środa, 30 grudnia 2009

PIĄTA SIŁA

Świat, który znam pełen jest gwiazd i ekskrementów,
wyszukanego cierpienia, niekończącego się mozołu
pracy, dozwolonego bestialstwa i fanatycznie

tępionej obsceny ( strach wymyka się wszelkim
opisom). Znalezienie choć kilku powiązanych ze sobą
linii w tej mozaice wzorów jest prawie niemożliwe

(teorię łączącą cztery podstawowe siły rządzące
wszechświatem, a także tym, co dzieje się wewnątrz
atomu Einstein zabrał, rzekomo ze sobą, do grobu).

Czy świat jest szalony? Jeśli chodzi o podstawowy
poziom doznań, to: zjawiska rozpadają się i stają się
na nowo swobodnie bujającymi, luźnymi obrazami.

Deszczowa pogoda na przykład - jest piękna, blask
słońca - jest piękny. Absolutna samotność? Może być
piękna, jeśli rozumie, czym jest absolutna akceptacja.

środa, 23 grudnia 2009

To nie jest twój czas

Ten rok? Wydaje się być zbyt długi. Negocjuję

głód uczuć, który czyni mnie swoją
ofiarą. To jedna z kar za odmowę uczestnictwa
w stanie bezczynności. Podobno

wystarczy się nie bać. Ale ten strach
nie rodzi się z troski o siebie. I nie jest też skutkiem
fantazji. Kochane Ego,

to, czego oczekują od ciebie inni, nie jest
istotne. Ja jestem twoim kierowcą. Jako pasażer
nie masz żadnego wpływu

ani na kierunek, ani na prędkość
jazdy. Nie nakrywaj głowy kołdrą. Utrudniasz mi
oddychanie.

piątek, 18 grudnia 2009

ODKUPIENIE

(...) niektórzy są jeszcze mocniejsi w miejscach złamania
Ernest Hemingway


Lepiej być pokonanym niż wygrać kłamstwem – zauważył wesoło
Uriel, Boża Kulka – gdy jeden czarny dzień przestał rzucać cień.
I potoczył się, potoczył uroczyście obojętny, ponieważ otrzymał
trudne przebaczenie - żeby o tym nigdy nie zapomnieć.

środa, 9 grudnia 2009

URIEL

ŚWIECZKI MIAŁY BYĆ NA TORCIE


w niedzielę człowiek prostuje plecy,
trzeba być apostołem, wasza świątobliwość,

niemowlęcia ssącego sutek
szlochającej matki pod prysznicem
mściwej pamięci, plam rozwiązłości
dusz nienarodzonych
butów
ze skóry umarłych, bydląt na talerzach.
dobrej myśli, przepychu, bestialstwa moralności

tęsknota? strach? czy to ważne?

trzymajmy się faktów, wasza świątobliwość - spokój
jest tylko na szczycie, na dole światy są w furii.
piękno serca
jest oczywiście w świątyniach.



URIEL nawiedzenie

NAWIEDZENIE


Pił okresami i każdego dnia.
Do posiłków, z przyzwyczajenia, w szafie.
W domu, w towarzystwie lecz równie chętnie
sam. Pił przez okrągłą dobę, i wszystko
co miał pod ręką. Ale

gdy ciemność osiąga największe
natężenie, staje się pełna noc, zamknięcie
pod ziemią - świat i rzeczywistość tracą
powiązania i stają się w najwyższym stopniu
niefiguratywne. Nic tylko wyskoczyć
z 7 lub 11 piętra. Ale

spowodowałoby to niewyobrażalne
zapaskudzenie chodnika. Po pierwsze
trzeba ziemskie szczątki zbierać
za pomocą śmietniczki i ścierki, po drugie
trzeba to spłukiwać szlauchem, a poza
tym szorować. Ale

ten rozprysk imponuje. Postanawia
najpierw zjeść coś naprawdę dobrego.
Wybiera włoską restaurację, wypija dwie
szklaneczki whisky, ospale przegląda gazetę
na stronie nekrologów i czeka. Kelnerka
ulega wrażeniu, że coś się stało i pyta o to.
- No niestety - odpowiada. Ale

już kelnerka pochylała się nad nim
z elektrycznym skalpelem i jednym ruchem
otwiera mu czaszkę na czubku głowy,
mniej więcej tak, jak ścina się czubek orzecha
kokosowego. - Żeby umożliwić oddychanie,
także tą drogą - wyjaśnia. - A l e ż !









Egzorcyzmy

Jestem przerażony człowiekiem, który we mnie mieszka - powiedział. Nie lubię go. Co więcej! Pokochać go nie sposób! Obsesyjnie odczuwa własną nicość, od której pęcznieje się z dumy. Słabość budzi agresję, a strach wątpliwość, ale wyobraź sobie, że dzik atakuje myśliwego – można wątpić? Trzeba! Postanowiłem - zanim mnie powali i rozerwie brzuch - sam wyskoczę z życia.

