wtorek, 28 kwietnia 2020



Aleksandra Zbierska




MINUS CZTERDZIEŚCI. I TRZY.






Ziemianie


Zdarzają się ludzie okrutni ponad miarę,
w większości są jednak delikatni – na przykład
czują odrazę już na sam widok sklepuz rozwieszonymi tuszami
ubitych zwierząt; nie spożywają mięsa, a jednak

w skórzanym płaszczu i butach,
nie wzbraniają się przed użyciem
kosmetyków, które w większości są pro-du-kta-mi
pochodzenia zwierzęcego.

zmagazynowane cierpienie zwierząt...


[Każdy ze współczesnych kosmetyków przechodzi
mało skomplikowane próby toksyczności, polegające na
wkraplaniu do oka zwierzęcia ( najczęściej
królika)określonej dawki kosmetyku -

stopień zniszczenia oka jest miernikiem przydatności.
Takiego istnienia śmierci w codziennym życiu człowieka
nie jesteśmy w stanie wyliczyć, a fakt niejedzenia
mięsa jest tylko drobnym tego wycinkiem.]


W rzeźni

Ściany pokrywa grzyb i wydzieliny, długie na 5 cm,
biegają karaluchy.[ Jakaś rodzina zje dziś wieczorem
hamburgery zawierające zmielone części łba,
a nawet kilku łbów pełnych rzygowin.[ Karaluch
będzie bonusem nadzwyczajnym]

Transport

Utuczony do idealnej wagi 540 kg - Samiec Bydła
upada łamiąc nogi i miednicę. Okaleczonego w ten sposób
w transporcie nazywa się zdołowanym.










Pani pisze, pani pisze.

Teraz, gdy już nauczyliśmy się latać w powietrzu jak ptaki, pływać
pod wodą jak ryby, brakuje nam tylko jednego:
nauczyć się żyć na ziemi jak ludzie. — G.B.Show-----------------------------------------------------------------------------------------
Stał z papierosem wciśniętym między owłosione kostki palców i rozsypywał pokarm dla zwierzątek uwijających się wokół jego butów. Zwierzątka, choć tłuste, były zwinne; ich obfita sierść lśniła miękko.
- Będą z nich czapki i kołnierze - powiedział.
- Czy pan sam zarzyna zwierzątka? - zapytałam.
- Kiedy nadchodzi pora, uderzeniem pałki w głowę. – odpowiedział.
- Czy nie jest panu przykro postępować w ten sposób wobec swojego stadka? Czy nie zna ich od małego, czy nie żywi czułości do poszczególnych zwierząt i czy nie ma swoich ulubieńców? - dopytywałam niecierpliwie.
- Wszystkiemu zaprzeczył. Króliki są bardzo głupie.



































Torba


"Czy za karę, że nie wierzę w duszę, nie mam duszy?" -- Stanisław Jerzy Lec --------------------------------------------------- [..............................................................................................................................]
- Więc pan ją utopił? - zapytałam.
- Pewnie utonęła - odpowiedział - ja tylko wypchnąłem ją za burtę. Czepiała się, lgnęła
do mnie. Chyba wiedziała, co ją czeka, bo nagle zaczęła okazywać mi miłość. Cisnąłem ją
w morze. Zawisła niczym wielki, czarny pająk na powierzchni wody. Wrzeszczała też
okropne. Przykro było słuchać.
- Czy patrząc, jak tonęła, jak tonęła ta małpka - pytałam z trudem kryjąc złość - czy zdał pan
sobie wtedy sprawę, choć przez chwilę, z własnej podłości?
- Nie - odpowiedział - ale uśmiercenie małpy przez utopienie wydaje mi się bardziej
niesamowite, niż gdyby zginęła od ciosu pięścią w głowę albo od pchnięcia nożem.
Ostatecznie urodziła się po to, żeby żyć na drzewie, a ja zmieniłem jej los!
- A serce? - pytałam z rezygnacją.
- Ot, śmieszna sprawa - zachichotał - serca mam. W narkozie. ------------------------------------------------------------Dostałam później od niego kartkę:
Flauta trwała dwa tygodnie. Dopadła mnie nuda. Schwytałem mewę. Przywiązałem plastikową torbę do jej nóg i puściłem w chmury. Furkotała na wietrze, niczym spadochron z szamoczącym się gałganem. Aż wreszcie osiadła, by napełnić się wodą ( za szybko,
jak na mój gust).

























