Strona osobista:Aleksandra Zbierska
* /Wibrujące ucho
* /Wibrujące ucho - recenzje
* /Panoptikon
* /Panoptikon - recenzje
* /Varia
* /Publikacje
* /Nowe teksty - publikacje)
* /Video
Źródło: "http://www.poewiki.org/index.php/Strona_osobista:Aleksandra_Zbierska"
.
.
.
Aleksandra Zbierska WIBRUJĄCE UCHO
Horse sense
Tak, miał coś na swoją obronę - nie chciał
zrobić jej krzywdy, ale odróżniał myśli od żądz.
Widział Anioły wokół jej głowy i puszczały mu nerwy.
Rzeczy toczyły się w swoje strony -
nie zdążyła zamknąć oczu. Anioły spadły,
przenicowały ciemność;
to był jego pierwszy, tak naprawdę bliski kontakt
z kobietą. Był zdrowy. Napisał później
list opatrzony przez więzienne władze dopiskiem
horse sense: że strasznie go wkurwiało bicie
jej serca. Do obłędu. Aż nie pojawił się gość
i powiedział - zrób to, a dziś jeszcze będziesz
ze mną w raju. Ale skłamał, bo dziś to wczoraj.
I znowu tu siedzi, tak blisko, że bardziej
się nie da - pokazuje w lusterku fragmenty mojego
umysłu. Patrz! Nie masz oczu, lecz behemotowe
zęby. Dwa razy dźgnąłem go nożem. Rozpuścił się,
ale znów jest świeży. Mamrocze coś, jak ostrzeżenie -
i jutro też będzie wczoraj, i pojutrze i poza-poza-
jutrze, umarli grzebią umarłych. Czy żyję,
nie wiesz?
Romantyczność
Zabiła karpia. Owinęła w kołderkę
i położyła się spać. Nie ma zwłok?
Nie ma zbrodni. Później, znaleziono zęby -
dzięki nim zdołano ją zidentyfikować.
[Uratujmy komuś życie!
To rozrywka dla prawdziwych ludzi,
takich jak ty, i jak ja]
Zdradzała dwóch facetów? Nie miała wstydu?
Wybaczysz jej. Ona nie żyje. Nie zapomnisz.
Mają to na taśmie.
A jeśli nie wrócę? Strach pomyśleć
co się czai za progiem: Eros jest barankiem, który czeka
na łaskę Bożą, choć nie ma pewności,
czy jej doczeka. 17:17. Co z tą trawą? Jest
pierwsza niedziela adwentu. Chciałabym położyć się
na trawie. Pokazałam mu
zdjęcia - ciemnoniebieskie fragmenty
uczynione z błyskawic - można zerknąć
i w głąb ziemi. Czy go zdradzam?
Jeśli wrócę przed świtem, nie zniknę -
chodzi o obiektywizm, a nie o świńską
gadkę - tak, pozwoliłam gnojkowi pieprzyć
od przodu i tyłu - niechże uczestniczy, tu nie ma
delikatnych uczuć. Chciałabym
położyć się na trawie. Być trawą,
w gruncie rzeczy.
A ja mam właśnie napad paraliżu
nie mogę oderwać oczu od zakonnicy.
Obojętność wróbli świadczy o tym,
że czerń nie jest cudem. W gruncie rzeczy
więcej nic nie widać. Obok drzwi
ktoś szarpie się z klamką.
Skąd ten smród? To po gościu - odpowiada dziewczyna
kopiąc pościel w stronę pralni. To co,
on umarł?
Jego ręka, moja ręka - te obszary natury
wymagają więcej kontroli niż inne -
popijam pigułkę jego śliną. Od tego
można zacząć:
wsuwamy łóżka z powrotem pod ściany,
ściągamy powłoczki. Spytałam czy mnie kocha. -
miał usta pełne pierza, a ja napad paraliżu.
Brakuje mi zamknięcia
Gangbang
Dzieciak błaga o darowanie mu życia.
