the mutually impregnating thoughts. [Wake me!] And it’s all off. Only the bare man left.
Two concentric circles have started to intersect without overlapping one another.
Oh, philosophy of individualism shocking with ideological detachment, oh arrow of desire in carefree dementia, oh, lapse in the philanthropic lavishing of words -
conceal evil or beautify it?
Anthologia # 2 | Aleksandra Zbierska 260 | 261
[tłumaczanie: Marek Kazimierski]
fot. Marta Sobczak
piątek, 5 sierpnia 2011
A TRAWA ROŚNIE SAMA
miłość, to żarzący się węgielek w sercu każedego człowieka (chciałam napisać istoty, ale dlaczego tego nie zrobiłam?). nie potrzeba na niego chuchac ani dmuchać, wystarczy oddychać świadomie. natomiast pies? kocha bezwarunkowo, nie zna pojęcia dumy, honoru, nie potrafi się gniewać. i jeszcze szczeka! a przecież wcale nie musi! mógłby się uwalić w cieniu drzewa i konteplować gnuśność.
poniedziałek, 1 sierpnia 2011
Do piekla i nieba prowadzi droga po tym samym kole.
A ja mam właśnie napad paraliżu
nie mogę oderwać oczu od zakonnicy.
Obojętność wróbli świadczy o tym,
że czerń nie jest cudem. W gruncie rzeczy
więcej nic nie widać. Obok drzwi
ktoś szarpie się z klamką.
Skąd ten smród? To po gościu - odpowiada dziewczyna
kopiąc pościel w stronę pralni. To co,
on umarł?
Jego ręka, moja ręka - te obszary natury
wymagają więcej kontroli niż inne -
popijam pigułkę jego śliną. Od tego
można zacząć:
wsuwamy łóżka z powrotem pod ściany,
ściągamy powłoczki. Spytałam czy mnie kocha. -
miał usta pełne pierza, a ja napad paraliżu.
Brakuje mi zamknięcia
nie mogę oderwać oczu od zakonnicy.
Obojętność wróbli świadczy o tym,
że czerń nie jest cudem. W gruncie rzeczy
więcej nic nie widać. Obok drzwi
ktoś szarpie się z klamką.
Skąd ten smród? To po gościu - odpowiada dziewczyna
kopiąc pościel w stronę pralni. To co,
on umarł?
Jego ręka, moja ręka - te obszary natury
wymagają więcej kontroli niż inne -
popijam pigułkę jego śliną. Od tego
można zacząć:
wsuwamy łóżka z powrotem pod ściany,
ściągamy powłoczki. Spytałam czy mnie kocha. -
miał usta pełne pierza, a ja napad paraliżu.
Brakuje mi zamknięcia
niedziela, 31 lipca 2011
Давай вот так просидим до утра.
[Mnie nrawitsa, ...] -- wiersz Cwietajewej
.
.
.
.
.
.
Do ciebie — za sto lat
Do ciebie, co w sto lat urodzony zostaniesz
Po tym, jak ducha wytchnę w ciszę,
Aż z głębi, z wnętrza, jak na śmierć skazaniec,
Ja własną ręką piszę:
— Miły! Nie szukaj mnie! Pozmieniały się mody.
Już i ze starców nikt mnie nie pamięta.
— Usta nie sięgną! — Oto przez letejskie wody
Para mych rąk wyciągnięta.
Widzę twe oczy, dwa rozgorzałe ogniska,
W grób świecą mi, w piekło zatraty,
I tę, co ręką nie drgnie, widzą z bliska,
Umarłą przed stu laty.
W ręku mam — prawie jakby garstkę pyłu —
Wiersze me! — Widzę: brniesz przez wichry szumne
Szukając domu, gdzie się urodziłam,
Albo — gdzie umrę.
Po drodze na kobiety — żywe i szczęśliwe —
Gdy spojrzysz, ja aż rosnę, zachwycona,
Słysząc twój głos: — Oszustki! Wyście, wy, nieżywe!
Żywa jest tylko ona!
Jak ochotnik, służyłem jej z własnej ochoty!
Znam każdy sekret jej, każdy pierścionek!
Wy, obdzieraczki zmarłych! Te klejnoty
Jej zostały skradzione!
O, sto pierścieni mych! Aż w trzewiach na dnie
Skręca mnie skrucha, dotąd niebywała,
Żem tyle ich rozdała, gdzie bądź, jak popadnie,
A ciebie się nie doczekała!
I jeszcze smutno mi, że to dziś przecież,
Dziś wieczór, szłam tak długo wprost przez pola
Za spadającym słońcem — i naprzeciw
Tobie — za sto lat.
Idę o zakład, że i skląć byś mogła mi
Przyjaciół, których skrywa mgła grobowa:
— Tak, czciliście ją wszyscy! A różowej sukni
Żaden nie podarował!
Kto mniej dbał o swą korzyść? — Nie, korzyści
Swej się nie zaprę. Co, zabijesz mnie? — więc po co
Kryć, że od wszystkich wyłudzałam listy
I całowałam nocą.
Powiedzieć? — Powiem! Niebyt — rzecz umowna.
Jesteś mi teraz najgorętszym z gości
I tej, co wśród kochanek lśni jak perła cudowna,
Wyrzekniesz się — dla kości.
MARINA CWIETAJEWA
Przełożył z rosyjskiego
Robert Stiller
.
.
.
.
.
.
Do ciebie — za sto lat
Do ciebie, co w sto lat urodzony zostaniesz
Po tym, jak ducha wytchnę w ciszę,
Aż z głębi, z wnętrza, jak na śmierć skazaniec,
Ja własną ręką piszę:
— Miły! Nie szukaj mnie! Pozmieniały się mody.
Już i ze starców nikt mnie nie pamięta.
— Usta nie sięgną! — Oto przez letejskie wody
Para mych rąk wyciągnięta.
Widzę twe oczy, dwa rozgorzałe ogniska,
W grób świecą mi, w piekło zatraty,
I tę, co ręką nie drgnie, widzą z bliska,
Umarłą przed stu laty.
W ręku mam — prawie jakby garstkę pyłu —
Wiersze me! — Widzę: brniesz przez wichry szumne
Szukając domu, gdzie się urodziłam,
Albo — gdzie umrę.
Po drodze na kobiety — żywe i szczęśliwe —
Gdy spojrzysz, ja aż rosnę, zachwycona,
Słysząc twój głos: — Oszustki! Wyście, wy, nieżywe!
Żywa jest tylko ona!
Jak ochotnik, służyłem jej z własnej ochoty!
Znam każdy sekret jej, każdy pierścionek!
Wy, obdzieraczki zmarłych! Te klejnoty
Jej zostały skradzione!
O, sto pierścieni mych! Aż w trzewiach na dnie
Skręca mnie skrucha, dotąd niebywała,
Żem tyle ich rozdała, gdzie bądź, jak popadnie,
A ciebie się nie doczekała!
I jeszcze smutno mi, że to dziś przecież,
Dziś wieczór, szłam tak długo wprost przez pola
Za spadającym słońcem — i naprzeciw
Tobie — za sto lat.
Idę o zakład, że i skląć byś mogła mi
Przyjaciół, których skrywa mgła grobowa:
— Tak, czciliście ją wszyscy! A różowej sukni
Żaden nie podarował!
Kto mniej dbał o swą korzyść? — Nie, korzyści
Swej się nie zaprę. Co, zabijesz mnie? — więc po co
Kryć, że od wszystkich wyłudzałam listy
I całowałam nocą.
Powiedzieć? — Powiem! Niebyt — rzecz umowna.
Jesteś mi teraz najgorętszym z gości
I tej, co wśród kochanek lśni jak perła cudowna,
Wyrzekniesz się — dla kości.
MARINA CWIETAJEWA
Przełożył z rosyjskiego
Robert Stiller
piątek, 6 maja 2011
Śnigrobek
Czas się włóczył po drzewach
Noc przyszła – żałobna.
Cienie wszystkich umarłych – ubożuchno
szare –
Pochowały Śnigrobka na wieczną niewiarę
We wszystkich grobach na raz i w każdym
- z osobna
Bolesław Leśmian
a,
póki co, nie opłakuje rodzących się dzieci,
więc liczymy straty: to co widać? Idą ludzie:
taki marsz, pielgrzymka – kobiety, mężczyźni,
feeria kwiatów, wstążek; obok świeżej mogiły
napis mruga do mnie: umrzesz, umrzesz
- umrę (?) – każda rzecz z osobna
ii,
cudze przerażenie chodzi mi po plecach,
czyjaś starość bezzębna, cudze niedołęstwo,
nicość w gruncie rzeczy i to już zostanie.
wypełzła spod ziemi żółta gąsienica – what?
wypłaszczone usta krztuszą się od śmiechu:
dzikie mięso – oto czym jesteście (ziew)!
1’.
dziecko dziwnie stare potrząsa badylem;
tam, na czarnej rolce mój czas się odkręca.
papieros i suchy poranek – cholera,
na co mi taki wspólnik i konfident?
Czas się włóczył po drzewach
Noc przyszła – żałobna.
Cienie wszystkich umarłych – ubożuchno
szare –
Pochowały Śnigrobka na wieczną niewiarę
We wszystkich grobach na raz i w każdym
- z osobna
Bolesław Leśmian
a,
póki co, nie opłakuje rodzących się dzieci,
więc liczymy straty: to co widać? Idą ludzie:
taki marsz, pielgrzymka – kobiety, mężczyźni,
feeria kwiatów, wstążek; obok świeżej mogiły
napis mruga do mnie: umrzesz, umrzesz
- umrę (?) – każda rzecz z osobna
ii,
cudze przerażenie chodzi mi po plecach,
czyjaś starość bezzębna, cudze niedołęstwo,
nicość w gruncie rzeczy i to już zostanie.
wypełzła spod ziemi żółta gąsienica – what?
wypłaszczone usta krztuszą się od śmiechu:
dzikie mięso – oto czym jesteście (ziew)!
1’.
dziecko dziwnie stare potrząsa badylem;
tam, na czarnej rolce mój czas się odkręca.
papieros i suchy poranek – cholera,
na co mi taki wspólnik i konfident?
poniedziałek, 18 kwietnia 2011
Wróćmy nad jeziora - tu kliknąć by odsłuchać
niech przygoda trwa
.
.
.
.
.
.
ŻYCIE I TYLKO ŻYCIE!
Zgnilizna zawsze sprowadza za sobą robactwo.
[Pewnego dnia ten żyjący świat
będzie się kłębić w moich martwych ustach.]
Czy jest możliwe nadanie sensu zgniliźnie?
Na przykład łza, jeden z mechanizmów obronnych oka
nie wygląda na to, czym miała być.
Trzeba zwrócić się przeciwko sobie, by nadać sobie
sens. Warunek konieczny: śmierć, i tylko śmierć gwarantuje
nieustanne odnawianie życia. Ponieważ
umieramy w celu zasilenia jest jeszcze miłość
[Gorzko! Gorzko!]. I jeszcze - jak przejść przez to
wszystko względnie suchą stopą?
.
.
.
.
.
.
ŻYCIE I TYLKO ŻYCIE!
Zgnilizna zawsze sprowadza za sobą robactwo.
[Pewnego dnia ten żyjący świat
będzie się kłębić w moich martwych ustach.]
Czy jest możliwe nadanie sensu zgniliźnie?
Na przykład łza, jeden z mechanizmów obronnych oka
nie wygląda na to, czym miała być.
Trzeba zwrócić się przeciwko sobie, by nadać sobie
sens. Warunek konieczny: śmierć, i tylko śmierć gwarantuje
nieustanne odnawianie życia. Ponieważ
umieramy w celu zasilenia jest jeszcze miłość
[Gorzko! Gorzko!]. I jeszcze - jak przejść przez to
wszystko względnie suchą stopą?
sobota, 9 kwietnia 2011
a TO CI DOPIERO NIESPODZIANKA! - TU KLIKNĄĆ!
Paweł Kaczorowski
Tekst wyróżniony I nagrodą na konkursie krytyczno-literackim III Festiwalu Puls Literatury, Łódź w 2009 r.
Tekst wyróżniony I nagrodą na konkursie krytyczno-literackim III Festiwalu Puls Literatury, Łódź w 2009 r.
środa, 6 kwietnia 2011
śpiew to najlepsza forma medytacji, kontempluję smutek, który rozwesela...
..
..
..
..
Ostrożnie, kobieta płacze... O czym myśli kobieta, która płacze? Że ma źle skrojone spodnie, że się marszczą, gniotą, że nie mogła założyć sukienki, bo nie ogoliła nóg, albo nie miała pończoch, a rajstop nie znosi, że ostatecznie nawet, gdyby je miała to, i tak nie założy sukienki, bo ma zbyt grube nogi; że mężczyzna, który siedzi obok, wcale jej się nie podoba - pewnie nigdy nie zasypia, a kości grzebie na cmentarzu, to wampir, ale od biedy mógłby być - ten, czy jakikolwiek inny - prawdziwe duchy są o wiele gorsze. Ser Lancelocie, tu jest dużo manekinów, ale ja jestem żywa!
.
Ostrożnie, kobieta płacze! O czym myśli mężczyzna, który widzi płaczącą kobietę? Że nie udała jej się kolejna przymiarka? Że nabyła kiepską atrapę za zbyt wygórowaną cenę, że nie może pójść do domu, bo czekają na obiad, a ona nie ma dziś ochoty na pichcenie, że jest jej smutno, bo jest samotna? A jest samotna, bo jest brzydka, i jest mu jej trochę już mniej żal, bo przecież się nie przysiądzie, choćby i oczy zamknął, pewnie drze się w łóżku, jak zepsuty odkurzacz, bo w łóżku brzydkie kobiety się starają, a Ser Lancelot jest estetą.
- Ser Lancelot szalonej chce kobiety, szalonej i pięknej.
Witaj ser Lancelocie!
.
Zapomniałam kupić pomidory, miałam zrobić pesto.
Ale do pesto nie potrzebne sa pomidory.
Wiem, ale zapomniałam.
Wiesz, co to jest wtargnięcie? Wiesz, co to znaczy? Gdy się jest gdzieś, gdzie się nie powinno. To nieładnie zaglądać w czyjeś okno.
Należałam kiedyś do prywatnej kolekcji Hudiniego.
A kto to?
Nie wiem. Mieliśmy wspólny czajnik, były o mnie artykuły w gazetach, towarzyszyły mi tłumy.
Czyli, ze była Pani sławna?
A potem wszystko znikło - prawdziwa magia.
Nie ma niczego takiego.
A co się stało z Pańska żoną?
Uciekła.
Czemu miałaby uciekać?
Piłka w ręku, piłka w ręku, puk, puk, piłka znika.
A gdzie jest teraz?
Pojawia się w uchu.
Nie do wiary.
Nie ważna jest sztuczka, tylko to, jak ją wykonujesz.
Nauczysz mnie jakiejś sztuczki? Chciałabym poznać parę sztuczek, żeby pokazywać innym i być znowu slawna.
Idź już. Znam się tylko na znikaniu.
Mówisz delikatniej niż jest naprawdę.
Jestem już zmęczony. Chciałbym zacząć mówić wprost np. to, że jest pani brzydka, a i nawet łzy nie powodują tego wzruszenia, jakie powoduje piękne kobiece ciało, tak! jestem uproszczony - pewna sfera uczuć zostala mi odjeta. Dlaczego Pani płacze? Skradziono mi różdżkę.
cóż.
.
niedziela, 3 kwietnia 2011
spęd literacki w Warszawce 13.04.2011 - przybywajcie!!!.
.
.
.
.
weźcie pomidory - porzucamy sobie w nudne wierszydła:)
Termin 13 kwietnia o 18:30 - 14 kwietnia o 00:00
--------------------------------------------------------------------------------
Lokalizacja Warszawka Patefon
--------------------------------------------------------------------------------
odbędzie się także konkurs jednego wiersza - jedną z nagród w konkursie będzie bibliofilska pozycja - Pamiętnik Lwa Tołstoja i wiele innych ciekawostek.
kaska też:)
--------------------------------------------------------------------------------
Więcej informacji GOŚĆ SPECJASLNY ANNA TOMASZEWSKAzuepłnie przypadkiem włączy się w ten heppening Aleksandra Zbierska - czyli ja - ta od zbierania:)
drakę będzie próbował okiełznać Paweł Leczuk
czwartek, 31 marca 2011
poniedziałek, 28 marca 2011
środa, 23 marca 2011
awers i rewers
.
Przy okazji publikacji "Solistek" dużo mówiło się o potrzebie rozróżnienia poezji kobiecej i poezji męskiej, a także o niedocenianiu tej pierwszej. Czy ten podział, po pierwsze, jest zasadny (wielu miało wątpliwości, iż ta "kobiecość" poezji funkcjonuje tylko jako usprawiedliwienie), a jeśli tak, to co by poezję kobiecą charakteryzowało?
Kobieta i mężczyzna są jak awers i rewers – dwa oblicza tego samego. Jak czerń i biel, jak dobro i zło, jedno bez drugiego nie istnieje. Idealne połączenie to takie, gdy następuje harmonia proporcji. Chcąc nie chcąc różnimy się, na poziomie fizycznym i mentalnym, dlatego możemy wzajemnie się uczyć. Różnice są dopingujące, inspirują. Nie może wiec być tak, że to co tworzymy, nie podlega różnicom. To ciekawe obserwować i doświadczać tych roznić. Poezja także może dawać wyraz temu postrzeganiu. A jednak jest też tak, że kobiety piszą tak jak mężczyźni, mężczyźni pisza tak jak kobiety, uważam bowiem, ze płec mieszka w mozgu, czyli jest identyfikowana gdzieś na poziomie mentalnym. Nie w materiale biologicznym Pt. ciało. Jednak uważam, że jest coś takiego, co zwykło się określać mianem poezji kobiecej. Jeśli kobieta, jako rodzaj postrzegana to: miękkość, intuicja, czułość, to poematy kobiece powinny nosić cechy przypisane do tego schematu. Męzczyzna, jako siła, działanie, fizyczność powinien zatem tworzyć powiedzmy "twarde’ wiersze. No wlasnie, kto tworzy? Umysł, niezależnie do płci, do ktorej został przypisany, płeć determinuje jedynie na poziomie interakcji. Odbiorca to ocenia.
Przemek Witkowski twierdzi, że poezja została zdegradowana do miana "uroczego hobby".
Że hobby to się zgodzę, ale czy urocze? Jak dla mnie to godzinożerne, emocjachłonne, rujnujące stabilność wewnętrzną doznanie. To jakiś rodzaj detonowania ego, które miast znikać, zwieksza swoją objętość. To błędne koło. Nie jest uroczym doświadczeniem chodzić z jakąś myślą, która cię prześladuje, zmusza byś ją zapisał, rozpisał i się z nią poprzedrzeźniał. Ulgę odczuwam, gdy mam w głowie pustkę, gdy nie muszę pisać. Do tego jeszcze jest druga strona – dla kogo piszę? Czy rzeczywiście nie możnaby poprzestać na szufladzie wlasnego biurka? Tak, w tym momencie detonacja ego moglaby wreszcie przynieść efekt. Bez odbiorcy nie ma sztuki. Sama dla siebie staje się nieznośnie niekonieczna. Jest tyle innych pasji przynoszących pozytywną energię, bo tylko ten efekt oddziaływania jest mi bliski. Na przykład malarstwo! Jednak ten rodzaj sztuki wymaga czegoś więcej, niż tylko myślenia połączonego z biegłością stukania w klawisze. Tu oprocz wiedzy, intuicji, wyobraźni trzeba mieć jeszcze technikę. A do tej artysta dochodzi latami. wiersz można napisac ad hoc, ok. może nie wiersz ale twór wierszopodbny. Dlatego tak dużo osób pisze i może dlatego też ja pisałam ( obecnie mam przerwę, poważną i zdecydowaną chwilę bez poezji, także jej nie czytam), bo jest jakaś łatwość – przynajmniej tak się na początku zdaje. Ale jak to w lesie – im dalej, tym ciemniej, można się zgubić, można się odnaleźć. Powroó jednak nie jest już możliwy.
Czy poezja jest raczej rodzajem "przyprawy", urozmaicającej codzienność, czy może być sposobem na życie? A jeśli tak, to czy to dobry sposób?
Sposob na Życie? Masz na mysli ewentualne zyski, dzieki którym można by egzystować bez konieczności podejmowania innych zajęć? Jeśli robisz to co lubisz, nie pracujesz, po prostu oddajesz się swoim pasjom, doświadczasz przyjemności. To byłoby ideałem, móc się utrzymywać z pisania. Myślę, że każdy piszący o tym marzy, ja także – przyznam się bez bicia ale jest też coś takiego, jak zdrowie myślenie, ja sobie je włączam dzięki czemu wiem, co jest utopią a co jest rzeczywistą możliwością doświadczenia. Znam też swoją wartość i racjonalnie oceniam swoje możliwości. Jestem daleka od samooszukiwania się, czy chociażby wiarę w cuda którą pielęgnuję od lat, bo wiele cudów zdarzyło się w moim życiu, więc te wiarę w cuda odpowiednio uziemiam. Chodzę z głową w chmurach – owszem, zdarza mi się – ale korzenie mam głęboko w ziemi. Nie widzę siebie jako poetki, literatki czy kogoś utrzymującego się z pisania. Mam inne zajęcia, którym się z pasją oddaję i które także przynoszą mi pieniądze. Reasumując – poezja, jako rodzaj przyprawy urozmaicającej codzienność – tak, to trafne stwierdzenie.
Co sądzisz o wypowiedzi Tomka Pułki, jakoby nobel dla Szymborskiej był "najgorszym co mogło przydarzyć się polskiej poezji". Czy, jak chce Pułka, Szymborska jest - lekko mówiąc - przereklamowana?
Sadzę że Tomasz Pułka to wspaniała osobowość młodego pokolenia, która niczym kij w mrowisku robi zamieszanie oprócz tego, że pisze, że bywa poetą, w momentach bardzo dobrym. Jego zdanie, na temat nobla dla Szymborskiej jest mi calkowicie obce, niekonieczne, w porywach obojętne. Poezje Szymborskiej lubię, czytuję bardzo często, szczególnie te starsze utwory i te bardzo stare, do nowych nie mam przekonania, ale czy trzeba? Mnie wystarczy to, co Szymborska zrobila z poezja dawno temu. Poezja, którą stworzyła jest dla mnie wartością niepodważalną, przynajmniej w moim odczuciu była konieczna. Czy jest? Nie wiem, nowa twórczość noblistki jest moim zdaniem już tylko cieniem wielkiej gory. Dlatego jej nie czytam, a właściwie do niej nie wracam. I tyle. Daleka jestem jednak od wyglłszania haseł, wymachiwania sztandarami, epatowania specyficznym rodzajem odwagi. Cenie sobie spokoj ducha, spokoj umysłu, stawiam na indywidualne poszukiwanie piękna i prawdy – każdy wg własnej miary, na wlasne tu i teraz doświadczenie. Nagrody, gloryfikacje, tlumy oklaskujące są też potrzebne i uznaje ich konieczność w jednostkowych wypadkach. Szymborska jest dla mnie tym wyjątkiem, który zasłużył na splendor.
Jaka poezja, a jaka proza jest Tobie najbliższa?
Z naszego podwórka: Świetlicki, Pasewicz, Podgórnik, z tych bardziej odległych: Eliott, Tate, w zasadzie taki Misz masz. Cenie różnorodność.
W recenzji Twojego "panoptikonu" Marcin Sierszynski napisał "autorkę interesuje tylko to, co dzieje się z człowiekiem tu i teraz, bez metafizycznych odniesień". Jak sama byś scharakteryzowała swoja poezję?
To, co napisałam kilka lat temu a co obecnie zawiera się w dwoch wydanych przeze mnie książkach powiedzmy poetyckich, to rozważania rzeczywiście o człowieku, o jego naturze, wynaturzeniach, o umieraniu, o tym co jest i rzeczywiście; mogą te utwory sprawiać wrażenie obserwowania tego co jest, bez metafizycznych odniesień, jednak dla mnie metafizyka jest tu i teraz, w przyrodzie, w człowieku takim jakim go postrzegam, tym dobrym i tym złym, w ścieraniu się przeciwieństw tego swiata – chodzę twardo po ziemi z głową w chmurach, jak już wcześniej wspomniałam, chciałabym, by człowiek jako istota rozumna dal cząstkę zrozumienia wszechświata, w człowieku upatruje odpowiedzi, w sobie wreszcie szukam wiedzy. Wierzę, ze jest w nas iskra boża, niezależnie od tego, czy potrafimy nią władać, czy tylko egzystujemy tylko na poziomie zaspokojania elementarnych potrzeb. Dobro i zło pracują w jednej sprawie. Niebo i piekło są w tym samym punkcie, tylko droga przybycia jest inna. Więc moje pisanie, to taki rodzaj poszukiwania sensu istnienia i sensu nieistnienia. Człowiek jest mi najbliższy, w nim upatruję sens wszystkiego a także brak tego sensu. Jedno i drugie jest równie ciekawe.
Mamy w polsce kilku dobrych poetów wśród tekściarzy piosenek, wg mnie na pewno Kazik, Nosowska, czasami Rojek; Dawno jednak nikt nowy nie pojawił się na tej scenie. Ostatnio głosno było o Haartowym Restarcie Kina, którego jednym z głównych założeń była bliższa współpraca prozaików z reżyserami. Czy na podobnej zasadzie nie warto by zorganizować Restartu sceny muzycznej, poetów z bardzo "muzycznymi" tekstami w Polsce nie brakuje.
Dobre teksty muzyczne zawsze były w cenie. Próbowałam pisać teksty, to bardzo trudne zadanie – uchwycić sens, zamknąć go w formie i się w tym nie pogubić – nie udało mi się ale mysle, że jest wiele osób mających ten potencjał i będą nowi, kiedyś będą, ja w każdym razie mowie pas.
Dziękuję za rozmowę.
http://www.allarte.pl/MTIwNDM_df7239,kobieta-i-mezczyzna-sa-jak-awers-i-rewers---wywiad-z-poetka-aleksandra-zbierska.html
.
\.
.
.
Przy okazji publikacji "Solistek" dużo mówiło się o potrzebie rozróżnienia poezji kobiecej i poezji męskiej, a także o niedocenianiu tej pierwszej. Czy ten podział, po pierwsze, jest zasadny (wielu miało wątpliwości, iż ta "kobiecość" poezji funkcjonuje tylko jako usprawiedliwienie), a jeśli tak, to co by poezję kobiecą charakteryzowało?
Kobieta i mężczyzna są jak awers i rewers – dwa oblicza tego samego. Jak czerń i biel, jak dobro i zło, jedno bez drugiego nie istnieje. Idealne połączenie to takie, gdy następuje harmonia proporcji. Chcąc nie chcąc różnimy się, na poziomie fizycznym i mentalnym, dlatego możemy wzajemnie się uczyć. Różnice są dopingujące, inspirują. Nie może wiec być tak, że to co tworzymy, nie podlega różnicom. To ciekawe obserwować i doświadczać tych roznić. Poezja także może dawać wyraz temu postrzeganiu. A jednak jest też tak, że kobiety piszą tak jak mężczyźni, mężczyźni pisza tak jak kobiety, uważam bowiem, ze płec mieszka w mozgu, czyli jest identyfikowana gdzieś na poziomie mentalnym. Nie w materiale biologicznym Pt. ciało. Jednak uważam, że jest coś takiego, co zwykło się określać mianem poezji kobiecej. Jeśli kobieta, jako rodzaj postrzegana to: miękkość, intuicja, czułość, to poematy kobiece powinny nosić cechy przypisane do tego schematu. Męzczyzna, jako siła, działanie, fizyczność powinien zatem tworzyć powiedzmy "twarde’ wiersze. No wlasnie, kto tworzy? Umysł, niezależnie do płci, do ktorej został przypisany, płeć determinuje jedynie na poziomie interakcji. Odbiorca to ocenia.
Przemek Witkowski twierdzi, że poezja została zdegradowana do miana "uroczego hobby".
Że hobby to się zgodzę, ale czy urocze? Jak dla mnie to godzinożerne, emocjachłonne, rujnujące stabilność wewnętrzną doznanie. To jakiś rodzaj detonowania ego, które miast znikać, zwieksza swoją objętość. To błędne koło. Nie jest uroczym doświadczeniem chodzić z jakąś myślą, która cię prześladuje, zmusza byś ją zapisał, rozpisał i się z nią poprzedrzeźniał. Ulgę odczuwam, gdy mam w głowie pustkę, gdy nie muszę pisać. Do tego jeszcze jest druga strona – dla kogo piszę? Czy rzeczywiście nie możnaby poprzestać na szufladzie wlasnego biurka? Tak, w tym momencie detonacja ego moglaby wreszcie przynieść efekt. Bez odbiorcy nie ma sztuki. Sama dla siebie staje się nieznośnie niekonieczna. Jest tyle innych pasji przynoszących pozytywną energię, bo tylko ten efekt oddziaływania jest mi bliski. Na przykład malarstwo! Jednak ten rodzaj sztuki wymaga czegoś więcej, niż tylko myślenia połączonego z biegłością stukania w klawisze. Tu oprocz wiedzy, intuicji, wyobraźni trzeba mieć jeszcze technikę. A do tej artysta dochodzi latami. wiersz można napisac ad hoc, ok. może nie wiersz ale twór wierszopodbny. Dlatego tak dużo osób pisze i może dlatego też ja pisałam ( obecnie mam przerwę, poważną i zdecydowaną chwilę bez poezji, także jej nie czytam), bo jest jakaś łatwość – przynajmniej tak się na początku zdaje. Ale jak to w lesie – im dalej, tym ciemniej, można się zgubić, można się odnaleźć. Powroó jednak nie jest już możliwy.
Czy poezja jest raczej rodzajem "przyprawy", urozmaicającej codzienność, czy może być sposobem na życie? A jeśli tak, to czy to dobry sposób?
Sposob na Życie? Masz na mysli ewentualne zyski, dzieki którym można by egzystować bez konieczności podejmowania innych zajęć? Jeśli robisz to co lubisz, nie pracujesz, po prostu oddajesz się swoim pasjom, doświadczasz przyjemności. To byłoby ideałem, móc się utrzymywać z pisania. Myślę, że każdy piszący o tym marzy, ja także – przyznam się bez bicia ale jest też coś takiego, jak zdrowie myślenie, ja sobie je włączam dzięki czemu wiem, co jest utopią a co jest rzeczywistą możliwością doświadczenia. Znam też swoją wartość i racjonalnie oceniam swoje możliwości. Jestem daleka od samooszukiwania się, czy chociażby wiarę w cuda którą pielęgnuję od lat, bo wiele cudów zdarzyło się w moim życiu, więc te wiarę w cuda odpowiednio uziemiam. Chodzę z głową w chmurach – owszem, zdarza mi się – ale korzenie mam głęboko w ziemi. Nie widzę siebie jako poetki, literatki czy kogoś utrzymującego się z pisania. Mam inne zajęcia, którym się z pasją oddaję i które także przynoszą mi pieniądze. Reasumując – poezja, jako rodzaj przyprawy urozmaicającej codzienność – tak, to trafne stwierdzenie.
Co sądzisz o wypowiedzi Tomka Pułki, jakoby nobel dla Szymborskiej był "najgorszym co mogło przydarzyć się polskiej poezji". Czy, jak chce Pułka, Szymborska jest - lekko mówiąc - przereklamowana?
Sadzę że Tomasz Pułka to wspaniała osobowość młodego pokolenia, która niczym kij w mrowisku robi zamieszanie oprócz tego, że pisze, że bywa poetą, w momentach bardzo dobrym. Jego zdanie, na temat nobla dla Szymborskiej jest mi calkowicie obce, niekonieczne, w porywach obojętne. Poezje Szymborskiej lubię, czytuję bardzo często, szczególnie te starsze utwory i te bardzo stare, do nowych nie mam przekonania, ale czy trzeba? Mnie wystarczy to, co Szymborska zrobila z poezja dawno temu. Poezja, którą stworzyła jest dla mnie wartością niepodważalną, przynajmniej w moim odczuciu była konieczna. Czy jest? Nie wiem, nowa twórczość noblistki jest moim zdaniem już tylko cieniem wielkiej gory. Dlatego jej nie czytam, a właściwie do niej nie wracam. I tyle. Daleka jestem jednak od wyglłszania haseł, wymachiwania sztandarami, epatowania specyficznym rodzajem odwagi. Cenie sobie spokoj ducha, spokoj umysłu, stawiam na indywidualne poszukiwanie piękna i prawdy – każdy wg własnej miary, na wlasne tu i teraz doświadczenie. Nagrody, gloryfikacje, tlumy oklaskujące są też potrzebne i uznaje ich konieczność w jednostkowych wypadkach. Szymborska jest dla mnie tym wyjątkiem, który zasłużył na splendor.
Jaka poezja, a jaka proza jest Tobie najbliższa?
Z naszego podwórka: Świetlicki, Pasewicz, Podgórnik, z tych bardziej odległych: Eliott, Tate, w zasadzie taki Misz masz. Cenie różnorodność.
W recenzji Twojego "panoptikonu" Marcin Sierszynski napisał "autorkę interesuje tylko to, co dzieje się z człowiekiem tu i teraz, bez metafizycznych odniesień". Jak sama byś scharakteryzowała swoja poezję?
To, co napisałam kilka lat temu a co obecnie zawiera się w dwoch wydanych przeze mnie książkach powiedzmy poetyckich, to rozważania rzeczywiście o człowieku, o jego naturze, wynaturzeniach, o umieraniu, o tym co jest i rzeczywiście; mogą te utwory sprawiać wrażenie obserwowania tego co jest, bez metafizycznych odniesień, jednak dla mnie metafizyka jest tu i teraz, w przyrodzie, w człowieku takim jakim go postrzegam, tym dobrym i tym złym, w ścieraniu się przeciwieństw tego swiata – chodzę twardo po ziemi z głową w chmurach, jak już wcześniej wspomniałam, chciałabym, by człowiek jako istota rozumna dal cząstkę zrozumienia wszechświata, w człowieku upatruje odpowiedzi, w sobie wreszcie szukam wiedzy. Wierzę, ze jest w nas iskra boża, niezależnie od tego, czy potrafimy nią władać, czy tylko egzystujemy tylko na poziomie zaspokojania elementarnych potrzeb. Dobro i zło pracują w jednej sprawie. Niebo i piekło są w tym samym punkcie, tylko droga przybycia jest inna. Więc moje pisanie, to taki rodzaj poszukiwania sensu istnienia i sensu nieistnienia. Człowiek jest mi najbliższy, w nim upatruję sens wszystkiego a także brak tego sensu. Jedno i drugie jest równie ciekawe.
Mamy w polsce kilku dobrych poetów wśród tekściarzy piosenek, wg mnie na pewno Kazik, Nosowska, czasami Rojek; Dawno jednak nikt nowy nie pojawił się na tej scenie. Ostatnio głosno było o Haartowym Restarcie Kina, którego jednym z głównych założeń była bliższa współpraca prozaików z reżyserami. Czy na podobnej zasadzie nie warto by zorganizować Restartu sceny muzycznej, poetów z bardzo "muzycznymi" tekstami w Polsce nie brakuje.
Dobre teksty muzyczne zawsze były w cenie. Próbowałam pisać teksty, to bardzo trudne zadanie – uchwycić sens, zamknąć go w formie i się w tym nie pogubić – nie udało mi się ale mysle, że jest wiele osób mających ten potencjał i będą nowi, kiedyś będą, ja w każdym razie mowie pas.
Dziękuję za rozmowę.
http://www.allarte.pl/MTIwNDM_df7239,kobieta-i-mezczyzna-sa-jak-awers-i-rewers---wywiad-z-poetka-aleksandra-zbierska.html
.
\.
.
.
wtorek, 22 marca 2011
Samplując
z Martą P. z 36 piętra
.
rocznik 1982. klasa katolicka. biblią jest katechizm,
faustem ks. twardowski. seks nie egzystuje, ponieważ
powinność pojmowana jest dosłownie - każdy wie,
że się nie zabezpieczy, więc w razie czego nie pozbędzie
się. i to jest ta nowa wrażliwość, która miała nadejść.
a teraz rocznik 1982 skrada się do mojego snu, a ja tonę
we łzach, bo chciałam pójść z nim do łóżka, a śni mi się
tylko jego trzydniówka i inne aspekty nieśmiertelnych
browarów, których winy nie będą wymazane
nawet po monsunie. lada dzień pękną kanały percepcji
uwalniając owoc wolny od snów i leukonoe,
a zamiast kary dar życia. ultra mgiełka wzruszającej
przyszłości, gdy kochamy się głośno, bez zabezpieczenia,
i jeszcze głupia zazdrość, gdy chodzi o przeszłość. patrzę
z 36 piętra hotelu, a miasto zrobione na drutach pisze
już schyłek naszej histerii. nie będę pisać o prozacu, skoro
nie pomaga, jednak na epitafium wciąż mi za wesoło...
1. Rocznik - Marta Podgórnik
2. risum teneatis - Marta Podgórnik
3. trzydniówka - Marta Podgórnik
4. forsa& farsa - Marta Podgórnik
5. *** [ chciałam ukazać ufność] - Marta Podgórnik
[w/w wiersze Marty Podgórnik pochodzą ze strony w.w.w.nieszuflada.pl dział: Oczytalnia]
Chwila nieruchoma dlatego nieprawdziwa
.
.
Spotkałam matkę w krypcie katedry –
taszczyła solidną trumnę by zrzucić ją
na żwir przed zamkniętym kościołem.
- Ta szarpanina, to hołd złożony winie,
która nie istnieje - powiedziała – żyjesz
wystarczająco długo, żeby wiedzieć
jak rzeczy „przyjemnie się układają".
Most nie istnieje sam dla siebie. Góruje
nad pustką ( czy wyprowadzam ją znowu
spod ziemi, gdzie wreszcie może
wyspać się do woli, by poczuć dzikie rogi
bodące rzeczywistość?). Zdawało się,
idzie w moją stronę. Znikła, odkrywając ciszę
ciszy. O czwartej nad ranem zabieram się
do spóźnionej kolacji ( może komuś musztardy?).
Szczęki nieśpiesznego cienia ziewają
na ścianie, cofając się pod wewnętrznym,
litościwym chłodem. To sen – myślę
zapalając światło godne zaufania. Co zrobić
z poczuciem winy, by przyniosło korzyść
duszy? (zdaje się, że wymyśliłam tę trumnę)
1. Michele Roberts - "Zimowy sakrament", "W nowym roku"
2. Anne Stevenson – "Odpowiedź z Londynu"
3. Geoffrey Hill – "Opus Anglicanum",
4. Charles Tomlinson - " Estetyka, Osiem uwag na temat istoty wieczności", "Więcej obcych miast"
5. Fleur Adcock - "Ryzyko" )
wszystkie utwory pochodzą z Literatury na Swiecie nr 5-6/2001
.
.
fot. Marta Sobczak
.
.
.
REMIXTURA 2011
http://liternet.pl/teksty/tag/2680-remiks-2011
.
rocznik 1982. klasa katolicka. biblią jest katechizm,
faustem ks. twardowski. seks nie egzystuje, ponieważ
powinność pojmowana jest dosłownie - każdy wie,
że się nie zabezpieczy, więc w razie czego nie pozbędzie
się. i to jest ta nowa wrażliwość, która miała nadejść.
a teraz rocznik 1982 skrada się do mojego snu, a ja tonę
we łzach, bo chciałam pójść z nim do łóżka, a śni mi się
tylko jego trzydniówka i inne aspekty nieśmiertelnych
browarów, których winy nie będą wymazane
nawet po monsunie. lada dzień pękną kanały percepcji
uwalniając owoc wolny od snów i leukonoe,
a zamiast kary dar życia. ultra mgiełka wzruszającej
przyszłości, gdy kochamy się głośno, bez zabezpieczenia,
i jeszcze głupia zazdrość, gdy chodzi o przeszłość. patrzę
z 36 piętra hotelu, a miasto zrobione na drutach pisze
już schyłek naszej histerii. nie będę pisać o prozacu, skoro
nie pomaga, jednak na epitafium wciąż mi za wesoło...
1. Rocznik - Marta Podgórnik
2. risum teneatis - Marta Podgórnik
3. trzydniówka - Marta Podgórnik
4. forsa& farsa - Marta Podgórnik
5. *** [ chciałam ukazać ufność] - Marta Podgórnik
[w/w wiersze Marty Podgórnik pochodzą ze strony w.w.w.nieszuflada.pl dział: Oczytalnia]
Chwila nieruchoma dlatego nieprawdziwa
.
.
Spotkałam matkę w krypcie katedry –
taszczyła solidną trumnę by zrzucić ją
na żwir przed zamkniętym kościołem.
- Ta szarpanina, to hołd złożony winie,
która nie istnieje - powiedziała – żyjesz
wystarczająco długo, żeby wiedzieć
jak rzeczy „przyjemnie się układają".
Most nie istnieje sam dla siebie. Góruje
nad pustką ( czy wyprowadzam ją znowu
spod ziemi, gdzie wreszcie może
wyspać się do woli, by poczuć dzikie rogi
bodące rzeczywistość?). Zdawało się,
idzie w moją stronę. Znikła, odkrywając ciszę
ciszy. O czwartej nad ranem zabieram się
do spóźnionej kolacji ( może komuś musztardy?).
Szczęki nieśpiesznego cienia ziewają
na ścianie, cofając się pod wewnętrznym,
litościwym chłodem. To sen – myślę
zapalając światło godne zaufania. Co zrobić
z poczuciem winy, by przyniosło korzyść
duszy? (zdaje się, że wymyśliłam tę trumnę)
1. Michele Roberts - "Zimowy sakrament", "W nowym roku"
2. Anne Stevenson – "Odpowiedź z Londynu"
3. Geoffrey Hill – "Opus Anglicanum",
4. Charles Tomlinson - " Estetyka, Osiem uwag na temat istoty wieczności", "Więcej obcych miast"
5. Fleur Adcock - "Ryzyko" )
wszystkie utwory pochodzą z Literatury na Swiecie nr 5-6/2001
.
.
fot. Marta Sobczak
.
.
.
REMIXTURA 2011
http://liternet.pl/teksty/tag/2680-remiks-2011
poniedziałek, 21 marca 2011
Pytasz
co u mnie? zdaje się, wszystko jak trzeba:
bity materii i dźwięku wprawiają w rezonans
białko, więc moje ego rości sobie pretensje
do kolejnego wcielenia - gdzie niebo z nieba,
kość z kości, i twoja świecka wątpliwość -
po co? spróbuję to prościej opisać :
do tego miejsca, w którym teraz jestem
z pewnością przypływów wraca głównie strach.
czy chcesz mnie taką zobaczyć? z głową
załamaną na poduszce, z zapadniętymi oczami,
osłabioną przez brak pragnień i czucia?
jest we mnie noc bez jednej gwiazdy, piękno
i terror szukających się oznak istnienia,
cichy slajd wspomnień, i wpół zatrzymany
wdech; cienie przechodzą w cienie, a wszystko
sobie zaprzecza. ale i to przeminie. czy
jest to dla ciebie niespodzianką? że jednak
mam marzenia, nadzieję - przyjacielu? one
rosną, rosną, wciąż rosną, i smak powraca
na język, tymczasem, jak posąg w zacienionej
uliczce, odpoczywam w barwach ziemi.
fot. Marta Sobczak
.
.
.
bity materii i dźwięku wprawiają w rezonans
białko, więc moje ego rości sobie pretensje
do kolejnego wcielenia - gdzie niebo z nieba,
kość z kości, i twoja świecka wątpliwość -
po co? spróbuję to prościej opisać :
do tego miejsca, w którym teraz jestem
z pewnością przypływów wraca głównie strach.
czy chcesz mnie taką zobaczyć? z głową
załamaną na poduszce, z zapadniętymi oczami,
osłabioną przez brak pragnień i czucia?
jest we mnie noc bez jednej gwiazdy, piękno
i terror szukających się oznak istnienia,
cichy slajd wspomnień, i wpół zatrzymany
wdech; cienie przechodzą w cienie, a wszystko
sobie zaprzecza. ale i to przeminie. czy
jest to dla ciebie niespodzianką? że jednak
mam marzenia, nadzieję - przyjacielu? one
rosną, rosną, wciąż rosną, i smak powraca
na język, tymczasem, jak posąg w zacienionej
uliczce, odpoczywam w barwach ziemi.
fot. Marta Sobczak
.
.
.
sobota, 5 lutego 2011
dwujęzyczna Antologia młodej Poezji Polskiej
Subskrybuj:
Posty (Atom)