Bang Bang

na końcu każdego łańcucha pokarmowego jest zawsze jakiś drapieżnik. no i tak: dochodzę do siebie - drugorzędny dupku - po tym, jak do mnie strzeliłeś z bliskiej odległości. - to nie boli, a nawet nikt nie zauważył - szeptałeś ściskając mi ramię. - nudna gra - odezwał się barman - po prostu dziecinna. ----------------------------------- siedziała obok, gładka, okrągła, o twarzy niczym księżyc, i, której tłuszcz poszedł w biodra / doniosłeś mi o tym ze wstrętem, więc niech ci bóg będzie świadkiem - to tylko minimum męskiej powinności, jeśli zważyć wszystko bezstronnie / - dziewczyna z kwiatkiem we włosach, z którą poszedłeś zatańczyć. ------------------------------------ winę nosimy w sobie, jak inne uczucia, którymi należy się dzielić - powiedziała szurając obcasikiem, I, kiedy podniosła twarz, wyglądała jak skazaniec, który modli się, by pochwycić ostatnie ludzkie spojrzenie kata i oprawcy. - co biodra? jakie biodra? - odezwał się barman, spokojnie dopalając papierosa. ------------------------- no i tak: dochodzę do siebie - drugorzędny dupku - po tym, jak mój gniew wzbierał, jak gorączka, co zwalcza infekcje w krwi, ponieważ myślałam o zemście. Ale teraz, kiedy tak nienaturalnie wyblakłeś - wyblakła nawet tamta chwila, kiedy cię traciłam - jak to skończyć? kim to skończyć ? -----------------------------------------------------------------------II----------------------------------- Dziewczyna przy barze odgarnia włosy do tyłu, odsłaniając węża wytatuowanego wokół szyi. Wpatruje się w twój nos, przechylając koleją porcję becherovki. Mógłbyś pójść za nią, bez zbędnych ceregieli, ale Murzyn, który śnił mi się w nocy, nie daje ci spokoju. Powiedziałeś: idę zapalić. ------------------------- Wtedy ona podeszła do mnie i wyszeptała: jestem w ciąży. Rodzice kazali mi się wyskrobać, ale koleżanka poradziła, żebym przespała się z innym mężczyzną, wtedy jego sperma zabije tamtą. I czy pozwolę... ponieważ łączy nas tak zwane wielkie uczucie. Głupio zrobiłam opowiadając ci ------------------------------III ---- ten sen.






















Feedback

Heretycy wierzą w oślepiający blask żarówki.
Mary Jo Bang nie wierzy, że dym po wybuchu fajerwerków jest różowy.
Spinoza uwierzył w zły temperament kobiety.
Grzebalski ukrywa się w naparstku cienia
[ Cecko! Cecko!].
Sosnowski ma patent na pantum i rondelki / odrębnie będą omówione oceany/.
Podgórnik niczego się już nie pozbędzie, jednak na epitafium wciąż jej za wesoło.
Muszyński jest odwrócony / podobno wyjechał na Kajmany/.
Sośnicki nosi w żołądku nieprzyjemny kłąb - spróbował połknąć wacik?
Niech mu go ktoś wyciągnie!
Świetlicki - nie śnij mi się! Nie śnij!
Wencel wierzy nie tylko w blask żarówki ale w na wieczi, wieczi w krzyżu.
Foks unosi trzy psy jedną ręką, chociaż sam nie wie po co.
/ Cecko! Cecko! - przepraszam, czy tu piją?/
Honet każdego lata pali ziemię i anyżkowe cząstki w oddechach kobiet /. Rok się przetoczył miarowo i jest znów - ten sam?!
MLB trafił w maciupeńki kwadrat telewizora: puff! puff! - ożesz ty precyzjo!
Widemann w duszy nienawykłej do ukłonów, pozostał cielesno - bolesny.
Pióro ma komplet, którego nikt mu nie ukradnie - za długo, jak na mój gust.
Maliszewski o Zadurze: 'niczym Sitonen przemierza pamięć szerokim, łyżwowym krokiem poematu', a sam lepi figurkę na zboczu świętej góry, która go pochłania.
Gryko trawi w trzech najczęściej pożądanych pozycjach - treść zostaje w ustach.
Klejnocki podąża za beztroskim śpiewem drozda (a jednak! a jednak!).
Lipszyc założył sztywny płaszcz logiki i powiesił na kołku w przedpokoju Dionizosa.
Muller dała się zwabić, jak mucha na lep języka, a teraz zwabia innych w lingwistyczną pułapkę.
Kasprzyk zanimalizował telepatycznie teorię literatury, byśmy wszyscy potrafili węszyć za tym samym - więc najpierw katar na-sienny, potem kiełkowanie.
Brzoska jest od dawna drukowalny, ponieważ w przejściu podziemnym literatury są pewne miejsca, w których sprzedaje się przepustki – płynne
/ Widemann nie zaprzeczy? /.
Pluszka - bez -uszka - podchodzi do kobiety, jak do konia: przede wszystkim ostrożnie i nie od tyłu, bo babcia kazała przysiąc na kolorowe zdjęcie Jezusa, że będzie wypełniał jej wolę. Rżany zaś sobie bije brawo, choć to obraz cokolwiek nieśmieszny.
Cyranowicz? Ogląda swoje książki, gotuję fasolkę na fest i od rana ma ochotę na kino - pochwalam. Jest praca twoich dłoniach. I czysto. Jak po nikim.
A ty? Czy należysz do osób, które wstydzą się zapytać w aptece o lek na hemoroidy?
W trosce o symetrię dodam, że próżność jest potężniejsza od wstydu, a jej leże tkwią w letargu nudy, więc cyrki odprawia. Otóż i ja. W jakiś sposób jestem temu wierna.