Trzyma się lodu, a jego dusza jest już
kulką - toczy się, coraz dalej i dalej
od niego (woda była czarna). A ten staruszek,
którego wczoraj okradli? Współczuję ludziom,
których się okrada, bo to obrzydliwe -
a nie dlatego, że mam miękkie serce. Rzeka
się ze mnie śmieje, aż piana jej wyszła
na usta, a przecież kłamię - bo rzeka
się nie śmieje, ani nie płacze - rzeka szumi,
pluszcze. Trzymam się lodu, kulka jest
coraz mniejsza, i toczy się dalej; na brzegu,
w trawie błyszczą zwierzęce oczy, albo
kawałki szkła (woda jest czarna, czarna!),
a świat jest takim ładnym snem.
Intencjał Zoldy
Stało się: odbezpieczyła granat, włożyła
w usta. Wykryto resztki nasienia
w odłamkach, grupa A rozeszła się
po świecie. Wszyscy oficerowie mają
przy sobie brąz. Śledztwo drga. Te drzwi
są zamknięte. Zajrzyjmy do środka:
Tristero zdejmuje wygięte okulary, patrzy
w lustro, widzi dym twarzy, powolne tempo
jego opadania i krztusi się ze śmiechu.
Nie walczy, nie ucieka: wolność
nie jest funkcją, w gruncie rzeczy,
ale dramat jednostki nie jest sednem
lustra, ani płonące szyby w Iraku,
ani chiński mur, ani nic, co jest widoczne
z kosmosu - jedynie dym uwięziony
w pozbawionym znaczenia momencie -
moment pozbawiony wieczności.
Matka nigdy się nie uśmiecha - modli się
o powołanie dla mnie, ale ja nie mam skłonności
mistycznych. Lubię różowe mydełka, balsamy do ciała
i kulki z płynem do kąpieli. - Mamy tu
do rozważenia kwestię wiary, ale dopiero
po rozważeniu kwestii ciała - odezwał się głos (organista
grał pospiesznie). Trzeba go słuchać, jak deszczu
inaczej się zwariuje. Idziesz zapalić?
W trzeciej zwrotce będzie sprawa księdza,
w czwartej dzieciak go otruje, puenta będzie merkantylna -
uwaga, trudne słowa: firanki rzęs i ekskrementy
w jego leniwym oku.
Eleganccy, elokwentni
A ja mam właśnie okres chrześcijański. W
instynktownej piekarni siedzimy blisko siebie,
gejzer gorącej klatki schodowej próbuje
wywieźć w pole wszystkie matki robiąc głupie miny.
W cieniu sukienka w kwiaty, roślejsza
Dojrzalsza - przeznaczona przez naturę
dla szubrawca - okrywa podżegacza; a po drugiej
stronie łańcucha wulgarne twoje wargi
milczą: bierzesz pigułki? A ja mam właśnie
okres chrześcijański. Zgrzyt klucza w zamku
piętro wyżej. On schodzi w dół, widzi, zezuje,
w usta wkłada mi słowa nieznane. Obce. Tajemnicze.
Krwawiące. Pełne natychmiastowe: „kopula raza".
Sejsmografy rejestrują mówienie językami.
Zacznijmy od trzciny. Za domem jest
pole. Ciało ciągnie mnie w stronę światła
w tę i z powrotem.
Za każdym razem, gdy myślę, że nie zdążę
i przez dziurkę od klucza wlatują trzmiele,
otwieram usta i nie oddycham.
Lekarz, który przyszedł do mojego ojca
wyglądał na takiego, co nigdy nie miał kobiety.
Pomyślałam - beniaminek - taki niewiele może
pomóc przy martwicy stóp.
Patrzy jakby patrzył na turkusowe kopuły,
strzeliste minarety, pękniętą czarę chrzcielnicy
i jej szczęśliwą ranę. Z natury tak delikatny
grzebie we wnętrznościach, ponieważ choroba
to piękno. Był szpital w podcieniach, sadza
nad łęgami i jeszcze dziury w wodzie, gdy ojciec
rzucał kamieniami z okna. Córka nie chce
być świętą w niewoli. Ładna jest krew
zmieszana z piachem.
Słowo, co spało
Co robisz w tej muszli słoneczny chłopczyku?
Co robi z tobą makowa panienka? - Słyszę! Wszystko -
cisza jest najpiękniejszą muzyką,
podlega wielu wpływom i czerpie z wielu źródeł; widzę
np. światło dzienne: nie miałem pojęcia, że jest tak wrzaskliwe.
Mówię! Bo czuję się zmuszony.