- Nie przygaduj zwierciadłu, kiedy masz gębę krzywą - odezwał się ten Drugi .
- Fiu, fiu, poliglota - myślę sobie, przecież to słynne zdanie z Rewizora?!
- Pan jesteś nawet nie bydlę, lecz w gruncie rzeczy cmentarny karawan - odezwał się mój znajomy.
Po zawierusze przekleństw, gwizdów i oburzenia skurczył się w sobie,
jakby jedną stroną swojej istoty przechodził w inny wymiar. Miało się chęć z miejsca rozedrzeć, poćwiartować, zetrzeć z powierzchni ziemi to bezczelnie wyślizgujące się z niego ciało, ale skulił się, zaszlochał, niczym dziecko, położył się w sąsiednim pokoju i głucho kaszle.
- Dosyć już! Dosyć! - krzyczę i czując na sobie smagnięcie drapieżnego spojrzenia zza drzwi zbiegam po schodach. Po kilku dniach spotykam go znów:
– Jak Pan się miewa? - pytam.
– Chodzę i patrzę - odpowiada.
– Nie ma na co patrzeć – odzywa się ten Drugi – same świństwo wokół.
- Przepraszam - pytam - nie pamiętam jak się Pan nazywa...
Zacisnął wargi, jakby przełknął coś kwaśnego.
– Jestem teraz pod cudzym nazwiskiem.
- I cudzym paszportem – wtóruje ten drugi.
- O surowości okrutnego Jehowy! Dzik powalił myśliwego!
- I świnie wyszły z wody – odzywa się ten drugi.
- Kominami łodyg!
– W górę!
- W dół!
- Radujmy się w Panu – wykrzykują obaj.
I zdaje się, ja też.








URIEL sufler

Wszyscy

[ uczestniczymy w pogoni za przyjemnościami - w tej czy innej postaci -

przyjemnością intelektualną, zmysłową, kulturalną; przyjemnością poprawiania, mówienia innym, co mają robić, naprawiania zła społecznego, czynienia dobra; przyjemnością większej władzy, większej fizycznej satysfakcji, większego doświadczenia, większego zrozumienia życia i posiadania wszelkich umiejętności umysłu.

Największą przyjemnością jest oczywiście posiadanie Boga. Ponieważ
boimy się być nikim, boimy się wszystkiego, walczymy o powtórzenie i przedłużenie przyjemności przeobrażając ją tym samym w ból, w gruncie rzeczy, gdyż nie jest ona taka sama jak wczoraj.

Nauczyciele, święci, autorytety i dzieła, proszę, powiedzcie, co znajduje się za górami, co znajduje się poza ziemią? Skoro żyjemy słowami ?]

żyjemy z drugiej ręki.







Sufler


Kto podszeptuje: Człowiekowi potrzebne jest nie szczęście, sukces, a dobro? Oczywiście rozum zdrowego i silnego przedstawiciela rasy humanoidalnej, który przez cale swoje życie przygotowuje się do śmierci i


umiera.

Ten zdrowy i silny osobnik nie podejrzewa nawet, że zdrowie i siła same w sobie są cenne. Ponieważ wybiera pomiędzy dobrem i złem – jest


wolny.

URIEL

leżeli obok siebie i były to te momenty.
po pierwsze - było ciemno, po drugie -
drzwi byłe zamknięte, po trzecie - pod ścianą
stał rozgrzany piec telewizora. trzeba

być realistą odwołując się do praktyk
seksualnych, które uznano za tabu. i to jest
ten moment czwarty, kiedy się zwiększa
siła magnezu krypto - gejowskiej reklamy.
tymczasem aport moralny okazał się być
niewielki: przypadkowy seks

jest jak morderstwo w nieustającym poczuciu
niewinności. i dominanta: grzechem jest
tylko to co czyni komuś krzywdę . ad rem:
po pierwsze - krzywda, po drugie - norma,
ponieważ krzywda należy do normy, jest
falą per contra. i to jest właśnie owo "nic"
co robi krzywdę w poincie.





ŚWIECZKI MIAŁY BYĆ NA TORCIE


w niedzielę człowiek prostuje plecy,
trzeba być apostołem, wasza świątobliwość,

niemowlęcia ssącego sutek
szlochającej matki pod prysznicem
mściwej pamięci, plam rozwiązłości
dusz nienarodzonych
butów
ze skóry umarłych, bydląt na talerzach.
dobrej myśli, przepychu, bestialstwa moralności

tęsknota? strach? czy to ważne?

trzymajmy się faktów, wasza świątobliwość - spokój
jest tylko na szczycie, na dole światy są w furii.
piękno serca
jest oczywiście w świątyniach.



URIEL nawiedzenie

NAWIEDZENIE


Pił okresami i każdego dnia.
Do posiłków, z przyzwyczajenia, w szafie.
W domu, w towarzystwie lecz równie chętnie
sam. Pił przez okrągłą dobę, i wszystko
co miał pod ręką. Ale

gdy ciemność osiąga największe
natężenie, staje się pełna noc, zamknięcie
pod ziemią - świat i rzeczywistość tracą
powiązania i stają się w najwyższym stopniu
niefiguratywne. Nic tylko wyskoczyć
z 7 lub 11 piętra. Ale

spowodowałoby to niewyobrażalne
zapaskudzenie chodnika. Po pierwsze
trzeba ziemskie szczątki zbierać
za pomocą śmietniczki i ścierki, po drugie
trzeba to spłukiwać szlauchem, a poza
tym szorować. Ale

ten rozprysk imponuje. Postanawia
najpierw zjeść coś naprawdę dobrego.
Wybiera włoską restaurację, wypija dwie
szklaneczki whisky, ospale przegląda gazetę
na stronie nekrologów i czeka. Kelnerka
ulega wrażeniu, że coś się stało i pyta o to.
- No niestety - odpowiada. Ale

już kelnerka pochylała się nad nim
z elektrycznym skalpelem i jednym ruchem
otwiera mu czaszkę na czubku głowy,
mniej więcej tak, jak ścina się czubek orzecha
kokosowego. - Żeby umożliwić oddychanie,
także tą drogą - wyjaśnia. - A l e ż !