Deadline


Markowi ---------------------------------------------

Żywe istoty są niczym iskry
wyposażone w wysokiej jakości sensor lęku.
Możliwość zaprogramowania czasu końca
przydaje się tylko nielicznym.

Na przykład Himalaiści - idą w górę,
gdzie lepka przestrzeń toczy się ciężko,
jak czas w materii - pokonując strach,
pokonują śmierć.







































Intelekt

Intelekt jest zimny. W czystej postaci jest nie do zniesienia. Spotykam gigantów intelektu. Drętwieję przy nich, obezwładniony martwą energią...” -- Dariusz Dürschlag


Złudzenie mocy precyzyjnie zamknięte w czaszce,
niczym bakteria pod mikroskopem próbuje
wymierzać sprawiedliwość niewidzialnemu światu. Kocha -
to, co można objąć wzrokiem. Reszta, to tylko p o j ę c i a.

























Grzech


Kiedy to stało się takie nie - proste...


I znów ruszyły procesy myślowe. Patrzę
na ślad odchodzącej potrzeby
śmiertelnych minut milczenia. Jak wzbić się
do najmarniejszych choćby pokładów głębi,
tocząc bój z rozsądkiem? Pustka,
a w pustce grzech pierworodny. Trudno
powiedzieć, czym ten grzech nie jest. Boże
miłosierny, spraw, by nic się nie stało
i nigdy nie stawało ...

































W tym śnie

tyle rzeczy uchodzi naszej uwadze, a przecież
to, co przegapimy, widzą inni.

zastrzeleni w czasie snu [ larwy za lewym uchem
wskazują na 4 dni] - gniją. najgorsze jest to, że

my żyjemy dalej.























Minus czterdzieści


mam zły czas - powiedział - potrzeba mi przyjaciół,
nie wrogów. - nigdy nie będziesz moim wrogiem - pomyślałam -
choć na ustach masz cykutę. czy pamiętam?

moje zmysły były przytępione, cały świat wydawał mi się
płaski. taka nadrealność: od ściany do ściany woda
i niejasne przeczucie klęski majestatu. zimne oczy;

nie, nie, to real! ja przecież oddycham! więc
klasnął w dłonie i zniknął, zostawiając otwarte drzwi. woda
wdarła się do środka, ciemniejsza o jeden ton. sens

wody? poruszać się w jej objęciach, gdy wszystko opada
na dno. rozdarty obraz, połowiczne odpowiedzi uniosły się
ze mną na wodzie i pokój złożył się do środka: klik - klak.

noc. miasto śpi nie dotykając widmowym grzbietem
żadnego ze znaczeń. za oknem mirabelka cała w kwiatach -
piękna! to głupie tak nie móc przestać o tym myśleć.

























Skarga zegarka

Ptaku zbłąkany w rzeźni, spójrz, jak zwierzę w klatce zlęknione,
ofiarą prawa i serii upiera się przy fakcie istnienia. A oto
zwierzę na dwóch nogach – człowiek - o twarzy niczym drewno.

Od śmierci do śmierci powtarzanej co dzień, w mechanicznych
sekwencjach pomniejsza się doszczętnie. Nie czuje odoru krwi.
Nie słyszy tłumionych jęków, co w skowyt przechodzą straszny.

I wzroku nie opiera. Czy we śnie jest odkryty? Ptaku zbłąkany
w rzeźni, skieruj się w stronę światła, wzdłuż nici dźwięku,
co granicę świata widzialnego znaczy, poprzez wyłom w ścianie,

tam gdzie tynk spękany otwiera źrenicę okna - tamtędy odfruniesz.
Nim popadniemy w obłęd, zapamiętaj twarze, imiona, zapamiętaj
czyny, by wrócić mogły do źródła - litera za literą.