V kolumna
Zatrzymaliśmy się, żeby popatrzeć
na księżyc i Zaratustra
powiedział:
Chwiejecie się tak dziwnie.
Wstyd przed księżycem.
Kwestionariusz wsobny
Każda odpowiedź "nie wiem" może być wykorzystana przeciwko,
a nieudzielenie odpowiedzi na pytanie będzie karane fangą w nos.
Zbigniew Machej
Kto to jest Zbigniew Machej? Dlaczego nie urodził się, jako Tymoteusz
Karpowicz? Pod jaką inną gwiazdą, jeśli nie wieloramienną? Co przeżył
w dzieciństwie, a czego nie przeżył, że musiał debiutować pod własnym
imieniem, i skąd się wzięło to imię Zbigniew? Czy ma psa? Jak ten pies
się wabi? A jeśli nie psa, to może kota? Albo inne zwierzę, które można
mieć? A jeśli nie można, to czemu? Czy jest przeczulony? I czy się dusił
we własnej skórze, z powodu spuchniętego języka? Czy myślał już wtedy
o tym, jak się miesza języki? I na czyj obraz i na czyj użytek? I na czyje
podobieństwo przyłożył siekierę do granic języka, i gdzie je odnalazł?
I kiedy? I czy były to granice odzyskane? Czy dało się je poprzesuwać?
A jeśli nie, to czy przyłożył siekierę do własnych korzeni, czy tylko do
korzeni Karpowicza? I czy było to wszystko takie polskie, nasze?
Czy ma inną kobietę? I od jak dawna? Czy ochrzcił tę kobietę ogniem
i rózgą żelazną? I jak to się robi? A może woli mężczyzn? A jeśli tak,
to jakich? I dlaczego? A może nie lubi pytań osobliwych? Czy jest
głosem wołającego na puszczy, czy tylko wilczym echem?
A czy Karpowicz udzielił odpowiedzi? A jeśli tak, to na jakie pytanie?
A jeśli nie, to czy otrzymał fangę w nos? A jeśli Zbigniew Machej jest
nadal poetą, to czy on jest taki polski, nasz? I to, czego nam życzył
na rok 2003 jest wciąż aktualne? Nam, czyli komu?
Skarga zegarka
Przychodzi studentka cienka jak zapałka,
zaraz się zacznie rozbierać. Na razie pali.
A mnie się chce płakać, dokładnie nie wiem
czemu. Mówię, że z ust płynie mi woda, i
wodę mam w płucach ciemniejszą o jeden
ton, i że myślę wciąż o topielcach, i o ich
cienkich, sinych ustach. Byłoby dobrze
gdybym zapamiętał, że nazwała mnie
wtedy kłamcą; a teraz leżę w trawie.
I jestem trawą. Szkło wykrzywiło mi
Policzki. Leżę tu i nawet nie potrafię
tego dobrze opowiedzieć. Osobliwe -
byłem wierny.
Po oczach
Leżał w wózku z brajlowskim wydaniem
Pynchona. Przyjrzałam mu się z bliska:
miał przytrzaśnięte palce. Rozważając
swoje kłopotliwe położenie uniosłam się
nad nim, a z jego ucha wyfrunęły miriady
nietoperzy i zamarzły w powietrzu. Tak,
oznajmił - najważniejsze są relacje
między elementami w jednym tylko punkcie
trajektorii lotu - w punkcie tu i teraz.
Kiedyś będę musiała wziąć w obronę
to, czego nie widzę. Coś tu nie gra. Instalują
skrzydła schodów, miriady ciał zostają
odwrócone, pękają pęcherzyki wypełnione
wodą, ktoś ma kłopoty z oddychaniem;
a wózek stoi jak stał. To było tak
naturalne, jak naturalna jest skłonność
do kłamstwa. Wdmuchuję tlen przez słomkę,
bo on wydmuchiwał krew. I czytał, przysięgam.
Powiedziałeś
iż pójdziemy tam razem albo nigdzie.
Czytałam, że drzwi może nie być, ale są okna,
a Pan je otwiera na trumny zmurszałe.
Popiół po nas zwyczajnie się rozproszy -
można się wzruszyć, naprawdę,
a ty sobie patrzysz - dziękuję,
że mną potrząsasz. Trzeba mi więcej
optymizmu, więcej prostoty.