Egzorcyzmy

Jestem przerażony człowiekiem, który we mnie mieszka - powiedział. Nie lubię go. Co więcej! Pokochać go nie sposób! Obsesyjnie odczuwa własną nicość, od której pęcznieje się z dumy. Słabość budzi agresję, a strach wątpliwość, ale wyobraź sobie, że dzik atakuje myśliwego – można wątpić? Trzeba! Postanowiłem - zanim mnie powali i rozerwie brzuch - sam wyskoczę z życia.

- Nie przygaduj zwierciadłu, kiedy masz gębę krzywą - odezwał się ten Drugi .
- Fiu, fiu, poliglota - myślę sobie, przecież to słynne zdanie z Rewizora?!
- Pan jesteś nawet nie bydlę, lecz w gruncie rzeczy cmentarny karawan - odezwał się mój znajomy.
Po zawierusze przekleństw, gwizdów i oburzenia skurczył się w sobie,
jakby jedną stroną swojej istoty przechodził w inny wymiar. Miało się chęć z miejsca rozedrzeć, poćwiartować, zetrzeć z powierzchni ziemi to bezczelnie wyślizgujące się z niego ciało, ale skulił się, zaszlochał, niczym dziecko, położył się w sąsiednim pokoju i głucho kaszle.
- Dosyć już! Dosyć! - krzyczę i czując na sobie smagnięcie drapieżnego spojrzenia zza drzwi zbiegam po schodach. Po kilku dniach spotykam go znów:
– Jak Pan się miewa? - pytam.
– Chodzę i patrzę - odpowiada.
– Nie ma na co patrzeć – odzywa się ten Drugi – same świństwo wokół.
- Przepraszam - pytam - nie pamiętam jak się Pan nazywa...
Zacisnął wargi, jakby przełknął coś kwaśnego.
– Jestem teraz pod cudzym nazwiskiem.
- I cudzym paszportem – wtóruje ten drugi.
- O surowości okrutnego Jehowy! Dzik powalił myśliwego!
- I świnie wyszły z wody – odzywa się ten drugi.
- Kominami łodyg!
– W górę!
- W dół!
- Radujmy się w Panu – wykrzykują obaj.
I zdaje się, ja też.








URIEL sufler

Wszyscy

[ uczestniczymy w pogoni za przyjemnościami - w tej czy innej postaci -

przyjemnością intelektualną, zmysłową, kulturalną; przyjemnością poprawiania, mówienia innym, co mają robić, naprawiania zła społecznego, czynienia dobra; przyjemnością większej władzy, większej fizycznej satysfakcji, większego doświadczenia, większego zrozumienia życia i posiadania wszelkich umiejętności umysłu.

Największą przyjemnością jest oczywiście posiadanie Boga. Ponieważ
boimy się być nikim, boimy się wszystkiego, walczymy o powtórzenie i przedłużenie przyjemności przeobrażając ją tym samym w ból, w gruncie rzeczy, gdyż nie jest ona taka sama jak wczoraj.

Nauczyciele, święci, autorytety i dzieła, proszę, powiedzcie, co znajduje się za górami, co znajduje się poza ziemią? Skoro żyjemy słowami ?]

żyjemy z drugiej ręki.







Sufler


Kto podszeptuje: Człowiekowi potrzebne jest nie szczęście, sukces, a dobro? Oczywiście rozum zdrowego i silnego przedstawiciela rasy humanoidalnej, który przez cale swoje życie przygotowuje się do śmierci i


umiera.

Ten zdrowy i silny osobnik nie podejrzewa nawet, że zdrowie i siła same w sobie są cenne. Ponieważ wybiera pomiędzy dobrem i złem – jest


wolny.



DUSZO MOJA

Bruno powiedział: jest jeszcze kawa
i cukier z ektoplazmy. Weź
srebrną zastawę i pozytywkę, Marto,
choć nie jest to zupełne i bezpieczne zerknij
na zdjęcie chłopca. Odżi
jest Słowianinem, właśnie ściął włosy.

Niebieskie powietrze, mgła - tak ciemno jest
dziś w Sun Francisco, a my prujemy
czarnym bentleyem przez twój niespokojny
sen. Ponieważ go umiłowałem, zostanę z nim
aż do zderzenia. To taki malutki show,
Marto. Za chwilę wstanie Sun Zi.

It's very, very soon. Tak pięknie jest
teraz. Bądź dobrą mamą.






kUBA BOGU

Dedykowany niewątpliwie Teu bę



Laska mówi - twarz twoja nikła w oddali,
czekałam, chciałam cię jakoś ocalić. - To
z German - mówię. - Ja tu przychodzę nie po to,
by reperować twarz, ani otrząsać z kurzu
duperele. Cha zresztą wie, po co się tak
wywnętrzać. Laska mówi - paralele

czekania. Ja mowie - liść czekania - rozłąka,
jak liść pożółkły leżała pomiędzy nami.

