wtorek, 28 kwietnia 2020

Strona główna  Recenzje  Andrzej Mozga i Ewa Bieńczycka o wierszach Aleksandry Zbierskiej

Andrzej Mozga i Ewa Bieńczycka o wierszach Aleksandry Zbierskiej

0
32


Andrzej Mozga
Strefa ruchu
biegnij azPo prawej stronie poetyckiej skali ustawmy poezję stricte językową. Grudy, zawijające się nawzajem taśmy i zamglony obraz człowieka stojącego za wersami. Nie wiemy, czy lubi piżamy, jeździ na pikniki polskiego radia, jaki jest jego status towarzyski i egzystencjalny. Grasuje w pewnej rzeczywistości językowej, której prawdopodobnie użyje przy wyplataniu swojej twardej wikliny, stąd od biedy można pokusić się o wróżenie z wersów, będzie to jednak czytanie niczym z czarnego ekranu, po którym suną losowe kombinaty znaków. Po lewej stronie wykresu musi znaleźć się w takim razie miejsce dla poezji realizowanej poprzez język przezroczysty, który niczym psiak ma wiernie służyć oddawanemu środowisku i światu, ma służyć do wylewania swojego doświadczenia lub gotowania fantazji.

„Biegnij” Aleksandry Zbierskiej wydaje się być w tym układzie gdzieś pośrodku – zakładając dodatkowo, że oś pionowa dotyczy poetyckiego rozgadania (góra wielkie gadanie – dół minimalizm), choć często autorska igła przesuwa się bardziej ku górze i prawej stronie: małe zwycięstwa mówienia nad milczeniem i języka nad światem, powiedzmy, że w stosunku 60 do 40.
Z tomiku wyłania się pewien świat, jest on jednak potasowany między różne postaci, chórki odgrywają, odśpiewują swoje role. Jest raczej miejsko: bruk, wnętrza, knajpy, kawiarnie, kamienice ze sztucznymi kwiatami w oknach; słońce przetacza się z wraz z ciemnością. Mimo gęstego wielogłosu, nie są to relacje bardzo od siebie oddalone, rzeczywistość wydaje się być podszyta podobną, autorską energią, rozedrganiem i afektywnością. Taki też jest język, który często bawi się sam ze sobą w zamkniętym pudełku, nitki buzują, puchną we wnętrzu i nie chcą lub nie mogą się wydostać. Głosy, pogłosy, koktajle skojarzeń, witalny językowy makaron, wszystko to sunie przez „Biegnij”, wprowadzając atmosferę wiecznego czasu teraźniejszego, wystrzału, ruchu, produktu chwili. Wiersze wydają się przychodzić Zbierskiej łatwo, ma się wrażenie, że autorka improwizuje, podłącza się pod ulotne fale mózgowe i kreśli piórem na kartce linie niczym sejsmograf czy wariograf, który twierdzi, że prawda zawsze jest po stronie ruchu, chwili i spontaniczności. Jest w tym także coś z wampiryzmu, podpinania się pod pasy transmisyjne rozmów, klimatów, książkowych strzępów. Wysyłane przez autorkę „podmiociki” wyłapują rzeczywistość, zasysają ją, są ciągle głodne, nienażarte, muszą pochłaniać kolejne obrazki, przestrzenie, kawalkady słów. Autorka, jawiąca się w tym kontekście niczym kleszcz na języku, nie działa, by dotrzeć do powtarzalnych wzorców, idei, wiecznego zrozumienia, ale raczej przepuszcza przez siebie ten całodobowy ruch wrażeń. A czyni to po to, aby dzięki temu normalnie funkcjonować.
Z języka wyłania się pewna rzeczywistość, pewne sytuacje, ale wydaje się, że nie ma tu przypisanych do nich „twardych” znaczeń. Fermentacja, rozbiórka sensów odbywa się w momencie przyjęcia musu, gdy paprochy słów, powiedzonek, pół-sytuacji lokują się u odbiorcy i od niego zależy, co zrobi z podanym na chochli czy przez kroplówkę płynem. Oczywiście, zdarzają się także puenty, próby podsumowań, szeregowania wrażeń w kategorie, ale „Biegnij” to raczej przemyt chwil, do których nie przylgnęły jeszcze żadne sensy, nie stworzona została struktura czy schemat poznawczy. Opisanie czegoś raz na zawsze jest gorsze od śmierci, zdaje się mówić autorka.
W 2012 roku wyszedł zbiór wierszy „Rzeczy R”, nieżyjącego już noworudzkiego poety, Zygmunta Krukowskiego. Autor tłumaczył, że dla niego życie jest synonimem witalności, energii, ruchu, rozedrgania, wibracji, co najlepiej oddawane jest w języku przez głoskę R. Patrząc w ten sposób można wiele zrozumieć z twórczości Zbierskiej, a tytuł jej poprzedniego tomiku, „Wibrujące ucho”, zdaje się być najlepszą egzemplifikacją filozofii ruchu. W polskim „biegnij” nie ma R, ale autorka dalej kumpluje się z drużyną wykrzykników, tańcem rzeczywistości i niechęcią do życiowej nudy. Baudrillard porównywał siedzenie przy ekranie do platońskiej jaskini –rusz się, odwróć, życie jest gdzie indziej. Właśnie to „gdzie indziej” pokazuje Zbierska.                                   
———————————————————————————————————————

Ewa Bieńczycka
Aleksandra Zbierska należy do tych poetek, które konsekwentnie wydobywają twórczością to, co w sobie noszą z determinacją wewnętrznej potrzeby, nawet jeśli obie strony, autor i czytelnik nie zdają sobie sprawy, co się w poezji tak wydobytej naprawdę dzieje.
Nie czytałam środkowego tomiku „Panoptikum”, natomiast znam pierwszy tomik „Wibrujące ucho” i wydaje mi się, że są to cały czas te same warianty tej samej historii opowiedziane tak jak w filmie „Biegnij Lola Biegnij”.
Trudno nie zorientować się, że klimat wierszy jest ciemny, mimo, że świat pokazany w nich jest barwny, kolaże są lekkie i nie wydumane, w najnowszym tomie wzbogacone o reminiscencje historyczne, dużo tu radzieckich wspomnień z komunistycznej szkoły: Tiereszkowa wyniesiona nawet nie tyle w kosmos, co pod sufit pokoju, tak jak na postmodernistyczną ironię przystało.
Wśród nieustannej gry skojarzeń, gdzie zawsze, w każdym wierszu jest jakieś główne przesłanie, niekoniecznie dla czytelnika czytelne, niemniej wyczuwa się drugie dno, odnaleźć można prawdziwe piękno, zapewne mimochodem, gdyż poetka wystrzega się płytkiego sentymentalizmu. I tak niebieskie róże z kiczu przeobrażają się w atrybut estetycznej wartości w proletariackiej kamienicy [Sztuczne kwiaty], włosy, być może i ich brak, zmieniają się w imponujące pukle [fryzjerczyk], modlitwa przeradza się w masochistyczną udrękę niekoniecznie bolesną [Medytacja].
W wierszach podmiotem lirycznym ciągle jest ktoś inny i dzięki temu mamy różne perspektywy świata, który właśnie się w wierszu objawia. I tak widzimy go oczami noworodka [okno życia], byłej prostytutki [Gdy miłość odchodzi], czy pijaka [Charakter].
Są też konwencjonalne obrazki z ulicy, najbardziej sugestywne w swojej prostocie, chociażby ten zawarty w według mnie w najpiękniejszym wierszu z tomiku zatytułowany „ I już”, gdzie Poznań jest przestrzenią o tyle bezpieczną, o ile nadwrażliwy bohater pokona toksyczność Drugiego, zarówno napotkanego znajomego, jak i anonimowego przechodnia i kogoś, z kim dzieli mieszkanie.
A kto nie jest nadwrażliwy? I o tym jest ta poezja, o panicznym uciekaniu od przeznaczenia, od losu, od Drugiego, od własnej nadwrażliwości.


Aleksandra Zbierska. Biegnij. Nowa Ruda : Wydawnictwo MaMiKo, 2017





WYWROTA - RECENZJA

Aleksandra Zbierska "Wibrujące ucho"

Autorka zniża się do poziomu trawy i nasłuchuje. Szumów trochę jest. Ważne jednak, by z tej mnogości nawiązań wyłaniała się całość, która ma ręce i nogi. Tak jest w tym przypadku.


Totalna mobilizacja szumu.

Z wiersza "Wibrujące ucho"



Aleksandra Zbierska jest osobą doskonale znaną bywalcom liternetu, szczególnie portalu nieszuflada.pl. Autorka czaiła się w necie dość długo, co pozwoliłoby teoretycznie przyzwyczaić się do jej stylu. No ale debiut książkowy to osobna całość i zabawa na trochę innym poziomie. No to się postanowiłem pobawić :)

Cechą Wibrującego ucha jest nakładanie się na siebie wielu równoległych rzeczywistości. Wiersz otwierający tomik kończy się pytaniem: Czy żyję, nie wiesz? Ten dylemat pojawia się w kilku innych wierszach. Czy on umarł? Czy tylko mu się śni, że umarł? A może przeciwnie - może śni mu się, że żyje? W wierszu W stronę hetero na równoległych planach występuje: heteroseksualny peel, kurew która temu peelowi mówi że jest homoseksualistą, oraz Charles Bukowski, który perfidnie z tego się naśmiewa. Zbierska wciela się, wchodzi w maski i interteksty. Sztandarowym numerem jest tutaj wiersz o Zbigniewie Macheju, który mógłby być Tymoteuszem Karpowiczem, ale nim nie jest, chociaż tak naprawdę mógłby robić sto innych różnych rzeczy. Zbierska lubi takie rozważania - nasłuchiwanie tak uważne i intensywne, by wejść w skórę, zamienić się rolami, poudawać. Pojawia się tu też pytanie kim jestem? Czy jestem pingwinem, czy też może pomysłowe białko zamieni mnie w coś innego (wiersz Ewolucyjna tęsknota pingwina).

Jak Zbierska to robi? Ano różnie. Generalnie lubi poezję efektowną. Żeby nie było, że piszę tę recenzję na klęczkach - nie zawsze ta efektowność Zbierskiej mnie przekonuje. Dobrze wybrzmiewa we W stronę hetero - z całej złożoności konstrukcyjnej tekstu wyjawia się sytuacja wiarygodna. Poza tym, wspominana już Ewolucyjna tęsknota pingwina - cytaty, gierki słowne i zabawa kontekstami tworzą całość wyjątkowo urokliwą i zgrabną: Nie sieje, nie orze, a żywi go Pan. Nie zrodzony, nie stworzony, nie współistotny ojcu. - Swimming in the sea is a great fun. Natomiast momentami wydaje mi się, że Zbierska z efektami przesadza, czy też nie do końca cokolwiek z nich wynika (zaznaczam - momentami). Stosuje dziwaczne zabiegi interpunkcyjne (no, może nie dziwaczne, ale nie kumam w jakim celu) typu pies wyje & wyje. To zabawny szczególik, który co prawda nie wpływa za bardzo na moją ocenę całości, ale dobrze obrazuje zamiłowanie autorki do błyskotek. Natomiast efekty i krzykliwość zarżnęły moim zdaniem wiersz pt. Miłość - dla mnie jedyny zdecydowany mankament tomiku, nie z powodu tzw. brzydkich wyrazów, mogących urazić nazbyt delikatne i pruderyjne uszęta, ale z tego powodu, że dużo w nim krzyku, z którego nie za wiele wynika.

Ciekawe natomiast są momenty, w których ten zgiełk sprowadzany jest przez Zbierską do parteru prościutkimi, a jakże udanymi konkluzjami. Z moich faworytów - Miał usta pełne pierza, a ja napad paraliżu. Brakuje mi zamknięcia. I nade wszystko - puenta całości: Orkiestra dęta gra Marche funebre Chopina. Słońca nie ma - a życie jest. Piękna puenta.

A więc co wyłapuje ucho Zbierskiej? Ano, wyłapuje mnóstwo. Autorka zniża się do poziomu trawy i nasłuchuje. Szumów trochę jest. Ważne jednak, by z tej mnogości nawiązań wyłaniała się całość, która ma ręce i nogi. Tak jest w tym przypadku.