Coś mnie wyrzuca poza zdjęcia, które oglądasz
(nieprawda, że nie mam hamulców, ja tylko ich
nie używam), pozwalam sobie na śmiech
i biorę go w cudzysłów. Na mszy za zmarłych
pokazałam język i dostałam w mordę -
przepraszam - ufam, jak zwierzę w robaki
i liście, że boli tylko to, co ożywione.
Niech gniją w spokoju, którzy jeszcze kaszlą,
a ty? (Ponad godzina autobusem i pieszo).
W drodze do pracy, w drodze do domu.
Umrzeć we śnie. Leżeć
jak żółw w przewróconym pancerzu
cierpliwie znosząc śmiertelną niezgrabność -
to głupie tak nie móc przestać
o tym myśleć. Próbuję czytać: "Życie w Systemie
jest, jak jazda po bezdrożach autokarem
kierowanym przez maniaka gnanego myślą
o samobójstwie, choć właściwie, facet jest
sympatyczny, opowiada dowcipy przez głośniki".
Skąd w mojej głowie usta pełne kurzu?
Obserwuję każde przymierzane słowo. Śmierć –
mogłaby pojawić się w każdej chwili i mnie
zaskoczyć; ponoć, w chwili śmierci staje przed oczami
całe życie - odurzający, odkurzony melodramat
wielkich odruchów i małych draństw; wracam
do Pynchona: "Roger budzi się na moment,
mruczy: "Kurwa, to obłęd" i zapada z powrotem
w sen" - sens śmiertelności? Poruszać się
w jej objęciach, gdy wszystko więdnie,
paczy się, upada. To głupie tak nie móc przestać
o tym myśleć.
Ochłodzenie
Barman powiedział, że trzeba udawać. Nalał mi Guinnessa
i narysował na dłoni wszystkie sprawy. I roztopiliśmy się -
tak właśnie to czułam, a właściwie tak dokładnie było -
przyjemne wrażenie bycia wszystkim naraz. Wróciłam,
do jakiegoś domu, do jakiegoś mężczyzny, zaparzyłam mu
herbatę. I nasze życie minęło. W innym czasie: 8 minut
doskonałości, uciekanie i gonienie - to tu, to tam -
czyjeś łóżko, czyjaś ręka zamykająca drzwi. A teraz?
Moja głowa zapadła się w poduszkę - można to nazwać
kryzysem sumienia (nie pamiętam, bo nie chcę pamiętać).
Ponieważ czyny zamazują się wzajemnie niedługo znikną
wszystkie symptomy. Dojmująco zimny ten wieczór -
z niewiadomego powodu znów jestem po tamtej stronie.
O.
Kiedy myślę: niepokojąca
natura nonsensu - widzę obraz bitwy
o przegrane sprawy, walkę woli - tej,
która przypala ci papierosa (kobiety
tak nie robią). Przejmująco zimny ten
wieczór - jeden fałszywy krok,
a wpadniemy z powrotem w sidła starych
nawyków. Ponieważ mam nóż między
zębami jestem sprokurowaną squaw -
bez ust i języka - w imię Ojca i Syna -
zgadzam się na eleganckie oddzielenie,
bez łkań i innych dźwięków.
In flu. Spowiedź poety
Przyszłości nie ma, nie można jej mieć.
'Tu i teraz' należy do mnie.
I owszem, wysmarkałem się w zajebiście drogą
firanę na parapetówie u znajomych - because?
Jestem na etapie shita, więc ślizgam się
po wszystkim. Say Alleluja materio! W ruch!
O całowaniu redaktorskich klamek i o tych
wszystkich subtelnościach nie wiem nic, i,
uprzedzając następne pytanie - tak! Jestem
prosty, a nawet uproszczony. Harmonia
przyrody nad moją głową, tyrania wspomnień
we mnie - to wszystko płynie w stronę światła.
A światło? Jest gdzieś na zewnątrz, tam,
gdzie je zostawiłem. Macham mu na pożegnanie.
Wibrujące ucho
Nie mogę spać kochanie - obłęd
kapitalizmu i innych izmów, casus
wody & ciała, a przecież mogłabym
tak siedzieć teraz z tobą i milczeć.