Zostań, gdzie jesteś - słyszę - prochów z siebie
nie otrząsaj, trupa z buta nie odwracaj. Och,
to już innego rodzaju gra. Sadzie jabłkowy
z niedopieszczoną ja - błonką, owocu do gnicia -
mówię ci, pamiętam. Mam w ręku kamień,

podrzucam kamień, kamień do mnie wraca.
Laska mówi - bumerang. Ja mówię - dobrze.







HORYZONTALNIE

jestem szczęśliwy - powiedział - kompletnie
szczęśliwy, ponieważ pozwoliłem, by opuściła mnie
wszelka nadzieja. sam dla siebie jestem teraz
kimś postronnym. to wielka siła, wiesz? ale trzeba
uważać - materia w istocie cała jest wybuchowa.

nie można kochać za mocno (jak to

się często zdarza ludziom chorym na żółć);
nie można żyć mocniej. niekiedy, ale tylko niekiedy,
warto jest żyć długo. ułożył mnie na kanapie,
żebym mogła przemyśleć sprawę dalszego leżenia,
bo z tej perspektywy nie ma sensu

planować spraw bardziej poważnych ( ktoś

tłucze kotlety za ścianą. z poręczy fotela
na podłogę zsunęły się pończochy. leżą tak bezładnie,
że jest mi ich żal). niech będzie, że ten współczynnik
empatii trochę kłamie. myślę, że nie boję się
tak leżeć, boję się nie myśleć.


III


co u mnie? zdaje się, wszystko jak trzeba:
bity materii i dźwięku wprawiają w rezonans
białko, więc moje ego rości sobie pretensje

do kolejnego wcielenia, gdzie niebo z nieba,
kość z kości, i twoja świecka wątpliwość -
po co? cóż, spróbuję ci to prościej opisać :

do tego miejsca, w którym teraz jestem
z pewnością przypływów powraca głównie strach.
czy chcesz mnie taką zobaczyć? z głową

załamaną na poduszce, z zapadniętymi oczami,
osłabioną przez brak pragnień i czucia?
jest we mnie noc bez jednej gwiazdy, piękno

i terror szukających się oznak istnienia,
cichy slajd wspomnień, i wpół zatrzymany
wdech. cienie przechodzą w cienie, a wszystko

się dzieje za szybko. ale to nie przeminie.
czy to jest dla ciebie niespodzianką? a jednak
mam marzenia, i nadzieję, przyjacielu. a one

rosną, rosną, rosną, i smak powraca na język.
tymczasem, jak posąg - w zacienionej uliczce,
bez głosu i oczu - odpoczywam w barwach ziemi.




O ŚWICIE

Ma w sobie coś pięknego ta chwila, gdy spojrzenie
przestaje być spojrzeniem. Gdy rozpada się

powłoka cywilizacji, przymusu & dyscypliny
odsłaniając dziką, spragnioną mordu bestię.

Może to zabrzmi dziwnie, ale uświadomienie sobie
tej prawdy dało mi pierwsze odczucie wolności


WĄTPIĘ

Do mdlejącego Ego St. Germain mówi: pomyśl
o Czasie, kiedy twoje ciało będzie umierać,
o brzydocie martwych, martwych -

martwych! Przyjacielu. Nie uciekaj od tego.
Ja mówi: nie umiem. St. Germain mówi: Pomyśl

o gwiazdach i - dokąd one spieszą. I czy TO
jest prawdziwe? Odzyskaj moment "teraz".
Ja mówi: nie umiem. St. Germain mówi: Czas

jest systemem wiary. Potrząśnij Ego, podsuń mu
sole trzeźwiące pod nos i - nie wyrzucając siebie
z Siebie - idźcie po doświadczenie.




WIESZAJĄC PSY


A gdybyś umarł dziś w nocy - zapytałam - to
co by ludzie o tobie pomyśleli? Uśmiechnął się
z niedowierzaniem, a potem spoważniał - to,

co widać: oszczędny, trzeźwy, sprytny, społecznie
przystosowany - trwający, jak kula na wpół
wygasłego żaru - ani zimny, ani gorący, w gruncie

rzeczy chory, bo ani jeden dzień mojego życia
nie był mój własny, lecz był jedynie tym,
co otoczenie dla mnie wybrało. Tylko śmierć

czyni wielkie miary i normy śmiesznymi,
więc ktoś nas wytresował, byśmy się bali -
światła, przestrzeni, górskiej ściany, morza.

I tak nie możemy wyobrazić sobie najgorszego,
bo to, co nas spotka, będzie gorsze od tego,
czego można by się spodziewać - zaśmiał się.

Więc gdybym umarł dziś w nocy, pomyśleliby -
biedny, mały skurwysyn, samobójca. Boga
się nie bał. Niech gnije w spokoju. Pies z nim.



ZAPYATAŁAM DLACZEGO ON TO ZROBIŁ

bo ceni różnorodność - odpowiedział facet co zdradził
i zdradzi jeszcze nie raz. potem mówił o kulturze fiuta
i murzyńskich biodrach - dużych, przepastnych,
o których marzy Kuba B, bo:
demona murzyńskiej dupy nie wypędzi się z łba
czytając Spinozę czy Freuda - to instynkt

przeciwny skokowi. Siedzę w fotelu i czuję jakbym szła;
jakbym szła długą nocą - za nim, i po niego,
a przecież nikt nie jest taki specjalny.
odprysk Ducha
najwspanialsza rzecz, jaką wszyscy dzielimy.

- niech pani tak nie mówi, będę wył - powiedział
facet, który zdradził i zdradzi jeszcze nie raz.
Skąd ma wiedzieć dlaczego ten płacz?
Opanował się i wszystko jest ok -
trumna na swoim miejscu, i ładnie zamknięta;
Orkiestra dęta gra Marche funebre Chopina,
słońca nie ma - a życie jest.

PÓJŚĆ A LA FENESTRA



Ć
my


1. ________Ostrożnie,


kobieta płacze. O czym myśli kobieta, która płacze? Że ma źle skrojone spodnie, że się marszczą, gniotą, że nie mogła założyć sukienki, bo nie ogoliła nóg, albo nie miała pończoch, a rajstop nie znosi, że ostatecznie nawet, gdyby je miała to, i tak nie założy sukienki, bo ma grube nogi, że mężczyzna, który siedzi obok wcale jej się nie podoba - pewnie nigdy nie zasypia, a kości grzebie na cmentarzu – wygląda jak wampir, ale od biedy mógłby być - ten, czy jakikolwiek inny, prawdziwe duchy są o wiele gorsze

- Proszę Pana! Proszę Pana!
O czym myśli mężczyzna, który widzi płaczącą kobietę? Że nie udała jej się kolejna przymiarka, że nabyła kiepską atrapę za zbyt wygórowaną cenę, że nie może pójść do domu, bo czekają na obiad, a ona nie ma dziś ochoty na gotowanie, że jest jej smutno, bo jest samotna, a jest samotna, bo jest brzydka, i jest mu jej już trochę mniej żal, bo przecież się nie przysiądzie, choćby i oczy zamknął, pewnie drze się w łóżku, jak zepsuty odkurzacz, bo w łóżku brzydkie kobiety się starają.

Lancelot jest estetą, Lancelot szalonej chce kobiety, szalonej i pięknej,

2. witaj Lancelocie!


- Zapomniałam kupić pomidory, miałam zrobić pesto.

- Ale do pesto nie potrzebne są pomidory.
- Wiem, ale zapomniałam.
- Wiesz, co to jest wtargnięcie? Wiesz, co to znaczy? Gdy się jest gdzieś, gdzie się nie powinno. To nieładnie tak zaglądać w czyjeś okno.
- Należałam kiedyś do kolekcji Houdiniego.
- A kto to taki?
- Nie wiem. Były o nim artykuły w prasie, towarzyszyły nam tłumy.
- Czyli, że był sławny?
- tak, a potem zniknął i wszystko razem z nim; prawdziwa magia. A co się stało z Pańska żoną?
- Uciekła.
- Czemu miałaby uciekać?
- Piłka w ręku, piłka w ręku, puk, puk, piłka znika.
- A gdzie jest teraz?
- Pojawia się w uchu.
- Nie do wiary.
- Nie ważna jest sztuczka, tylko to, jak ją wykonujesz.
- Naucz mnie jakiejś sztuczki.
- Idź już. Znam się tylko na znikaniu, a chciałbym mówić wprost np. to, że jest pani brzydka, a i nawet łzy nie powodują takiego wzruszenia, jakie powoduje piękne kobiece ciało, tak! jestem uproszczony - pewna sfera uczuć została mi odjęta.


3. Przysnął palcem po ścianie.

Czego tam szukał? Oczu, rąk? Niejasnego przekonania, że istnieje coś ponadto?

- Jestem zranionym ptakiem, chcę spać w środku dnia. Nie traktuj mnie tak lekko, należysz już do mnie poprzez zasiedzenie – to prosty argument. Umówmy się od razu, że to nic nie znaczy. Będziemy pić bourbona, zanim się zbudzą kliniki psychiatryczne, a ptaki zdążą wyjeść resztki jedzenia z naszych włosów; zatoczymy się w sen, tak lekko, tak lekko – splunął w popielniczkę pełną petów. I znów prędkość oddechu, wilgoć urwanych zdań, coraz trudniej przestać, i twarze coraz starsze.

- Mam trzy szóstki w dacie, dasz wiarę?

Sącz się trucizno przekazu.
/obok, niezły czterdziestolatek w dobrze skrojonej marynarce traci czas na sentymenty, kiedy stanął bokiem zrobił się dziwnie plaski - nie, nie! odwróć głowę!/

- A serce?

- Nie ma serca, ot, paskudna sprawa, wpada się w głąb siebie, a tam pod czarnym brezentem jakiś pogrzeb, msza.

3. Zaciągnął się papierosem. Ogarnął mnie mętny czad.


- A gdzie magia, romantyzm, gwieździsty szal?

- Rzeka się z Pani śmieje, aż piana jej wyszła na usta, a przecież kłamię, bo rzeka się nie śmieje, ani nie płacze, rzeka szumi, pluszcze. Wstydzę się za te wszystkie słowa, które przelałem na papier. One dziś ze mnie szydzą. Magia znika, rachunki rosną, i rosną melodramatyczne wątpliwości: a kochasz mnie jeszcze? I z każdym następnym dniem coraz więcej zdziwienia: nie kochasz? dlaczego? I to jest ten gwiaździsty szal. A wiesz jak to jest, kiedy się poświęca swoje szczęście dla potomstwa? Jest na to określenie –

4. ściema,

więc się rozwodzę, choć mnie to dużo kosztuje, ale wiem, że się w końcu pozbieram. Nie jestem cipa z uszami - tak jakoś mam, że, kiedy idę pod górę, lepiej się czuje, niż, kiedy schodzę. Trzeba być twardym, nie miętkim - jak mawiał mój ojciec - rozkwasił mi nos, kiedy miałem siedem lat. Długo jeszcze potem mówiłem mu per "pan". Któregoś dnia spojrzałem na niego nie jak na ojca, ale jak na niedoskonale dziecko. I został tylko podziw. To, że był katem dla mnie i dla matki - znikło. To wybaczenie miało totalny charakter - zero resentymentu. Z czasem się pustoszeje totalnie, ulatnia się wszystko.



5. i

rozpadł się tak po prostu, a potem te kawałki zebrały się z powrotem - nie, nie zupełnie - zmienił się w karalucha, i już sunie w stronę miasta wlokąc swój pancerzyk. O czym teraz myśli? Że jest po tej lepszej stronie? Że już nie czuje chłodu, ani gorączki, że już nie czuje nic, ale ciągle, jeszcze ma to zdjęcie mamy? Smutny mały chłopiec, jeden z wielu smutnych chłopców z grzechem zaniedbania; potrzeba mu przyjaciół, nie wrogów.

Zamykam oczy, biegnę przez te wszystkie kilometry względności, kategorie mitu, a jego wiersze są już w początkowym stadium rozkładu. Gdyby tak biec przez cały dzień może wskazówki cofnęłyby się same? Czy można tak przepaść bez śladu?
Deszcz spływa po twarzy, woda w butach wzbiera, chlupocze, rozbiera z ciała. Lancelot znów jest Lancelotem - witaj Lancelocie! Od wczoraj

śpi w domu, obok żony, bezradny jak dziecko przyciśnięte do szyby.





6. retrospekcja.
Na dworze świt. Kierowca milczy - to żadna zagadka: boi się, że Lancelot zarzyga mu siedzenie, ale Lancelot już rzygał, w kiblu, a potem zrobiło mu się tak nieprzyjemnie, że musiał pluć w popielniczkę – nie mógł się powstrzymać. A ona? Połączenie klasycyzmu z punkiem, chłodu z pornografią - moja aura, pomyślał i tu się zaśmiał – taki gest bezradności wobec sacrum skruchy, bo popadł w to fatum, jak w dymne sygnały, ale już żałuje słów, głosu, który je wydobywał, bo ten ruch zaczął się niepotrzebnie. A jednak ta lepsza część Lancelota wraca potulnie do domu, otwarta na wszystko - po części, dlatego, że jest dom, a po części dlatego, że w domu jest żona, i ta żona czeka, jak zwykle, jak zawsze / Bożenka, opoka / zawsze to jakiś standard, a w życiu mężczyzny potrzebne są jakieś standardy, zwłaszcza takiego mężczyzny, jakim jest Lancelot, a jest mężczyzną wyjątkowym - ma trzy szóstki w dacie, i jest poetą metafizycznym – ho! ho! nie byle jakim poetą; no, może poetą troszeczkę zmęczonym. Tak czy owak, wraca. Jeszcze mgliście ją pamięta. Kim była? Skąd się wzięła? Melania! Mela! Trzeba w końcu z tym skończyć, za chwilę złapie jakiegoś eidsa, albo innego trypla, a przecież rodzina, kariera, fiu fiu! dopiero teraz nabiera rozpędu. Cham - pomyślał nagle o sobie i w tej jednej chwili chciał sobie dać w pysk, tak, sam z siebie, ale się powstrzymał, bo Lancelot nie jest złym człowiekiem, to słabość taka i przez to cierpi, strasznie cierpi, cały świat nie ma pojęcia, jak bardzo.

Bożenka najpierw urządzi freedniówkę, ale to nawet i dobrze, zwłaszcza teraz, ani mru mru, / kiedyś to nawet wytrzymała dwa tygodnie / a potem osobna kołdra, łóżko - i to też dobrze, seks mierzi dziś Lancelota - dosyć! dosyć! Lancelot wie, że frycowe trzeba płacić, prędzej czy później.
8. - Ile?


- 23 złocisze - odburknął taksówkarz.

- Gówno - pomyślał Lancelot i chciał poprosić o szluga, ale przypomniał sobie, że rzucił palenie. Gówno, pomysł po raz drugi, w końcu sam ze sobą nie będzie pogrywał, wiec trzeba iść, kurwa walczyć, / wiele razy przepraszał się w myślach za tę wulgarność, ale to w końcu jedno niewinne słowo, człowiek sam je wymyślił, jemu ta „kurwa” szczególnie dobrze leży, więc już nie będzie siebie za to ganił, trzeba zaabsorbować i tę ciemną stronę siebie, jedno bez drugiego nie istnieje, trzeba się pokochać, takim jakim się jest – bez maski/ . Tak - westchnął i wyczołgał się pod słońce.

Obudził się po czternastej i zerwał na równe nogi , miał być na maratonie! Lancelot dietę stosuje, i wrócił do biegania. Codziennie 5 km. Jeszcze ma lekka nadwagę, ale za 2 tyg. nie będzie po niej śladu. Odda swoje ciało do dyspozycji jakiejś pięknej, zjawiskowej kobiety, bo Lancelot potrzebuje piękna, Lancelot jest estetą, jak każdy poeta metafizyczny, i ma wrażliwą duszę, więc potrzebuje, by tworzyć, jakiejś inspiracji, jakiegoś potwierdzenia, więc marzy, niewinnie przecież – taki mus - o kobiecie, pięknej, nowej – odda jej ciało, swoje piękne i dzikie ciało, na które pracuje z takim mozołem, i powie - po prostu je bierz! O duszę trzeba zawalczyć.

Żona Lancelota krząta się po kuchni - witaj żono! Przełącza kanał na mtv i zaczyna nucić, cholera wie, po co, zawsze się coś przyplącze. Ale to milczenie jest gorsze niż gradobicie, gorsze niż dentysta. Lancelot czuje, jak krew mu napływa do głowy, czuje jak wzbiera w nim złość, czuje, że jest już ostatni moment, że za chwile zacznie krzyczeć, zacznie mordować, wszystkich i wszystko, jak leci, albo żyłka mu pęknie, i tak to się skończy. Lancelot traci dystans:

9. Jest tak,

że to poczucie bezsensu ciągle wzrasta i w końcu nie wiem nic! Ani, gdzie jestem, ani z kim. Ja wcale nie musiałem ciebie kochać, Bożena, nie musiałem nic, ale widzisz, jest we mnie tyle empatii, że już nie daję rady
/ czy żona Lancelota wie, że miłość to bomba, że ciecz dwuczynnikowa?/.


- mogłabyś, chociaż zrobić jakiś gest, krzyknąć, stłuc talerz, wskazać kierunek, no nie wiem - cokolwiek!

/milczy/.

- Powiedz mi prawdę - gziłaś się z tym trupem?

- Że co? Że on kozak był?

Lancelot pamięta niedawną z nim rozmowę, te jego dobre rady, ojcowskie poklepywania: małżeństwo to trudny i ekstremalny sposób na spędzanie wolnego czasu. Ludzie mówią różne rzeczy: ona cię kocha, nie mogłaby ciebie zdradzić. Popatrz na tych ludzi i się zastanów: to są moi przyjaciele? Czy ja ich znam? Masz trzy wyjścia, wszystkie złe: raz: zwiać z miasta, dwa: strzelić sobie w łeb, trzy: nic nie robić. To tylko cycki -

10. Srutututu.

Lancelot czuł od zawsze wobec niego jakiś wewnętrzny sprzeciw - grafoman pieprzony, kwintesencja przeciętności, i co cię w nim tak wzięło? I popatrz, jaki dyskretny, a moje rogi? Już z powodzeniem wystarczą, by przejść po dnie jeziora i jeszcze je będzie widać. He, he, zamówię sobie zawiasy i wiesz co, Bożenka? Przyjdę, usiądę w fotelu i spokojnie je rozłożę, a ty podasz mi kapcie, puszkę i będziemy wspólnie oddychać. Tatnra, kurwa, tatnra!.

I co z tego, że to dawno było? Co z tego, że nic nie znaczył?! Ja wybaczam, ale nie zapominam, i ok., ptaszki zbierają fistaszki, a świnki rodzynki, są jednak pewne granice przyzwoitości po przekroczeniu, których nie sposób nie zgłaszać sprzeciwu, Bożena, na Boga – do kogo ja mówię?

Lancelot zatoczył się na kwiecista kanapę. Próbuje złapać oddech, rozpina koszule, chwyta się za gardło, za chwile szlag go jasny trafi / tak czuje, nie udaje, nie gra/ a już najpewniej zawał, w końcu jest przed czterdziestka, za chwile wszystko się skończy – a ona nic, księżniczka Burgunda!


11. żona.

Co robi żona? Nic szczególnego, zmywa naczynia w żółtych, gumowych rękawiczkach, a robi to z takim pietyzmem, namaszczeniem, a piana fruwa wokół rąk, twarzy, przylepia się do fartucha, obraca talerz raz na jedną, raz na drugą stronę i szoruje, szoruje, i płucze, i znów szoruje – zwykły jeden talerz, jeszcze z tamtej zastawy, którą dostali w prezencie od mamy. Tacy byli młodzi, jeździli w góry, kochali się w trawie. Płucze, płucze, i pluska, i chlapie, plusk, plusk, przyjemnie szemrze woda. Nie patrzy, nigdzie nie patrzy, przypomina sobie te wszystkie lata spędzone z Lancelotem, razem i osobno, bo Lancelot lotnym jest rycerzem i ciągłe gdzieś wybywa. Przypomina sobie te wszystkie jego przelotne fascynacje, fatalne zauroczenia.

- Bożena!

12. Zacznijmy od zarzutu:

jesteś jak płótno, które traci kształt – wiem, to skaza, z którą przyszedłeś na świat, ale miłość jest aktem bezwarunkowym - to taki paradoks i absurd dla rozumu - Lancelocie - ja jestem od tego, żebyś od siebie odpoczął. Nie ważne czy mnie kochasz.

Lancelot przemieszcza się do łazienki, wycisza komórkę, sygnał smsa - po co jej dał swój numer? Napisze jej prawdę, dosyć tej zabawy

- wiem, że myślisz, czujesz – zaczyna jak automat - nie jestem gnojkiem, ani głąbem, ale umówiliśmy się: gramy czysto, bez zobowiązań, nie mam zamiaru cię skrzywdzić, ale też niczego nie obiecywałem. Wiesz przecież, jaką mam sytuację - wysyła smsa i odkłada telefon - musi być teraz szczególnie wyczulony, najlepiej wyłączyć, ale jest następny:

13. Jak można

tak potraktować człowieka, który myśli, czuje?

Czyta i oczom własnym nie wierzy, Lancelot nie lubi czuć się winny

- biegłam przez cały dzień, w deszczu, przed siebie, po prostu, donikąd; myślałam, że to mnie jakoś otrzeźwi, że jakoś to wszystko rozmyje.

- Melu, spokojnie, mam teraz zły czas. Poważnie. Szukam przyjaciół nie wrogów.

Złudzenia prysły. Zatrzasnął się metafizyczny skobel. Za prędko.

14. To jakiś cholerny film?

Lancelot jest już spokojny. Wdycha spokój i dym z papierosa, – bo zaczął znów palić. Ktoś stuka? Niech stuka. Lancelot nie ma ochoty na gości, pracuje nad poematem metafizycznym, a strumień świadomości unosi, niesie powietrze, i dym na przemian, ŚWIADOMIE! Ale tamten nie przestaje. Lancelot idzie otworzyć. I kto tam stoi? Mały człowieczek. I co mówi? Że właśnie przed chwilą przejechał psa, że przejechał psa Lancelota.

I owszem, Lancelot ma psa, ale pies śpi.

- Nie śpi? Jaki numer dowodu, jaki telefon, że co? Że, wgniótł maskę, i że trzeba to zgłosić? Na policję?
15. Pies leży na poboczu


i patrzy. I co myśli pies, kiedy tak leży rozjechany, co myśli pies w takiej chwili?? Boi się, oczy mu podbiegły krwią, krew płynie z każdego otworu, pies wie, że to już koniec, czuje to swoim metafizycznym nosem. Lancelot podnosi psa, zawija go w ręcznik / ktoś mu go właśnie wcisnął w rękę / i niesie do samochodu, i jedzie na oślep /Lancelot nigdy nie lubił psów, ale to w końcu jedyny pies, jakiego ma i w końcu człowiek się przyzwyczaja/ i spieszy się, spieszy, a właściwie jedzie na złamanie karku. Nie pamięta, ani adresu, ani miejsca, bo nigdy z psem nie bywał, ale teraz kierując się niejasnym przeczuciem zmierza w jakimś - jak mu się metafizycznie zdaje, konkretnym kierunku - i już cel się materializuje, i już biegnie z szalonym tętnem pod skórą; aaaa

15. be. _______cee - kolejka,

drzwi trudno otworzyć – ludziom to się już w głowie miesza od tego dobrobytu, żeby z psem się tak ciaćkać? Kiedyś na wsi - pamięta, jako chłopiec - pies dostawał szpadlem w głowę i było po psie. A oni tu siedzą, jak świnie stłoczone w ciężarówce, którą mijał właśnie przed chwilą, i tak im dziwnie ten bekon przez kratki wychodził, aż zrobiło mu się żal tej świnki, i przez tą jedna chwilę pomyślał, że już nigdy mięsa nie tknie. Lancelot przypuszcza atak, wpada w tan, pląs, pląsawicę i szturmem zdobywa gabinet. Pani doktor okazuje się ładnym i miłym dla oka kawałkiem mięsa, tfu! - ciała! normalnie cud – myśli Lancelot i osuwa się na krzesło.
- jestem w niebie?



16. Tylko wariat mówi głośno to co myśli, więc jestem wariatem –ale

przychodzi taka chwila, kiedy na oczach wszystkich dokonuje się aktu samodemaskacji, samoobnażenia, i wtedy, z żelaznej klatki świata ulatuje dusza – tak powstaje poezja. - smutek małych kłamstw, które próbują podnieść ducha, bo ludzie chcą snów, fantazji, a tymczasem źródło bólu tkwi samej istocie marzenia.

- Ludzi żal? Generalnie ludzi nie lubię, omijam ich, o ile to możliwe. Jeśli już spotykam człowieka myślę wyłącznie o jego śmierci, czasem nawet mam pewność, że ten, czy ów, nie dożyje końca dnia.
- Jak umrą? Czasem zwyczajnie, a czasem padają ofiarą jakiegoś żywiołu. Ten, co mieszkał pode mną połknął tabletki, a wyglądał na szczęśliwego, jeśli można tak powiedzieć. Znaleźli go w korytarzu, uwieszonego klamki, we własnych rzygowinach – chciał się wycofać, ale po prostu już nie mógł. Kiedy mijałem go wcześniej na schodach pomyślałem, że najlepsze, co mógłby teraz zrobić, to rzucić się na linę, albo w jakiś inny sposób wyskoczyć z życia - jego zanurzenie w śmierci było nieuchronne.


Cierpienie wywołuje we mnie uczucie obrzydzenia. Czuję się zmęczony. Nie, nie jestem chory, nie cierpię na żadną z tych chorób duszy, znam tylko obawę przed obłąkaniem i ślepotą. Ale i tego nie za bardzo się boję, dosyć widziałem, a obłąkanie, choć straszne przecież jest ciekawe. Kto wie, co za tym się kryje.