Aleksandra Zbierska, Wibrujące ucho.
Brzeg 2009 (dostępne z nowym numerem czasopisma RED)


https://www.wywrota.pl/ksiazka/16577-aleksandra-zbierska-wibrujace-ucho.html

BABINIEC LITERACKI

Aleksandra Zbierska ‒ Wieszając psy

A gdybyś umarł dziś w nocy - zapytałam - to
co by ludzie o tobie pomyśleli? Uśmiechnął się
z niedowierzaniem, a potem spoważniał - to,
co widać: oszczędny, trzeźwy, sprytny, społecznie
przystosowany - trwający, jak kula na wpół
wygasłego żaru - ani zimny, ani gorący, w gruncie
rzeczy chory, bo ani jeden dzień mojego życia
nie był mój własny, lecz był jedynie tym,
co otoczenie dla mnie wybrało. Tylko śmierć
czyni wielkie miary i normy śmiesznymi,
więc ktoś nas wytresował, byśmy się bali -
światła, przestrzeni, górskiej ściany, morza.
I tak nie możemy wyobrazić sobie najgorszego,
bo to, co nas spotka, będzie gorsze od tego,
czego można by się spodziewać - zaśmiał się.
Więc gdybym umarł dziś w nocy, pomyśleliby -
biedny, mały skurwysyn, samobójca. Boga
się nie bał. Niech gnije w spokoju. Pies z nim.



Aleksandra Zbierska ‒ (ur. 1968) – absolwentka poznańskiego Studium Piosenki, występowała na deskach kabaretu Warsztat w Warszawie na Nowym Świecie. Laureatka wielu konkursów literackich, m.in. im. Jacka Bierezina Łódź 2008 (wyróżnienie honorowe), a także I konkursu na zbiór wierszy imienia SCHERFFERA VON CHERFERSTEINA Brzeg 2008, którego pokłosiem jest debiutancki tomik pt.: Wibrujące ucho. W 2009 roku zostaje wydany drugi tom poezji pt. Panoptikon (Wyd. Black Unicorn). W tym samym roku jej wiersze zostały zamieszczone w książce Solistki. Antologia poezji kobiet (1989–2009). Publikacje: „Odra”, „Pogranicza”, „Arterie”, „Rita Baum”, „Tygiel Kultury”, „Wakat”.

fot. Helikopter OPT

http://babiniecliteracki.blogspot.com/2019/04/lewicka-klucznik-schmidgall-wybodowska.html

WYWROTA

EPRAWDA

WITRYNA PP




WIERSZE PO POLSKU

TALENT OBLIGE

Poruszające się ciało powraca do spoczynku, jeżeli siła, która je popycha, przestaje działać. Arystoteles Są ludzie, którzy gdyby nie pisali, […]

UMRZEĆ WE ŚNIE. LEŻEĆ

jak żółw w przewróconym pancerzu cierpliwie znosząc śmiertelną niezgrabność – to głupie tak nie móc przestać o tym myśleć – […]

A JA MAM WŁAŚNIE NAPAD PARALIŻU

nie mogę oderwać oczu od zakonnicy obojętność wróbli świadczy o tym, że czerń nie jest cudem. w gruncie rzeczy więcej […]

EWOLUCYJNA TĘSKNOTA PINGWINA

śmierć przez utopienie lekka nie jest i to mu nie grozi, choć ciągle jest zdany na łaskę tlenu. –> nie […]

TAK JAK UŚMIECH STOJĄCYCH

obok, w kolejce. Niektórzy czytają gazety. Dwóch starszych panów siedzi w fotelu. Gospodyni przechadza się, tam i z powrotem ustalając […]

ELEGANCCY, ELOKWENTNI

a ja mam właśnie okres chrześcijański. w instynktownej piekarni siedzimy blisko siebie, gejzer gorącej klatki schodowej próbuje wywieźć w pole […]

WAKAT


http://www.sdk.pl/wakat/wiersze/AleksandraZbierska.html

głównaarchiwumwiersze i prozyrecenzjeszkicedyskusjeredakcjanewsletter
 Wiersze i prozy________________________________________________________________
mów do mnie normalnie, kiedy krzyczysz
(Anna Podczaszy)
________________________________________________________________

Aleksandra Zbierska
Wiersze
owiecQm
siedzieliśmy trochę uprawiając clubbing
w gejowskim Deseniu, hydroseksualni, ba!
indywidualni: ja, uskrzydlona Bu, michu
pedał na speedzie & aktoreczka incognito
wyjęta spod prawa penisów. i twarze były
ok. aż zakręciły pornola: tańczą buty,
pantofle, kozaki. aktoreczka z blantem kręci
pirueta – śmiertelnie poważnie per se, albo
ma papcie do spalenia – ale tak, bez mocy.
zdeformowane czółenko biegnie w stronę światła
zamykających się drzwi – w tę i z powrotem –
zaledwie kilka razy i poszło w rozsypkę. twarze
jeszcze są, choć się próbują zamazać
^^ wzajemnie. ktoś do mnie gada cały czas
i nie chce się odwalić./ – fuck off! / – jestem owiec
Qm w twoim uchu. – co to jest ucho? – powiem ci
w tajemnicy, co to jest ucho: ucho, to są
drzwi, co się do środka otwierają. te do pokoju
zawsze do środka. – a Qm ? – misiu futerko ma
na zewnątrz – więc to są usta. – & owiec?
"ja" bez żadnego ze zmysłów. i bez przesłania
Heeloo Heeloo Helenkoo, jako ci się paasiee?
- Jakby to poszło pod twoim nazwiskiem, to by była masakra
- Cóż Czarku, rozwiń tę myśl
bo mi się przyśniło, że to będzie taka pieśń miłosna
czytana od tyłu, więc dobrze by było, gdyby padał
deszcz i drgała jakaś struna - tęsknoty na przykład
a okno niedomknięte tłukło się o ścianę, i żeby było
smutno. podpiszę to bez sankcji, bo rzeczywiście pada
i jest zupełnie zimno, drętwieje mi ręka - podobno
to od serca - zawzięte, jak Żyd w tańcu, nic więcej
nie może, więc znów mnie niesie. owa pieśń?
w istocie, taki stan hiperłącza, milczącą zmowa
śmiertelnych przeciwko śmiertelności, bo jeśli
jest corpus delicti, to musi gdzieś być motyw. otóż to:
nie potrafię dłużej się bronić, bo mi się przyśniło
że to będzie taka pieśń miłosna, czytana od tyłu
więc: tęsknię, tęsknię, i wtedy, kiedy rąbiesz drewno
do kominka, i podczas każdej prostej przyjemności
i nawet wtedy, kiedy już nie pada, bo wszystkie okna
są już dawno zatrzaśnięte - na szczęście! i wcale nie jest
mi smutno. Ciiiszaaa. i ani słowa w następnej linijce
blef
Próbowałem opiewać okaleczony świat,
ale skończyło się na tym, że wetknąłem mu w tyłek
szare piórko, zgubione przez drozda,
i patrzyłem, jak się męczy.

Darek Foks
..
agentka skali jest teraz zajęta /nazwijmy ją ślepym
losem, bo muszą być jakieś pryncypia/ robi właśnie
behawioralną sesję twardym facetom, którzy boją się
posądzenia o pedalstwo, więc wybijają to sobie z głowy
tępą łyżwą - jak tom hanks w kastełeju - i molestują
swoje zegarki, by zmniejszyć dystans od płynącego tu
do wpływającego teraz, a potem odprawiają piętaszka
daleko za drzwi. spójrz, ile kryje się za nimi próżnego
jak się unoszą próbują opiewać czołgi
markując wysokie 'c'.
 


Aleksandra Zbierska debiutowała w 2008 roku tomem Wibrujące ucho, w 2009 wydała Panoptikon, i słuch o niej, jako o poetce, zaginął. Tak się składa że swoją pierwszą recenzję napisałem właśnie o debiucie tej poznańskiej poetki, zamieściłem ją na portalu poezja-polska, który jeszcze nawet funkcjonuje, choć niezbyt chyba prężnie – a w każdym razie nie tak prężnie jak te osiem czy dziewięć lat temu, kiedy pod moją skromną recenzją wywiązała się gorąca dyskusja. Era portali literackich przeminęła, teraz, jeśli istnieje jakiś “Liternet”, jakieś “gorące dyskusje”, to dzieją się głównie na Facebooku. Ale to dygresja, ważniejsze jest to, co po tylu latach poznańska poetka ma do przekazania. W każdym razie, gdy pojawiła się informacja o pierwszej od ośmiu lat publikacji –  zatytułowanej Biegnij - byłem niezmiernie ciekaw zawartości.

            O debiutanckim Wibrującym uchu  Paweł Kozioł pisał jako o mieszance rozstrojonych podsłuchów i surrealistycznych obrazów. Doceniając niewątpliwy talent autorki, pisał też o wadach tego tomu, stosującego zbyt wartką, katalogową wręcz narrację w przedstawianiu obrazów, zasłyszanych zdań czy scen, w których mnogości trudno się połapać. Jest w tym trochę racji, ale też są w tamtej książce momenty gdzie Aleksandra Zbierska zwalnia, pozwala na większe skupienie, i te właśnie dotykają najbardziej. Być może to właśnie kontrast pozwala im wybrzmieć, być może bez tego katalogowego tła czy wartkiej narracji nie wybrzmiałyby tak dobrze. Nowa książka poetycka autorki zdaje się stosować z pozoru podobną formę, poza tym w podobny sposób różnicuje tempo opowieści – ale wydaje się robić to w dojrzalszy i bardziej wyrazisty sposób. Kociokwik obrazów, głosów, nawiązań jest jeszcze większy, przynajmniej w pierwszej części tomu, ale też wyraźniejsze i wyrazistsze są te fragmenty, które nawołują do większego skupienia.

            Słońca nie ma, życie jest. Tak kończy się wspomniany debiutancki tom autorki, natomiast w najnowszym (Biegnij) znajdziemy min. taki wers (“Linijka słońca”): trzeba jednak wiać – przed słońcem. Czy to świadome nawiązanie, nie wiem. Niemniej,  dzieje się, biegnie się -  bez udziału światła. A jeśli bez udziału światła, to być może na ślepo. Efekty tej ślepoty mogą być opłakane:
           
leżał w czerwonej koszulce naciągniętej na twarz,
miał na ręce tatuaż, po tym go poznali. kawał
chłopa. robiłam kanapki i zobaczyłam ekran – tłum
był duży, ludzie z przodu byli rozgniatani. potem
ciała zostały zebrane, z murawy – do Liverpoolu.
mówiono, że to przez tych, którzy wdarli się
bez biletu.

(“Wybrali inną drogę”)

Tytuł całości zachęca: Biegnij, ale przecież bieg ten może prowadzić do zupełnie literalnej katastrofy. To dlaczego biegnie się na oślep? Wiersz na stronie 9-tej (“I już”) może dać na to odpowiedź: żeby nie myśleć, żeby nie przeżywać. Co więcej, mówi on o tym, że owo “nie przeżyte” może w jakiś pokrętny sposób dawać szczęście.

przeboje z radia kleją się

jak sen – i już! Wysiadasz zakręcony nieświeżym oddechem
kierowcy, stoisz, wpół otwarty na progu, przez wpół otwarte
drzwi wchodzisz do pokoju, w rogu, zimny piec telewizora,
na wpół sprzątnięty stół i niedomknięta książka, której nigdy
do końca nie przeczytasz, z oparcia krzesła, na podłogę,
opadają pończochy – jedyna chwila szczęścia – nie przeżyte.

Ale zaraz, zaraz: czy chodzi o to, że “nie przeżyte” daje chwilowe szczęście, czy raczej o to, że “chwilowe szczęście” nie daje się przeżyć? Książka (na szczęście) nie daje odpowiedzi jednoznacznych.

            Galopująca narracja zdaje się dotyczyć jednak głównie pierwszej części tomu, potem następuje cykl dużo bardziej oszczędnych, skupionych wierszy. Skupionych najpierw na języku, to od niego podmiot liryczny zaczyna mniej lub bardziej udane próby połapania się w zastanej rzeczywistości – a  jest przy tym pełen kulturowych nawiązań, nazw, oraz obcojęzycznych (najczęściej rosyjskojęzycznych) wstawek. W rozpoczynającym drugą część książki (nazwaną 1:15) wierszu pod tytułem “całkiem lekka nośność bytu” podmiot liryczny mówi:

puściłeś jakąś kreskę i tak już została –
w środkowej części Bereszit: tak się przychodzi –
w kobiecie, drąc się. w obliczu wyjałowionej
wody prze – miano: najlepsze w najgorsze. ryzykując
wiele razy – idź, zwyczajnie. nikt nie zostanie nowym
Brando, bez prób i błędów. trzeba mieć mocne
stopy. na płętach? być może upadniesz
zbyt szybko.

A potem, w “pudełku ze szprosami”:

litera O ( kropka należy do Steinera ), więc A – najbliżej
możliwej bramy – kreska – wszystkie cztery kreski
i gzyms; jeszcze zaszrafować – zamknięcie z frontu – i po
robocie. (tylko się zapytam: kto narysował czarownicę?
on dolzhen vylit’). to jest okno – zbliża – miało więc być
pogrubione pomiędzy O i A (kropka należy do Steinera) –
chodzi szkła.

W kilku wierszach zamiast wyrzucania z siebie słów, mamy analityczne przyglądanie się nim, znakom, przy- i przedrostkom. W kolejnych rozdziałach wiersze stają się też coraz bardziej zwarte, lakoniczne, aż dochodzimy do ostatniej części, pod tytułem Nie płacz – najbardziej naturalistycznej, skupionej na detalu nie tylko niepozornym, ale i tym nieprzyjemnym, brudnym, zwierzęcym. Dość dosłownie opisuje to wszystko wiersz “Oda do pająka”:

Pod poduszką piórko pająka. Akt prokreacji –
normalna sprawa – samica zjada samca, a on
się poddaje. Teraz sypie się z niej sieczka
rozbieganych małych nóżek – świństwo pierwszego
zamysłu tworzenia. Rozdepczę (tylko proszę,
bez resentymentów).

Więcej w tym brzydoty, dosadności, ale też konfrontacji z rzeczywistością, przed którą chciał uciekać podmiot liryczny wcześniej. Tak jak w debiutanckiej książce Zbierskiej, galopada obrazów i nawiązań w końcu zderza się z ujmującą prostotą. Jak w króciutkim “Gdy króliczek ucieka”:

Kocham cię – mruga okno i ciało tuli ducha,
który gdzieś jest. O duszę nie trzeba już walczyć.

Całość kończy cytat z Wysockiego, z “Koni narowistych”, tej pieśni, gdzie jeździec desperacko próbuje zatrzymać konie, które jadą prosto w przepaść.  Chut’ pomedlenneye, chut’ pomedlenneye. Trochę wolniej, trochę wolniej. Trudno powiedzieć jak skończy się ta historia, czy uda się zatrzymać tę galopadę, ale na pewno pojawienie się tej książki po wielu latach milczenia jest dobrą wiadomością. Jeśli chodzi o rozwój tej poetyki, zamiast galopady mamy do czynienia z konsekwencją, odświeżaniem formuły, mówieniem o tym samym, ale bardziej dobitnie. Głos Aleksandry Zbierskiej nie jest głosem rewolucyjnym, ale wciąż osobnym i charakterystycznym.

Aleksandra Zbierska, Biegnij. Mamiko, Nowa Ruda, 2017







Foto: Paweł Szałankiewicz
Jakub Sajkowski – poeta, lektor języków, tłumacz, recenzent. Redaktor działu krytycznego w „sZAFie”. Wydał książki poetyckie: Ślizgawki (2010), Google Translator (2015). W przygotowaniu trzecia pod roboczym tytułem Zestaw do kaligrafii. Wiersze publikował m.in. w „Pro Arte”, „Arteriach”, „Dwutygodniku”, “Art Papierze”, „Wakacie”, na stronie internetowej Biura Literackiego oraz w lokalnym wydaniu „Gazety Wyborczej”. Finalista  laureat kilku konkursów poetyckich, ostatnio im. Klemensa Janickiego, „O Laur Czerwonej Róży”, oraz Konkursu Krytycznoliterackiego Pulsu Literatury w Łodzi. Laureat stypendium artystycznego miasta Poznania i Medalu Młodej Sztuki 2018.http://artpubkultura.blogspot.com/2018/03/jakub-sajkowski-troche-wolniej-troche.html