Sherry płynie, że hej! Szczekają psy
snu - to twoje psy. Zamieniam się
w słuch, i jestem słuchem: dźwięk
wchodzi mi do środka ciemniejszy
o jeden ton. I oto chwila pełnego
patosu: wodorosty podeszły pod
drzwi - totalna mobilizacja szumu.
Wszystko w rękach konia
Nie mam kontaktu z końmi - to przez mój lęk
wysokości - półtora metra od ziemi czuję się
nieswojo. Spotykam jeżdżących konno:
klasycznie i fanów stylu western, ale nigdy
nie spotkałem się z bezpośrednimi konfrontacjami
przedstawicieli tych opcji - każda z frakcji
znajduje milion argumentów pokazujących wyższość
swojego stylu i absurdalność drugiego.
Jak to jest np. z płetwonurkami? Ci z płetwami
śmieją się z tych bez? Albo, bezdechowi uważają,
że pływający w akwalungach to cieniasy?
Światło
Spało w trumnie i nie wierzyło w śmierć.
Przyjdą ze świata mu współczuć i wszystkim
mutacjom rąk, rękawów, nóg, kieszeni.
Zgniła zieleń, barwy trupie w basenie wody
nieruchomej fałszywe odbicie - smutek, smutek obecny
wszędzie. Tak, tak, trzeba dokądś iść.
Nadstawiam tyłek (miłość nigdy nie wychodzi
z mody) i nie - nie proszę, tylko się grzecznie
domagam. Spał. Mam go przekłutego igłą, na liście
w 2D.
Miłość
Dać dupy, ckliwie się ścigać, possać ducha
i zwinąć forsę, żeby się nie zorientował; wydąć usta
w przydługim pocałunku, znaleźć cel tej gry:
Wiesz, kurwa, tylko miłość się liczy.
A i jeszcze tańczyć, zdradzać i być zdradzanym,
srać na społeczeństwo i srać na rodzinę,
i dbać, żeby nic przypadkiem nie urodzić:
To takie wyczerpujące to wiesz – macierzyństwo.
I tak w kółko, koronkowe majteczki, szpicruta,
ssanie konta i kolacja z jego znajomymi, na której
musisz mieć wysokie buty i wąską miniówę:
I rozchyl nogi kochana, niech zobaczą trochę cipy.
Umarł
leży martwy, zwyczajnie, jak zawsze
leżą martwi, jakoś nie specjalnie ciężko,
choć po trupiemu, z na zawsze załamaną
głową na poduszce. Nim zstąpi duch, by
odnowić oblicze ziemi, on tej ziemi nabierze
do płuc. Zapalę papierosa i puszczę smużkę
dymu, bo łkanie, nawet jeśli szczere
wydaje się być niewłaściwe lub co najmniej
nie tyczy się jego. Pamiętam jak mówił:
Boga nie ma, a jeśli jest, to złożył nas w ofierze
przypadku, do którego należy. Płakać
powinny matki, że muszą rodzić dzieci;
szczęśliwi są tylko ci, którzy już umarli.
Myślę umarł, pójdę żyć.
Hello, hello Helenko, jako ci się pasie
Bo mi się przyśniło, że to będzie pieśń miłosna
czytana od tyłu, więc dobrze by było, gdyby padał
deszcz i drgała jakaś struna - tęsknoty na przykład,
a okno niedomknięte tłukło się o ścianę. I żeby było
smutno. Podpiszę bez sankcji, bo rzeczywiście pada
i jest zupełnie zimno, drętwieje mi ręka (podobno
to od serca - zawzięte, jak Żyd w tańcu, nic więcej
nie może). Więc znów mnie niesie. Owa pieśń? Czym
jest w istocie? Stanem hiperłącza, milczącą zmową
śmiertelnych przeciwko śmiertelności, bo jeśli jest
Corpus delicti, to musi gdzieś być motyw. Otóż to:
nie potrafię dłużej się bronić. Bo mi się przyśniło,
że to będzie taka pieśń miłosna czytana od tyłu,
więc: tęsknię, tęsknię, i wtedy, kiedy rąbię drewno
do kominka, i podczas każdej prostej przyjemności,
i nawet wtedy, kiedy już nie pada, a wszystkie okna
są dawno zamknięte - na szczęście - i wcale nie jest
mi smutno. Więc sza! Ani słowa w następnej linijce.
Pyk, pyk
Śni ci się, że musisz wstać, że za chwilę
gdzieś się spóźnisz. Patrzysz - jest zegarek,
ale nie ma żadnego czasu, tylko sprężynki -
pyk, pyk. I myślisz: materia jest fałszywa.
I już wiesz, że jesteś jedną z tych sprężynek -
głupio dałeś się wkręcić. Próbujesz coś mówić,
ale zamiast słów z ust ci wychodzą bąbelki
- pyk, pyk, i zatrzaskują się drzwi. Dobra -
myślisz, trzeba się obudzić. Ojcze nasz,
któryś jest w niebie - czy jakoś tak. Co dalej?
Pająk! Pająk spadł z sufitu! Żeby ci tylko
nie wszedł do ucha, cholera, tylko nie to!
I już stoisz i patrzysz, a przed tobą, o zgrozo!
Jesteś zdziwiony wyrazem własnej twarzy -
zero subtelności. A teraz suspens: pająk
pakuje ci się do ust, a ty leżysz tam - pyk -
z rozdziawioną gębą, jakbyś w pociągu spał.
Śniło mi się, że będziesz się bał
Więc świat nie mieści się w głowie, zmieścił się w bucie,
który nie przypomina buta, ewentualnie wcale nim
nie jest - tętni w mętnej wodzie, z trudem się przetacza
i bez trudu ginie. Żyjątka tego świata są białkową strukturą,
myślą i czują - nazwano ich ludźmi. Fantomowy
ból każe się spieszyć, więc: odchodzą, wracają, zdyszani,
zziajami (ta narracja powtórzeń jest przecież urocza),
a są i tacy, co znają watahy cieni, które im złorzeczą.
Uciec w bezruch, czy tuptać w tym kole?
Śniło mi się, że będziesz się bał,
tymczasem w innym bucie, który nie przypomina buta,
ewentualnie wcale nim nie jest, tętni
inny świat, hodowla innej struktury białka, która myśli i czuje.
Wszystko wszystkiemu życzy szczęścia,
ale to nie pociecha - żyjątka umierają.
Jonasz
J. odwrócony twarzą do ściany łapczywie połykał każdy kęs
powietrza, jak ryba wyrzucona z akwarium. Czasem pukał
w ścianę - ta doskonała obojętność świata. Więc
przyszło mu umierać w brzuchu wieloryba?
O, jeszcze trzyma ból na smyczy, O, jeszcze spróbuje to przebić
papierosem, O! Jeszcze wdech, O! Jeszcze wydech
- więcej, więcej nonszalancji! O! Nie będzie łatwo. O-
N - a, ostrożnie stawia kroki, ledwo się trzyma poręczy.
Z ceglastej ściany tryska napis, jak fontanna z oparów
absurdu, tryska prosto w twarz: Zakład czynny całą dobę.
Wciągając powietrze smakowała umarłych, sprawdzała
nadgarstki - nic nie znalazła. Tętno, tętno! Więcej tętn -
A tu - turla, rla, rla się wózek po betonie, kółka
skrzypią: zip, zip, dziwnie skulony człowiek w prześcieradle
stygnie jak odcięta dłoń niedbale rzucona w śnieg
- i już, wystarczy, ciiii
S - zaaaa, na planie! Wystarczy tej nonszalancji!
Trzeba biec, wiatr szarpie za włosy, trzeba się schować
w płaszczu. A na dziedzińcu mgła, jak sponiewierana biel,
więc biegnij w te mgłę, szalone tętno zostaw pod skórą -
mniej więcej wtedy, a teraz jest tak: żałobnicy.
Z balonikami, balkonikami, z pomponami i robak:
spacerują po krawędzi szklanki
O Ester:
umrzesz, umrzesz, umrzesz i będziesz nagusieńka
jak cię Pan Bóg stworzył, tak cię Pan Bóg zabierze -
nogami do przodu. Kap, kap, kap, spływasz. Quo?
Vadis, mówię do niej, a z ust płynie mi woda,
i wodę mam w płucach ciemniejszą o jeden ton, i
myślę wciąż o topielcach, i o ich cienkich, sinych
wargach. O Ester, będziesz sama, samiusieńka
żadnych innych stworów, ani forsy, i będziesz
zjawiskiem, zjawą, tak naprawdę niczym; a teraz
leżę w trawie, i jestem trawą, śmiech mi wykrzywił
twarz, leżę tu i nie potrafię tego dobrze opisać
(osobliwe); a pod ziemią robale - też chcą żyć
i coś muszą jeść - jeść & jeść bez końca - ich Bóg
jest słabszy, jak ten wiersz, który jest trucizną,
jadowitym pająkiem - zatruje mnie, ciebie i całkiem inny
wiersz. Tak Ester, chodzi tylko o to, by nie dać się
sfiksować w pierwszej kolejności, więc leżę, palę
dym się unosi: okno / oddech się uspokaja. Enter
Bożątko
Wolałbyś być głupi, czy mieć siedem dziur w głowie? - MLB
Niekochanego nikt jeszcze nie nazywał niekochanym
- zobacz ile straciłeś nie pozwalając siebie kochać.
Przechodzisz z rąk do rąk, jak kostropaty krasnolud,
a potem drobisz nogami w pobliżu pociągu,
który miał cię zawieźć do domu - a on?
Jedzie bez ciebie - balum, balum - ale co tam,
wzorcowy poeta zawsze będzie wzorcowy - nawet tu,
na miejscu, i tak przywalony umownym sztafażem
inności - to ona, MISTRZU, Bożątko, spódnica
puka w twój zapowietrzony kaloryfer i woła
spod śladów twojego kciuka, bo równać należy
w górę, i czeka na pograniczu nośnych metafor,
które graniczą z szalbierstwem języka - do czasu.
Ma siedem dziur w głowie i już nie jest głupia.
Bluff
Agentka Skali jest teraz zajęta (nazwijmy ją Ślepym
Losem, bo muszą być jakieś pryncypia), robi właśnie
behawioralną sesję twardym facetom, którzy boją się
posądzenia o pedalstwo. Więc wybijają to sobie z głowy
tępą łyżwą - jak Tom Hanks w Caste away’u - i molestują
swoje zegarki, by zmniejszyć dystans od płynącego tu
do wpływającego teraz, a potem odprawiają Piętaszka
daleko, daleko za drzwi. Spójrz, ile kryje się za nimi
próżnego, jak się unoszą próbując opiewać czołgi, markują
wysokie "c".
Płynące teraz
Zaprosisz klauna? Powinien być prawdziwy
nieśmiało zgłaszam swój akces. Spójrz,
się odsłaniam od pasa w dół, ale do rzeczy -
zostawiłaś psa, i tusz do rzęs - chyba się wyrzygam.
Piłem, piję, uczę się oddychać;
śni mi się pogrzeb za pogrzebem, pieprzony pies
wyje & wyje (to już nie jest śmieszne).
Dziś w nocy umrze ktoś, z kim nigdy się nie spotkam.
W całej nieskończoności świata miniemy się tak
bez śladu. Pojutrze zaczną kopać dół,
schylą się nad nim czyjeś mokre plecy, żuki prysną
w stronę miasta - ja to widzę, tak bez przerażenia -
całe to misterium śmierci i wszystko co potem:
pogrzeb, feeria kwiatów, wstążek i błoto,
które pożre trawę, wiosnę i wszystkie te cmentarne
rekwizyty, a potem pożre mnie. A póki co
jest zima, a ty szorujesz jakiś kibel w Chicago,
bo tam jest ciepło, i wszystko jest takie duże,
ocean, i palmy są prawdziwe - ja to widzę, tak
bez przerażenia, więc pojutrze barbecue w ogrodzie?
W stronę hetero
Obracam się na brzuch i zasypiam z dupa odwróconą do sufitu
tak dla odmiany.
Charles Bukowski
Wyrzuć z siebie kurew, która ci wmawia, że jesteś homoseksualistą,
a pojawi się forma. I jakże piękny będzie ten dzień, gdy zasiądziesz
do stołu, jak ludzie, którzy jedzą dużo, bo wcześniej nie mieli nic; ach
i wesoły będzie następny poranek, kiedy znów zasiądziesz, jak tamci,
i będziesz pił, jadł, i pił, i spróbujesz zrobić coś na zapas, i na tym tylko
się skupisz; aż zaśnie karp na półmisku Cwibel & Mustel w żelatynowej
kołderce, a Charles Bukowski powie ci, że możesz go sobie wsadzić
i już - ale spróbuj stamtąd wyjść, i przez neurotyczne okno też spróbuj,
i powiem ci coś - będzie strasznie wysoko, i w ogóle się nie otworzy;
a Charles Bukowski będzie się z ciebie śmiał, że masz za krótkie nogi.
Ewolucyjna tęsknota pingwina
Śmierć przez utopienie lekka nie jest
i to mu nie grozi, choć ciągle jest zdany
na łaskę tlenu. Nie sieje, nie orze,
a żywi go Pan. Nie zrodzony, nie stworzony
i niewspółistotny Ojcu. - Swimming
in the sea is a great fun - siii - nawet
w lodowatej wodzie. A potem chodzi
wyprostowany jak człowiek i marzy
o lataniu zmuszając prawdę do ucieczki.
I czeka, czeka - cudownie przeznaczone
do dalszej obróbki pomysłowe białko.
Zapytałam, dlaczego to zrobił
Bo ceni różnorodność - odpowiedział facet co zdradził
i zdradzi jeszcze nie raz. Potem mówił o kulturze fiuta
i murzyńskich biodrach - dużych, przepastnych,
o których marzy Kuba B, bo:
demona murzyńskiej dupy nie wypędzi się z łba
czytając Spinozę czy Freuda - to instynkt
przeciwny skokowi. Siedzę w fotelu i czuję jakbym szła;
jakbym szła długą nocą - za nim i po niego,
a przecież nikt nie jest taki specjalny.
Odprysk Ducha -
najwspanialsza rzecz, jaką wszyscy dzielimy.
- Niech pani tak nie mówi, będę wył - powiedział
facet, który zdradził i zdradzi jeszcze nie raz.
Skąd ma wiedzieć dlaczego ten płacz?
Opanował się i wszystko jest ok. -
trumna na swoim miejscu, i ładnie zamknięta;
Orkiestra dęta gra Marche funebre Chopina,
słońca nie ma - a życie jest.
Spis treści:
1. Horse sense
2. Romantyczność
3. A jeśli nie wrócę? Strach pomyśleć
4. A ja mam właśnie napad paraliżu
5. Gangbang
6. Itencjał Zoldy
7. Matka nigdy się nie uśmiecha – modli się
8. Elegnccy, elokwentni
9. Zacznijmy od trzciny. Za domem jest
10. Słowo, co spało
11. V kolumna
12. Kwestionariusz wsobny
13. Skarga zegarka
14. Po oczach
15. Powiedziałeś
16. Umrzeć we śnie. Leżeć
17. Ochłodzenie
18. O.
19. In flu. Spowiedź poety
20. Wibrujące ucho
21. Wszystko w rękach konia
22. Światło
23. Miłość
24. Umarł
25. Hello, hello Helenko, jak ci się pasie
26. Pyk, pyk
27. śniło mi się, że będziesz się bał
28. Jonasz
29. O Ester:
30. Bożątko
31. Bluff
32. Płynące teraz
33. W stronę hetero
34. Ewolucyjna tęsknota pingwina
35. Zapytałam dlaczego to zrobił
Aleksandra Zbierska
Wibrujące ucho
Stowarzyszenie Zywych Poetów Brzeg Wydawnictwo RED, 2009-09-08
Nota:
Wibrujące ucho, ucho rozedrgane, wpadające w rezonans, szeroko otwarte na każdy dźwięk, szelest. Stąd bierze się literatura uważna i przenikliwa, która pozwala odkrywać świat na nowo i ciągle na nowo. To tak jakby swoje ucho odłączyć od siebie i odejść – zostawić je pośród tylu ciągle ważnych rzeczy. Co się dzieje z nami, gdy zostawiamy ucho? Co się dzieje z uchem? Co się dzieje ze światem – gdy zamienia się w feerię dźwięków, słów, monologów, ale również pauz. Aleksandra Zbierska nie odpowiada na żadne z tych pytań. Tylko nasłuchuje, ciągle nasłuchuje.
Ryszard Chłopek
* Księgarnia internetowa
[1] http://sklep.poezja-polska.pl/index.php?p128,red-nr-1-2009-tomik-wierszy-aleksandry-zbierskiej
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz