środa, 31 sierpnia 2011

Skarga zegarka

Ptaku zbłąkany w rzeźni, spójrz, jak zwierzę w klatce zlęknione,
ofiarą prawa i serii upiera się przy fakcie istnienia. A oto
zwierzę na dwóch nogach – człowiek - o twarzy niczym drewno.

Od śmierci do śmierci powtarzanej co dzień, w mechanicznych
sekwencjach pomniejsza się doszczętnie. Nie czuje odoru krwi.
Nie słyszy tłumionych jęków, co w skowyt przechodzą straszny.

I wzroku nie opiera. Czy we śnie jest odkryty? Ptaku zbłąkany
w rzeźni, skieruj się w stronę światła, wzdłuż nici dźwięku,
co granicę świata widzialnego znaczy, poprzez wyłom w ścianie,

tam gdzie tynk spękany otwiera źrenicę okna - tamtędy odfruniesz.
Nim popadniemy w obłęd, zapamiętaj twarze, imiona, zapamiętaj
czyny, by wrócić mogły do źródła - litera za literą.



wtorek, 30 sierpnia 2011

Ziemianie

Zdarzają się ludzie okrutni ponad miarę,
w większości są jednak delikatni. Do tego stopnia,
że doznają uczucia odrazy, już na sam widok
sklepu rzeźnika z rozwieszonymi tuszami ubitych
zwierząt; w ogóle wzbraniają się
spożywać mięso.

Postanowienie szlachetnego członka cywilizowanego
spoleczenstwa w skórzanym płaszczu i butach,
nie wzbraniającego się przed użyciem
kosmetyków, które w większości są pro-du-kta-mi
pochodzenia zwierzęcego.

a jeśli nie, to i tak posiadają w sobie
zmagazynowane cierpienie zwierząt...


[Każdy ze współczesnych kosmetyków przechodzi
mało skomplikowane próby toksyczności, polegające na
wkraplaniu do oka zwierzęcia ( najczęściej
królika)określonej dawki kosmetyku -

stopień zniszczenia oka jest miernikiem przydatności.
Takiego istnienia śmierci w codziennym życiu człowieka
nie jesteśmy w stanie wyliczyć, a fakt niejedzenia
mięsa jest tylko drobnym tego wycinkiem.]



W rzeźni

Ściany pokrywa grzyb i wydzieliny, długie na 5 cm,
biegają karaluchy.[ Jakaś rodzina zje dziś wieczorem
hamburgery zawierające zmielone części łba,
a nawet kilku łbów pełnych rzygowin.[ Karaluch
będzie bonusem nadzwyczajnym]

Transport

Utuczony do idealnej wagi 540 kg - Samiec Bydła
upada łamiąc nogi i miednicę. Okaleczonego w ten sposób
w transporcie nazywa się zdołowanym.



fot. Fritz Liedtke

Jest lirycznie

Rainer Maria Rilke
Samotność


Samotność jest jak deszcz.
Z morza powstaje, aby spotkać zmierzch;
z równin niezmiernie szerokich, dalekich,
w rozległe niebo nieustannie wrasta.
Dopiero z nieba opada na miasta.
Mży nieuchwytnie w godzinach przedświtu,
kiedy ulice biegną witać ranek,
i kiedy ciała, nie znalazłszy nic,
od siebie odsuwają się rozczarowane;
i kiedy ludzie, co się nienawidzą,
spać muszą razem - bardziej jeszcze sami:
samotność płynie całymi rzekami.

(tłum. Janina Brzostowska



fot. Misha Gordin

sobota, 13 sierpnia 2011

umrzeć we śnie. leżeć

jak żółw w przewróconym pancerzu cierpliwie znosząc śmiertelną niezgrabność
- to głupie tak nie móc przestać o tym myśleć - próbuję czytać:

"życie w Systemie jest, jak jazda po bezdrożach autokarem
kierowanym przez maniaka gnanego myślą o samobójstwie, choć właściwie,
facet jest sympatyczny - opowiada dowcipy przez głośniki"

skąd w mojej głowie usta pełne kurzu? obserwuję każde przymierzane słowo -
śmierć - mogłaby pojawić się w każdej chwili i mnie zaskoczyć; ponoć,
w chwili śmierci, staje przed oczami całe życie -

odurzający, odkurzony melodramat wielkich odruchów i małych draństw;
wracam do Pynchona : " Roger budzi się na moment, mruczy: "Kurwa, to obłęd"
i zapada z powrotem w sen" - sens śmiertelności?






poruszać się w jej objęciach, gdy wszystko wokół więdnie, paczy się, upada.
to głupie tak nie móc przestać o tym myśleć.

piątek, 12 sierpnia 2011

As! [ >-- wrzuta --<]

.
wiersz: Aleksandra Zbierska
melorecytacja: Krystyna Myszkiewicz
mix freagmentu utwory Lisy Gerrard - The Rite
.


autor grafiki: Marek Konecki

Off_Press Publishing [5]

Rzeczy tak samo ważne

(…) jak ta zima, którą ostatecznie odczuwam w samym sobie, chłodny, mroźny spokój, uczucie, a nawet przekonanie, że wszystkie rzeczy są tak samo ważne. Jakaś mucha budzi się i brzęczy na szybie, zelówki odpadają…
Jens Bjorneboe


Nic złego nie robi. Dobrego też nie. Chce żeby było lepiej i wie dlaczego lepiej nie jest. Żywioły go nie słuchają, ludzie nie traktują, rzeczy patrzą obojętnie. Mnóstwo jest takich ludzi, którzy patrzą na świat, a świat im się nie odwzajemnia.
Odwrócił się w moją stronę: A ty kim jesteś? - Nie czuć głodu. Żeby tylko nie czuć głodu! - Och, co za dekadencja! Mój biedny skarbie. Korzystaj ze swoich lęków. Stąd bierze się większość pasji. A teraz spójrz: co rozdeptujesz? Ślimak? Tak blisko,
tak blisko! Ale to tylko wyczarowana przez maga breja mięsa. Niewinna i piękna. Zmiażdż ją, a cała rzecz zacznie się od nowa. Za sprawą chimery głodu, iluzji, fantazji. - Co z tego, co z tego. Co z tego? Zimy tutaj są dobre. Pełne ciszy, spokoju. I starość.

Things just as important

(…) like that winter, which I forever feel inside myself, a cool, chill calm, the feeling, or perhaps even the certainty that all things are equally important. Some fly waking and buzzing against a window pane, the soles of shoes peeling off...
Jens Bjorneboe

He does nothing wrong. Nothing right either. He wants to make better and has no idea why it doesn’t get so. The elements ignore him, people don’t pay attention, things staring blankly. There are hordes of such people, they look upon the earth, but the earth does not reply in kind.
He turned towards me: And who might you be? - Do not feel hunger. Oh, just to not feel hunger! - Oh, what decadence is this! My poor precious. Do make use of your medication. This is what fuels most passions. And now look: what are you trampling? A slug? So close,
so close! But it’s only a magician’s conjuring of a mess of meat. Innocent and beautiful. Crush it, and all will start over again. For the cause of chimeric hunger, illusion, fantasy. - What of it What of it? Winters are good here. Full of silence, calm. And old age.


tłumaczenie Marek Kazmierki
Anthologia # 2 | Aleksandra Zbierska 268 | 269




czwartek, 11 sierpnia 2011

Off_Press Publishing [4]

Platforma treningowa

Coś na kształt szkatułki, a wewnątrz niej drogowskaz z opuszczoną literą: B[]g, kierunek: synteza prawdy ( najbardziej pewne jest to, co niemożliwe). Dalej
fantazmat bramy, której strzegą koszmary ( strach wymykają się wszelkim opisom), a przed bramą ściany: stawania się, rodzenia, umierania, i rozpadu
( cztery kolejne progi doznawania zmienności) i sam początek: Słowo. Ponieważ przyszłość nie jest opcją, Słowo zapala się od słowa polując na obietnicę ( to,
co wymyka się wszelkim opisom nie istnieje), dopóki zjawiska bujają się swobodnie popychając się wzajemnie do wyjścia - chodzi tylko o wprawę w pożegnaniach.


Training platform

Something shaped like a casket, a road sign inside it with a dropped letter: G[]d, direction: truth synthetic ( that which is impossible is most certain). Further on
a phantasmal gate, guarded by nightmares ( terror they evade all description), and before the gate walls: becoming, being born, dying and decaying
( the next four levels of experiencing volatility) and the very beginning: the Word. Because the future is not on, the Word fires off other words hunting a promise ( that,
which evades all description does not exist), not until phenomena swing freely pushing against one another towards the exit – all you need to practice is farewells.

tłumaczenie Marek Kazmierki
Anthologia # 2 | Aleksandra Zbierska 266 | 267



środa, 10 sierpnia 2011

Off_Press Publishing [3]

Sen gloszącej sławe

Co słychać ? - zapytałam. - Nie pracuję już w przychodni - odpowiedział. - Co poza tym? – Flauta - westchnął i zostawił mi autograf podpisując kwit zapłaty. Noszę go przy sobie, ale z dnia na dzień jest coraz mniej wyraźny. Mam na imię Klio ( dokładnie tak, przez „k”). Jestem kelnerką w Greenwich, niedaleko parku, przez który biegnie południk zerowy – meridian szczególny, zwłaszcza dla poetów. Mam kilka niezłych autografów, all correct, w zeszycie. Żal mi poety od flauty. Zrobił świetną prozę, a jednak przeszła bez echa. Podobno ten jego bohater, to taki dziwkarz epicki (lubię takich!) - może dlatego tytuł sugeruje coś na przekór? Dziś Boże ciało – czujesz? Feeria kwiatów, wstążek. “Zmiłuj się nad nami” – napis krzyczy ( do mnie? ). Ale to nie mój sen. Jestem Klio ( dokładnie tak, przez „k”) – dziś wracam do domu. Odliczam kolejną stację. Świat rozmazuje się za oknem, ja przed. I jeszcze credo na oddalającym się parkanie: jeśli sens istnienia sprowadza się do patrzenia to: czego nie widać, tego nie ma. Oglądam kwit zapłaty – Pluszka zniknął…

The Dream of one proclaiming fame

How are things? - I asked him. I no longer work at that clinic – he replied. - What else is happening? - Doldrums – he sighed and gave me his autograph signing the card receipt. I carry it around with me, but day after day it’s becoming ever more faint. My name is Klio (exactly as it is here, with a “k”). I am a waitress in Greenwich Village, not far from the park, the one the zero meridian runs through a rather special meridian, especially so for poets. I have a few half-decent autographs, all correct, folded neatly. I pity the doldrums poet. He wrote brilliant prose, and yet it all fell on deaf ears. They say one of his protagonists was a libertine on an epic scale (I like those!) - is this why its title suggests something spiteful? Corpus Christi today, see? All flowers and ribbons. “Have mercy upon us” - the sign screams (to me?). And yet the dream is not mine. I am Klio (exactly as it is here, with a “k”) - today, I am off home. Counting down the stations. The world blurred behind glass, me before it. And still the credo on a diminishing fence: if the meaning of existence comes down to seeing then: that which is unseen does not exist. I look at the card receipt – Pluszka has vanished...


tłumaczenie: Marek Kazmierski
Anthologia # 2 | Aleksandra Zbierska 264 | 265





poniedziałek, 8 sierpnia 2011

Off_Press Publishing [2]

AWErs:
Istnieją ludzie uważający za swój obowiązek kreować działania, które wydają się być obrzydliwe. Popatrzcie: na ścianie wisi zegar. Zegar nie jest halucynacją - wszyscy mogą go widzieć. Myślę, więc odróżniam dobro i zło za pomocą uczuć, tak jak rozróżniam kolory, niebieski i żółty, widząc, że są różne. Dlatego spowiadam się wam, bracia i siostry, zgrzeszyłam, bo napisałam książkę mnożąc byty niepotrzebne, ponieważ nie ma nic, w tej książce nic, kompletnie nic ciekawego. Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina. I już osiem nóg diabla pełznie mi po grzbiecie, ręka diabla do snu mnie kołysze, i szept, jakby z bentalu, w kółko powtarzany : poczucie winy to słabość, to choroba. Nie ma dobrego wyjścia. Nie ma złego. Pies pożarł kluczyki. Biegnie tu, po ósmej tarczy nieba. Pies nie jest halucynacją, widzą go plejady gwiazd. I wy możecie widzieć.


AVErse:
Certain people believe they exist to carry out tasks which they consider isgusting. Look: there on the wall a clock. It is not a hallucination – everyone can see it. I think, therefore I split good and evil using feelings, same as I split colours, blue and yellow seeing seeing their otherness. And I confess, brothers and sisters, I’ve sinned, having written a book multiplying needless beings, for there is othing in this book, nothing of any interest whatsoever. My fault, it is my fault, my very very great fault. Now an eight-legged devil creeps down my back, its arm cradles me to sleep, and whispers, as if from the deep, repeating itself: feelings of guilt are weakness, illness. There is no right solution. All’s well. A dog has eaten the keys. Running here, along the eighth heavenly disc. It’s no hallucination, whole galaxies of stars can see it. As can all of you.



Tłumaczenie: Marek Kazmierski, London
Copyright © OFF_Press


fot. Andrzej Jenek

niedziela, 7 sierpnia 2011

Off_Press Publishing

Błąd Pamięci

zakończenie wydarzeń w gruncie rzeczy jest sprawą przypadku i tylko zewnętrznie wiąże się ze słowami: dostrzegam i odtwarzam przekleństwo tajemniczego fatum, które z pokolenia na pokolenie wysysa z nas siły. A jednak nasze geny przetrwały biologiczną degenerację nie po to, by teraz poddać się duchowemu bankructwu, moralnemu skostnieniu, absolutnej i strasznej pustce wewnętrznej.

Pod zewnętrzną powłoką
przesuwa się sznur postaci, niczym ruchoma galeria kontrastów, przyziemnych namiętności; na wskroś prozaiczne, a niekiedy żałosne i odrażające upozowanie dramatu wzajemnie zapładniających się myśli. [Obudźcie mnie!] I wszystko zlazło. został goły człowiek.

Dwa koła współśrodkowe zaczęły się przecinać nie nakładają się na siebie.
Filozofio indywidualizmu epatująca ideowym oderwaniem, strzało pożądania w beztroskim dementi, lapsusie filantropijnego szastania słowem -
ukryć zło czy je upiększyć?


Memory Crash
the end of events is at base a question of accident and only externally connected with words: I notice and repeat the curses of mysterious doom, which through generations suck the strength out of us. And yet our genes survived biological degradation not for us to now surrender to spiritual bankruptcy, moral rigor mortis, absolute and terrible inner emptiness.

Beneath the outer layer
a line of figures moves along, like a mobile gallery of contrasts, base desires; thoroughly prosaic, and at times pitiful and the disgusting drama pose of the mutually impregnating thoughts. [Wake me!] And it’s all off. Only the bare man left.

Two concentric circles have started to intersect without overlapping one another.
Oh, philosophy of individualism shocking with ideological detachment, oh arrow of desire in carefree dementia, oh, lapse in the philanthropic lavishing of words -
conceal evil or beautify it?


Anthologia # 2 | Aleksandra Zbierska 260 | 261

[tłumaczanie: Marek Kazimierski]


fot. Marta Sobczak

piątek, 5 sierpnia 2011

A TRAWA ROŚNIE SAMA

miłość, to żarzący się węgielek w sercu każedego człowieka (chciałam napisać istoty, ale dlaczego tego nie zrobiłam?). nie potrzeba na niego chuchac ani dmuchać, wystarczy oddychać świadomie. natomiast pies? kocha bezwarunkowo, nie zna pojęcia dumy, honoru, nie potrafi się gniewać. i jeszcze szczeka! a przecież wcale nie musi! mógłby się uwalić w cieniu drzewa i konteplować gnuśność.



poniedziałek, 1 sierpnia 2011

Do piekla i nieba prowadzi droga po tym samym kole.

A ja mam właśnie napad paraliżu


nie mogę oderwać oczu od zakonnicy.
Obojętność wróbli świadczy o tym,
że czerń nie jest cudem. W gruncie rzeczy
więcej nic nie widać. Obok drzwi
ktoś szarpie się z klamką.

Skąd ten smród? To po gościu - odpowiada dziewczyna
kopiąc pościel w stronę pralni. To co,
on umarł?

Jego ręka, moja ręka - te obszary natury
wymagają więcej kontroli niż inne -
popijam pigułkę jego śliną. Od tego
można zacząć:

wsuwamy łóżka z powrotem pod ściany,
ściągamy powłoczki. Spytałam czy mnie kocha. -
miał usta pełne pierza, a ja napad paraliżu.
Brakuje mi zamknięcia