A trawa rośnie sama

miłość, to żarzący się węgielek w sercu każdego. nie trzeba na niego chuchac ani dmuchać, wystarczy oddychać świadomie. natomiast pies? kocha bezwarunkowo, nie zna pojęcia dumy, honoru, nie potrafi się gniewać. i jeszcze szczeka! a przecież wcale nie musi! mógłby się uwalić w cieniu drzewa i kontemplować gnuśność.














Ten, który stygnie

Wszystko, co przemija, jest tylko wizerunkiem. – Goethe



Oboje byliśmy tak zamroczeni, że zabrakło w nas miejsca
na zdziwienie. - A przynajmniej duszę moja kochasz? – zapytałam.
- Nie udaje mi się czuć nawet siebie. - odpowiedział. To smutne

kłamstwo. Lecz prawdy nie ma także wyżej. Tylko popiół.
I dym. [ Moja głowa zapadła się w poduszkę. Nie mam ochoty
jej podnosić.] Krótko mówiąc: głupio.





































Ten, który kocha w człowieku jego śmierć

Mój Boże, jak mocno istnieją dzisiaj rzeczy.
-- Jean Paul Sartre


W taki dzień nie rozmawia się z kimś, komu nie bije serce -
serce rozczulone kłopotami innych. Takie serce to święto.
Jest cel! Są ludzie! Tymczasem, prawie szczęśliwa, w szeregu
spraw niedokończonych, w sercu egzaltacji, w cieniu rezygnacji,
próbuję sobie wyobrazić Nicość: wejść do środka, przestać

istnieć... - Czy nie nazywa się to pesymizmem? [ kto pyta?]
- Za sprawą kodu, wkręconego w umysł, łatwiej zdobyć się
na optymizm. - Świadomy? - Ten prosty, każdemu dany, a priori.
– A po co? - By chciało wam się żyć. [ Z namiętnością żywą
wiatr otwiera drzwi. Forma pytająca udaje zdziwienie.]





























Antynomiczne

Jestże się poetą, czyli raczej tylko bywa się? -- Cyprian Kamil Norwid [właściwie, Cyprian Ksawery Gerard Walenty Norwid herbu Topór ].

Łukaszowi


„Nigdy” nie może być dobre. „Zawsze”
nie może być gorsze. Jestże się otwartym
na nieskończone? I nie słowem, tylko
czynem. A nawet nie czynem, lecz brakiem
czynu...? Jestże się siewcą plew? Trans -
cen-den-talnie? Jenakowoż żywym?
































Doświadczenie

"(...)było czymś więcej niż obroną przed śmiercią; było prawem: prawem starców."
Jen Paul Sartre



spada na mnie, rozlewa się we mnie,
wypełnia czymś, czego nie chcę zobaczyć.
I trwa. Nie mija. Nie ma powodu,
by minąć. Krzepnie.






































Nic

Stanąć na równe nogi, podnieść choć jeden
palec, zrobić cokolwiek. Istnieję? Ponieważ myślę,
nie mogę powstrzymać Się od myślenia. Jest - Się
w głowie? Stoję. Palec unosi się w górę
przetaczając płyny życia. Logika gorącej głowy
nie chce Się angażować: jest w siódmym niebie.












































Histeria

Mijam go odzyskując obojętność. Próżna chęć
pozostania w napięciu, niczym pędząca chmura
odeszła. za bardzo…

Widziałam tylko jego plecy
triumfujące w świeżości niedzielnego poranka
tragicznie odpoczywającego tłumu.

Jestem tam, ponad moim ciałem. Przebijam się
przez noc. I smak popiołu [ nie trzeba się bać ].
Cóż za egzaltacja!





































Karol Kot powraca

[ dialog z wierszem M. Świetlickiego Pt. Karol Kot]


Trudno mi wprost wyrazić, jakim napawa mnie wstrętem
ta twarz rozlana po brzegach
mglistych, niejasnych wspomnień. Okropne

są zwłaszcza oczy - dwie blade aureole
ześlizgujące się w ciemność. To poziom polipów. Czas
jest tu zbyt obszerny.

Co w nim zanurzyć, mięknie, spadając
czystym uderzeniem - wszystko tym się wypełnia,
by móc się narodzić dobrze. Czuję mocno, że już,

że coś się stało. Na fali dźwięku ton
światła. Omdlewający ton! [rany boskie, zimno!].
Kto kaszle przez zasłonę na twarzy?































[Karol Kot

Śnieg w kościołach, śnieg w bramach, śnieg pod kopcem Kościuszki

Mam cień - widziałem - obejrzałem się.
Mam cień siny na śniegu.
Mam płaszcz, za duży, ciemniejszy od spodni
i mam w płaszczu narzędzie.

Nie, nie zasłaniaj. Nie zasłonisz. Zostaw.
No, jeszcze bardziej odkryj.
Lubię, jak krwawisz. Bo stare kobiety
nie. Plecy. Dzwonek. Dzwonki
w kościołach, w bramach, pod kopcem Kościuszki.

Guzil z orzełkiem. Trener
sekcji strzeleckiej stwierdzi, że nie mogę
reprezentować. Wziąłem duży rozmach
i ściąłem jednocześnie: chłopca, śnieg, powietrze,
swój kręgosłup, łodygę, śnieg pada, maszeruję przez sen,

mnożę się.
Marcin Świetlicki]



























Coś nieścisłego

To, co działo się wewnątrz, przeminęło
pozostawiając mgliste odczucie. Coś,
jakby niesmak? Na zewnątrz, wszystko
jest jeszcze bardziej niejasne.

Ale czy można się czegoś obawiać,
jeśli świat jest tak akuratny? Więc zmiany
dotyczą nie tylko przedmiotów,
które każą się brać w nowy sposób.

Dziś zaledwie dotknęłam klamki.
Puściłem ją natychmiast. Ręka opadła
miękko. - Nie! - Z entuzjazmem!
Uczę się odmawiać sobie.
































Tak czy owak


czynić cokolwiek to stwarzać istnienie – a jest
i tak wiele istnień,

pochwyconych na rozchełstaniu, codziennym
kołowrotku. więc

cierpieć? ale podług miary;
z jałową czystością martwych namiętności,

by spocząć na rzeczach, jak błazen
na stopniach tronu.






































Przepadek

chcieliśmy być jak najmniejsi. starannie otoczeni
przedmiotami, niczym dwaj żołnierze na manewrach. poza nami
i w nas samych dostojne ukłony, czyste jak fajans: by służyć

bolesnemu prawu do stania się podmiotem troski. TO,
co zostało: oszczędzać myślenie, nie przypominać szczegółów;
spopielona reszta stawia piękny opór.









































Pomiędzy ścianami

Osiągnąć idealny moment! W kurzu,
w przeciągu, pod gołym niebem. Jednak
zrób Coś, zamiast Wszystko - wybieraj!

Przed nami czarna dziura [ tam w głębi
są ludzie, oczywiście nie żyją] – ona wciąż
się przesuwa, a my sądzimy, że jesteśmy

obok. Więc się oddalasz, skazując mnie
na oznaczenie punktu wyjścia, wobec tego,
co zostało nam dane - dane na nic.






































Coś co jest warte całości

Samotny nie opłakuje nikogo, nikt też nie płacze nad nim. -- Emil Cioran

Gotuje dla ciebie wiec jesteś jej bliski.
Kiedy mówi: spróbuj, spróbuj - daje w jakiś sposób siebie.
Dla niej małżeństwo i rodzina, to największe dzieło
Sztuki. Sztuka życia? - Wierność. Spędzając beztroskie dni
z samą sobą, wielokrotnie deklaruje, że jest najszczęśliwszą
kobietą na świecie. Bywa…









































Pocałuj mnie

1.
czuł się, jak na wczasach pod wodą, gdzie wszystko przemieszcza się
ospale. ludzie, stabilni jak żółwie, przechadzają się i każdy coś mówi,
ale niczego nie słychać. więc przyszło mu umierać w brzuchu wieloryba.
2.
wietrzą smród, poprawiają poduszki. palcem wskazują, kto będzie
następny. możesz krzyczeć, wyć, szczekać, jak zajadły kundel - oni
nie usłyszą [ ostatni wdech tnie uderzenia serca na tysiąc kawałków].
3.
ostrożnie stawiając kroki podnosi wzrok. dostrzega napis: " zakład
czynny całą dobę". wciągając powietrze smakowała umarłych, sprawdzała
nadgarstki - nic nie znalazła. na dziedzińcu mgła, jak sponiewierana
biel - pobiegnie w tę mgłę, z szalonym tętnem pod skórą.
4.
po betonowej nawierzchni turkoce blaszany wózeczek. ze zdziwieniem
zakrzepłym na twarzy, niczym fantom pobrzydły, stygnie człowiek. trzeba
iść. wiatr szarpie za włosy. trzeba schować się w płaszczu.
5.
stanęła w oknie i trzyma świat za parapet, żeby się nie rozpadł.
przybywa żałobników z balonikami, z balkonikami. robak
spaceruje po krawędzi szklanki.





























Niczego nie słychać

Są zapewne wiersze, w których chciałoby się zamieszkać.
To nie jest ten wiersz.

Danielowi



Wystarczy zamknąć oczy… zatapiam się
we wspomnieniach – widzę go! wykrwawionego
przez szeroką otwartą ranę [ krew

przesuwa się po asfalcie i wpada w dziurę
po obcasie; w ziemi zaczynają kiełkować owady
- ta doskonała obojętność świata].

Poruszam ustami, niczym ryba wyrzucona
na brzeg. Na tarczy jasnego nieba nieruchomieje
słońce. Ale czy to naprawdę słońce?

































Mała Sobota

To jeden z tych wieczorów, gdy przechadzam się rozmyślając, a krok zostaje zwolniony. I nagle przychodzi do głowy myśl: "Nic się już nie wydarzy!"

[ Przygoda nie może zostać przedłużona; uzyskuje znaczenie tylko przez swoją śmierć]. I zaraz potem Coś się zaczyna! Czas

odzyskuje swój codzienny bezkształt. Obecność i trochę pustki.
Odwracam się za siebie; balsamuję popiół, który opadł z butów twoich.

































Off Press publishing

Rzeczy tak samo ważne

(…) jak ta zima, którą ostatecznie odczuwam w samym sobie, chłodny, mroźny spokój, uczucie, a nawet przekonanie, że wszystkie rzeczy są tak samo ważne. Jakaś mucha budzi się i brzęczy na szybie, zelówki odpadają…
Jens Bjorneboe


Nic złego nie robi. Dobrego też nie. Chce żeby było lepiej i wie dlaczego lepiej nie jest. Żywioły go nie słuchają, ludzie nie traktują, rzeczy patrzą obojętnie. Mnóstwo jest takich ludzi, którzy patrzą na świat, a świat im się nie odwzajemnia.
Odwrócił się w moją stronę: A ty kim jesteś? - Nie czuć głodu. Żeby tylko nie czuć głodu! - Och, co za dekadencja! Mój biedny skarbie. Korzystaj ze swoich lęków. Stąd bierze się większość pasji. A teraz spójrz: co rozdeptujesz? Ślimak? Tak blisko,
tak blisko! Ale to tylko wyczarowana przez maga breja mięsa. Niewinna i piękna. Zmiażdż ją, a cała rzecz zacznie się od nowa. Za sprawą chimery głodu, iluzji, fantazji. - Co z tego, co z tego. Co z tego? Zimy tutaj są dobre. Pełne ciszy, spokoju. I starość.

Things just as important

(…) like that winter, which I forever feel inside myself, a cool, chill calm, the feeling, or perhaps even the certainty that all things are equally important. Some fly waking and buzzing against a window pane, the soles of shoes peeling off...
Jens Bjorneboe

He does nothing wrong. Nothing right either. He wants to make better and has no idea why it doesn’t get so. The elements ignore him, people don’t pay attention, things staring blankly. There are hordes of such people, they look upon the earth, but the earth does not reply in kind.
He turned towards me: And who might you be? - Do not feel hunger. Oh, just to not feel hunger! - Oh, what decadence is this! My poor precious. Do make use of your medication. This is what fuels most passions. And now look: what are you trampling? A slug? So close,
so close! But it’s only a magician’s conjuring of a mess of meat. Innocent and beautiful. Crush it, and all will start over again. For the cause of chimeric hunger, illusion, fantasy. - What of it What of it? Winters are good here. Full of silence, calm. And old age.


tłumaczenie Marek Kazmierki











Off Press publishing

Platforma treningowa

Coś na kształt szkatułki, a wewnątrz niej drogowskaz z opuszczoną literą: B[]g, kierunek: synteza prawdy ( najbardziej pewne jest to, co niemożliwe). Dalej
fantazmat bramy, której strzegą koszmary ( strach wymykają się wszelkim opisom), a przed bramą ściany: stawania się, rodzenia, umierania, i rozpadu
( cztery kolejne progi doznawania zmienności) i sam początek: Słowo. Ponieważ przyszłość nie jest opcją, Słowo zapala się od słowa polując na obietnicę ( to,
co wymyka się wszelkim opisom nie istnieje), dopóki zjawiska bujają się swobodnie popychając się wzajemnie do wyjścia - chodzi tylko o wprawę w pożegnaniach.






































Off Press publishing

Sen gloszącej sławe

Co słychać ? - zapytałam. - Nie pracuję już w przychodni - odpowiedział. - Co poza tym? – Flauta - westchnął i zostawił mi autograf podpisując kwit zapłaty. Noszę go przy sobie, ale z dnia na dzień jest coraz mniej wyraźny. Mam na imię Klio ( dokładnie tak, przez „k”). Jestem kelnerką w Greenwich, niedaleko parku, przez który biegnie południk zerowy – meridian szczególny, zwłaszcza dla poetów. Mam kilka niezłych autografów, all correct, w zeszycie. Żal mi poety od flauty. Zrobił świetną prozę, a jednak przeszła bez echa. Podobno ten jego bohater, to taki dziwkarz epicki (lubię takich!) - może dlatego tytuł sugeruje coś na przekór? Dziś Boże ciało – czujesz? Feeria kwiatów, wstążek. “Zmiłuj się nad nami” – napis krzyczy ( do mnie? ). Ale to nie mój sen. Jestem Klio ( dokładnie tak, przez „k”) – dziś wracam do domu. Odliczam kolejną stację. Świat rozmazuje się za oknem, ja przed. I jeszcze credo na oddalającym się parkanie: jeśli sens istnienia sprowadza się do patrzenia to: czego nie widać, tego nie ma. Oglądam kwit zapłaty – Pluszka zniknął…


































Off Press publishing


AWErs:

Istnieją ludzie uważający za swój obowiązek kreować działania, które wydają się być obrzydliwe. Popatrzcie: na ścianie wisi zegar. Zegar nie jest halucynacją - wszyscy mogą go widzieć. Myślę, więc odróżniam dobro i zło za pomocą uczuć, tak jak rozróżniam kolory, niebieski i żółty, widząc, że są różne. Dlatego spowiadam się wam, bracia i siostry, zgrzeszyłam, bo napisałam książkę mnożąc byty niepotrzebne, ponieważ nie ma nic, w tej książce nic, kompletnie nic ciekawego. Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina. I już osiem nóg diabla pełznie mi po grzbiecie, ręka diabla do snu mnie kołysze, i szept, jakby z bentalu, w kółko powtarzany : poczucie winy to słabość, to choroba. Nie ma dobrego wyjścia. Nie ma złego. Pies pożarł kluczyki. Biegnie tu, po ósmej tarczy nieba. Pies nie jest halucynacją, widzą go plejady gwiazd. I wy możecie widzieć.



































Off Press publishing

Błąd Pamięci

zakończenie wydarzeń w gruncie rzeczy jest sprawą przypadku i tylko zewnętrznie wiąże się ze słowami: dostrzegam i odtwarzam przekleństwo tajemniczego fatum, które z pokolenia na pokolenie wysysa z nas siły. A jednak nasze geny przetrwały biologiczną degenerację nie po to, by teraz poddać się duchowemu bankructwu, moralnemu skostnieniu, absolutnej i strasznej pustce wewnętrznej.

Pod zewnętrzną powłoką
przesuwa się sznur postaci, niczym ruchoma galeria kontrastów, przyziemnych namiętności; na wskroś prozaiczne, a niekiedy żałosne i odrażające upozowanie dramatu wzajemnie zapładniających się myśli. [Obudźcie mnie!] I wszystko zlazło. został goły człowiek.

Dwa koła współśrodkowe zaczęły się przecinać nie nakładają się na siebie.
Filozofio indywidualizmu epatująca ideowym oderwaniem, strzało pożądania w beztroskim dementi, lapsusie filantropijnego szastania słowem -
ukryć zło czy je upiększyć?































Fej tu fejs z własnymi demonami

Ten rok wydaje się być zbyt długi. Negocjuję

głód uczuć, który czyni mnie swoją
ofiarą. To jedna z kar za odmowę uczestnictwa
w stanie bezczynności. Podobno

wystarczy się nie bać. Ale ten strach
nie rodzi się z troski o siebie...i nie jest też skutkiem
fantazji - kochane Ego.

To, czego oczekują od ciebie inni jest
niestotne. Ja Jestem twoim kierowcą. Ty jako pasażer
nie masz żadnego wpływu

ani na kierunek, ani na prędkość
jazdy. Nie nakrywaj głowy kołdrą. Utrudniasz mi
oddychanie.

































Smutek

zawsze uderza w to samo miejsce. obojętny
na zdarzenia jest prawdziwym rajem dla zmian
świadomości. w takich chwilach
zaczyna się rozumieć, jak miałki jest sens
imperatywu: przeżyj! ludzkość płonie
w okrężnicy czasu wbijając się w czerń
materii - przestałam jej kibicować.
pamięć kreśli pętlę czasu znacząc ścieżkę
dla powtórzeń - wkładam w nią głowę. spotkamy się
po drugiej stronie księżyca. na księżycowych
pastwiskach… chociaż, mogę się mylić.


























Droga


Zgnilizna zawsze sprowadza za sobą robactwo.
[Pewnego dnia ten żyjący świat
będzie się kłębić w moich martwych ustach.]

Czy jest możliwe nadanie sensu zgniliźnie?
Na przykład łza, jeden z mechanizmów obronnych oka
nie wygląda na to, czym miała być.

Trzeba zwrócić się przeciwko sobie, by nadać sobie
sens. Warunek konieczny: śmierć, i tylko śmierć gwarantuje
nieustanne odnawianie życia. Ponieważ

umieramy w celu zasilenia, ponieważ, do piekła
i nieba prowadzi droga po tym samym kole. Jak przejść
przez to wszystko względnie suchą stopą?

















I TRZY.














Komu bije dzwon


Wróci jutro, nad ranem, wyjmie resztę miedziaków
ze świnki, kupi kebab na Wielkiej, by zapchać aortę,
a potem weźmie w mordę. Tuż Za Bramką

puści się w krwioobieg wódek, wód i innych płynów,
a potem mu się przyśnią zdziwione oczy synów;
pusta świnka na stole - zausznik i szpieg. - Gdzieżeś

moja żono? Boże Wszechmogący! Bez pozwolenia poszła
do spowiedzi? Na diabła jej potrzebna - czyż żonie wolno
źle o mężu mówić? Jakiś cień beznadziei przesunął się

po ścianie, świńskie nóżki zadrżały kiwając się na boki,
czarci chichot złowróżbnie zawisł na firanie, a śnieg
leciał i leciał - z ziemi pod w obłoki.































Śnigrobek

[ wiersz nagrodzony w konkursie Leśmianowskim, Zamość’ 98 ]

Czas się włóczył po drzewach
Noc przyszła – żałobna.
Cienie wszystkich umarłych – ubożuchno
szare –
Pochowały Śnigrobka na wieczną niewiarę
We wszystkich grobach na raz i w każdym
- z osobna
Bolesław Leśmian

a,
póki co, nie opłakuje rodzących się dzieci,
więc liczymy straty: to co widać? Idą ludzie:

taki marsz, pielgrzymka – kobiety, mężczyźni,
feeria kwiatów, wstążek; obok świeżej mogiły

napis mruga do mnie: umrzesz, umrzesz
- umrę (?) – każda rzecz z osobna

ii,

cudze przerażenie chodzi mi po plecach,
czyjaś starość bezzębna, cudze niedołęstwo,

nicość w gruncie rzeczy i to już zostanie.
wypełzła spod ziemi żółta gąsienica – what?

wypłaszczone usta krztuszą się od śmiechu:
dzikie mięso – oto czym jesteście (ziew)!

1’.
dziecko dziwnie stare potrząsa badylem;
tam, na czarnej rolce mój czas się odkręca.

papieros i suchy poranek – cholera,
na co mi taki wspólnik i konfident?








Memy strachu


  1. Więc jestem genem samolubnym
niczym samotna wyspa na środku oceanu, sama
ze sobą, sama w sobie. Jestem.
A jak to jest z wodą czy śniegiem?
Nie ma jednostkowych śniegów, czy wód,
chyba że w rozcieńczonym sensie - Boże!
Pamiętam –

2. kobietę, którą wczoraj okradli - nie pomogłeś jej,
a przecież chciałeś. Miałeś nawet pierwszy zryw
drapieżnika - biegłeś. Możesz sobie wyobrazić,
co poczułam, gdy zobaczyłam to wielkie, bijące
zwierciadło? A teraz siedzisz tu, otulony kocem,
a zdarzenia rozpadają się, i stają się wciąż na nowo
swobodnie bujającymi pojęciami. Dlaczego

  1. idea łańcucha pokarmowego jest tak okrutna? O!
rozchwiana chimero! Do Siebie mówię! Dlaczego

  1. łza mrówki jest jeziorem, a okruch ciasta
jest tak ogromny że starcza na siedem dni?
Dlaczego stonoga jest bestią, choć w gruncie rzeczy
ma tylko cal wysokości, ten jeden sprawiedliwy cal
przerażenia.

  1. Boże! Czym ty tam oddychasz?


















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz